Zachodzące Słońce - Capela x Erwin

1K 78 12
                                    

Nareszcie udało mi się to skończyć! Będę bardzo szczęśliwa jeśli napiszecie czy chcielibyście dłuższą historię? 

Może uda się coś napisać, kto wie?

Miłego czytania kochani <3

---------------------------------------------------------

Czas wydania wyroku. Wstałem, jak reszta osób na sali i czekałem na wyrok. Dotyczył on mnie. Rozmyślałem co ze mną będzie, lecz z moich zagwostek wyrwały mnie słowa:

- Skazuje Erwina Knucklesa na karę śmierci przez rozstrzelanie.

Przez chwilę nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem. W tle było słychać płacz Heidi i paru innych osób. Nie skupiałem się na tym. Wreszcie dotarło do mnie co powiedział sędzia, a ja załamany upadłem na kolana.

Wiedziałem, że tak będzie. Spodziewałem się tego. Wiedziałem, że dostanę duży wyrok, ale starałem się wybronić chociaż od kary śmierci. Nie wyszło... Napad na największy bank w mieście, zabójstwo kilku osób, porwanie i zabicie kilku funkcjonariuszy... to nie mogło się skończyć dobrze. Czemu w ogóle myślałem, że może mi się udać tego uniknąć? Mój świat właśnie się rozpada, a raczej kończy, ale nie płakałem. Chyba z szoku.

Gdy miałem 10 lat i na moich oczach zabito moich rodziców. W dzieciństwie nikt się mną nie interesował, ale i tak uczono mnie żebym był jak ojciec. Zimny, bez uczuć i żeby nigdy ich nie ukazywać. Dlatego też, gdy zabijałem, nigdy nie okazywałem uczuć. Przecież tak mnie uczono. Jednak, odkąd mam rodzinę, nie potrafiłem ukryć niektórych uczuć. Teraz jestem tu, i nie czułem nic oprócz pustki. Czułem jak nagle zabrakło mi oddechu. Może to przez to, że wciąż nie mogę dojść do siebie, a może przez to, że wszyscy z mojej rodziny, którzy byli na rozprawie zrobili sobie ze mnie pluszaka.

Podniosłem wzrok i spojrzałem na nich.

David... Ten zjeb, który cały czas krzyczy, brat, bez niego nic by nie było takie samo.

Carbonara... Dobry kierowca, też zjeb, ale mój brat. Do tego dobry strzelec, tyle razy uratował mi życie, gdyby nie on, nie wiem co bym zrobił.

Vasquez... Kolejny dobry kierowca w rodzinie, zawsze spokojny, ciekawe, jak on to robił? Teraz widziałem w jego oczach łzy, co było niespotykane.

Heidi... Tak naprawdę nigdy jej nie kochałem, chciałem tylko przekierować uczucia, ale tak się nie da. Ona też kochała kogoś innego więc rozstaliśmy się w zgodzie, nie widzieliśmy sensu związku. Przyjaźniliśmy się, wiadomość o moim wyrok ją załamie...

Kui... ten jebany mąciciel, kurdupel, który zawsze był dla mnie jak ojciec, osoba odradzająca głupich pomysłów, dawał mi dużo wsparcia.

Dia i San... Magnat i pepega w jednym, a obok niego najlepszy przyjaciel... Byli ze mną od początku tej wyspy, nie dałbym sobie rady bez nich. Jestem im tak bardzo wdzięczny...

Dorian... Jego niestety nie ma, więc pewnie leży gdzieś nachlany w jakimś rowie.

Laborant... Jest dla mnie jak młodszy brat, kiedyś gotował dla nas metę, a teraz nie widzę akcji bez niego. Tu jego "kuku", tak jak i on sam jest takie pocieszne... Choć go wyzywam czasami, to go kocham, tak jak całą tą pojebaną rodzinkę.

Ivo... Choć jest młody i jest z nami od niedawna, to stał się dla mnie częścią rodziny. Czułem, jakby był tam od zawsze.

Landrynki, Lukas, Lucjan, nawet Spadiniarze czy Ballasi patrzyli na nas ze współczuciem... i oni.

Policja... Choć czasami miałem ochotę go zajebać, to lubiłem tego subwoofera, który cały czas drze pizde. Janeczek potrafi wkurwić, ale czasami jest niesamowity... Rightwill, jeden z niewielu policjantów do których mam szacunek. I on... widziałem jego wzrok. Obojętny. Chciałem zobaczyć coś w tych niebieskich oczach, ale nie było opcji. Podszedł, monotonnym głosem kazał wyjść mojej rodzinie za drzwi sądu, a inni funkcjonariusze podnieśli mnie do pionu. Starałem ustać na nogach, co było dosyć trudne. Nawet nie dali nam się porządnie pożegnać...

OneShoty 5cityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz