Po co żyć? - Capela

884 59 29
                                    


Załamał się. Nie wiedział co ma zrobić. Wyrzucili jego syna z policji, a on sam nie odzywa się do nikogo już od kilku miesięcy. Zapłakany i przytłoczony, stał na Mount Chilliad, myśląc nad tym po co ma żyć. Nikt nie będzie za nim tęsknił.

Stał tam gdzie Ernest, zanim spadł z góry te wszystkie miesiące temu. Choć prawie wtedy zginął, śmiali się i żartowali z tego razem w szpitalu. Wtedy też Ernest poznał jego siostrę... Która również się od niego odsunęła. Teraz jego syna nie ma, a Dante sobie nie radzi. Chciał skoczyć. Po co się męczyć? Po co być kimś uciążliwym dla innych? Nikt go nie kochał, nikt go nie potrzebował. Wszyscy od niego odchodzą, nawet syn...

Do tego zwolnili go z pracy. Poświęcił jej prawie całe swoje życie, a jednak uważano go za złego funkcjonariusza. Wszystko przez to, że Pisicela robi czystki w policji. Już po kilku dniach wszystko zaczęło się sypać. Juan nie dawał sobie rady, wiedział, że popełnił błąd wyrzucając Capele. Tylko on potrafił utrzymać ten pierdolnik. Jednak, mimo licznych telefonów Juana, Dante nie zamierzał wracać.

Nie słyszał kroków, żadnych dźwięków. Słyszał tylko swoje myśli, które powtarzały mu jak bardzo jest beznadziejny. W pewnym momencie pomiędzy odgłosami myśli usłyszał dobrze znany mu głos.

- Capela, zejdź mi stamtąd! - krzyknął znany mu głos. - Proszę - dodał już ciszej. Co on tutaj robił? Capela zadawał sobie to pytanie przez chwilę. Odwrócił się i spojrzał na niego z bólem w oczach.

- Po co? I tak nikt nie będzie tęsknić - powiedział łamiącym się głosem. Nie widział już sensu życia. Wyśmiewany, obrażany, nie kochany... Stracony w oczach innych.

- Ja będę Capela - powiedział do niego z pewnością w głosie.

Czy mówił prawdę? Nie wiedział, upadł na kolana. Załamał się i rozpłakał. Dławił się przez łzy, starszy podbiegł do niego i uklęknął przy nim. Przyciągnął go mocno do siebie i przytulił. Nie chciał go stracić, był dla niego jak syn. Zajmował się nim, od kadeta, i widział jak szybko awansował. Może nie mówił tego na głos, lecz był z niego dumny. Z czasem, pokochał go jak członka rodziny, jak syna.

Teraz trzymał go blisko w swoich ramionach, nie chcąc puścić. Starał się go uspokoić, gładził go ręką po plecach i szeptał mu do ucha słowa otuchy. Poczuł, że młodszy zaczął równomiernie oddychać. Dante oparł się o niego bardziej, więc Sonny postanowił wstać z ziemi, biorąc go na ręce. Sądził, że młodszemu przyda się odpoczynek. Zaniósł go do auta i posadził na miejscu pasażera. Gdy tylko zamknął drzwi, głowa młodszego spadła bezsilnie na szybę, przez co się o nią opierał. Czarnowłosy po prostu nie miał już siły. Po jakimś czasie zasnął.

Gdy siwowłosy dojechał do apartamentu, położył Capelę do łóżka. Był ranek, przez co on sam już nie widział sensu kładzenia się spać, zwłaszcza, że zajmował je Dante. Zaparzył sobie kawę, czekając aż on się obudzi. Zdążył też zrobić im śniadanie.

Gdy chciał je położyć w salonie zobaczył Capelę siedzącego na kanapie. Odłożył kanapki na stolik i usiadł obok niego. Siedzieli w ciszy. Nie musieli nic mówić. W pewnym momencie Sonny poczuł ciężar na barku. Spojrzał i ujrzał ponownie śpiącego Dante. Musiał długo tam siedzieć, a poza tym, na pewno był wyczerpany ciągłym myśleniem. Wziął go i zaniósł z powrotem do sypialni. Okrył go kołdrą i już chciał wychodzić, gdy usłyszał dwa ciche słowa.:

- Dziękuje tato.

Sonny uśmiechnął się, zawsze chciał, żeby Capela był szczęśliwy. Wcześniej, myślał że nie potrafił tego okazać. Teraz jednak, postara się być dla Dantego dobrym ojcem, którego młodszy nigdy nie miał, a na którego zasługiwał, i przy okazji takim jakim on zawsze chciał być.

OneShoty 5cityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz