Wojna pomiędzy nimi, ale czy pomiędzy nami...?- Capela x Erwin (2/2)

803 42 46
                                    

Cześć!

Wiele osób chciało dobre zakończenie i udało mi się je przed chwilą skończyć!

Nie jestem tak dumna z tego jak ze złego zakończenia, ale no cóż... Nie można mieć wszystkiego...

Tak jak poprzedni oneshot ten jest niesprawdzony i mogą pojawiać się błędy, za które bardzo przepraszam <3 Oczywiście początek jest taki sam jak w pierwszej części (aby trochę lepiej się wczuć) więc jak nie chcecie go czytać to przewińcie do momentu, w którym każdy osądza Erwina o zdradę :>

Zachęcam do dawania gwiazdek i pisania komentarzy, to mnie bardzo motywuje :3

Miłego czytania <33

-----------------------------------------

Widziałem smugi kropel deszczu które opadały z głuchym dźwiękiem o ziemię. Przechodziły mnie dreszcze z powodu zimna. Mimo to kochałem deszcz. Był oderwaniem się od zbyt pięknej rzeczywistości. Deszcz był rzeczywistością. Jednak nie mogłem dłużej się nim zachwycać. Dlaczego? Szliśmy na wojnę. Z kim? Z kłamliwymi stróżami prawa. Policją...

Wojna ta zaczęła się bardzo niepozornie. Głupia kradzież auta, niesprawiedliwy wyrok i oskarżenia. Długie mediacje i bitwy między dwoma frakcjami. Wiele strzelanin i porwań, aż w końcu trafiliśmy tutaj. W to miejsce. Patrzyliśmy sobie w oczy ze zmartwieniem i nadzieją. W tym całym walącym się chaosie byliśmy my. Pomogłem ci po jednej ze strzelanin, wykrwawiałeś się i wręcz umierałeś na moich rękach. Mimo, że powinienem cię nienawidzić, to lubiłem cię, a z czasem pokochałem. Mimo wszystkich twoich krzywych akcji w moją stronę - ucieczka na komendę z łupem z banku lub niesprawiedliwe wyroki... To wciąż nie potrafiłem cię znienawidzić.

Wtedy nie wiedziałem jak ci pomóc. Naprawdę wtedy strasznie się o ciebie bałem, a gdy zemdlałeś sparaliżował mnie strach. Nawet nie wiesz ile łez przez ciebie wtedy wylałem. Tamowałem krwawienie, aż nie przyjechali moi przyjaciele. Odciągali mnie od ciebie i wyzywali, że jesteś tylko nic nie wartym psem, ale ja nie potrafiłem cię zostawić...

- Erwin do cholery! To nic nie warty kundel! Nie warto!- krzyczał na mnie Carbonara, starając się mnie odciągnąć od ciała Dante.

- Nie mogę Carbo! Nie mogę go zostawić do kurwy!- krzyknąłem, podciągając nosem - Nie mogę... - szepnąłem do siebie.

- A to czemu?!- krzyknął David w końcu odrywając mnie od ciebie.

- Bo go kocham! Kocham, rozumiesz?!- wykrzyczałem i znów wręcz się do niego przykleiłem.

- Okej, pomożemy ci - szepnął Carbonara, kładąc rękę na moim ramieniu. Pokiwałem głową, a po moich policzkach wciąż spływały łzy.

Wtedy pierwszy raz wyznałem, że cię kocham. Tylko oni wiedzą, że coś do ciebie czuje i że jesteśmy razem wśród tego wszystkiego. Złapałem za broń chcąc to wszystko cofnąć. Gdybym wtedy nie złamał głupiego przepisu drogowego nie byłoby nas tu. Czemu ceną za nasze szczęście musi być śmierć tylu osób? Może nawet i nas...? Uniosłem broń i ją odbezpieczyłem. Wahałem się. Każdy to widział, nie mogłem do ciebie tak po prostu strzelić... Zacząłem powoli podchodzić w twoją stronę, a wszystko jakby ucichło. Każdy policjant stał, wręcz nie oddychali. Bali się o swojego ostatniego szefa. Prawdziwego szefa, który o nich dbał...

- No wystrzel! No co ty czekasz?!- usłyszałem krzyk Ulaniego.

- Nie musimy robić tego w ten sposób - szepnąłem i każdy policjant mnie usłyszał. Miałem łzy w oczach, gdy w twoich widziałem strach. Bałeś się o nich, ale chyba bardziej o mnie, prawda? Bo mnie przecież kochasz... Podszedłem jeszcze bliżej i opuściłem broń. Jak na zawołanie każdy policjant uniósł swój pistolet i wycelowali w stronę przeciwną. Wyciągnąłeś rękę w moją stronę i każdy patrzył na to z niedowierzaniem. Położyłeś ją na moje ramię i przyciągnąłeś mnie do siebie. Tak po prostu mnie przytuliłeś, jakby ich nie było.

Słyszałem okrzyki iż zdradziłem, ale to nie było tak. Zakochałem się ze wzajemnością i nie potrafiłem zrobić czegoś takiego. Nie potrafiłem przedziurawić ci czaszki jak gdyby nigdy nic. Zabić cię, mimo, że sam mogłem zginąć na polu bitwy wiedząc, że się już nigdy się nie spotkamy. Nie spojrzę w twoje piękne oczy, nie pocałuje go, nie dotknę... Kocham cię mimo tych wszystkich osób, które mi to odradzały.

- Kocham cię Dante - szepnąłem cicho w twoją stronę. Odsunąłeś mnie od siebie i uśmiechnąłeś się szczerze.

- Ja ciebie też kocham Erwin - powiedziałeś cicho przybliżyłeś się do mnie. Czułem twój oddech na swoich ustach. Tak bardzo chciałem cię pocałować, ale to byłoby niedobre prawda? Nagle poczułem twoje usta na swoich, sapnąłem zaskoczony na twój ruch.

- Co ty kurwa robisz?!- usłyszałem oburzone krzyki obydwóch ze stron. Usłyszałem przeładowywanie broni. Ni stąd, ni zowąd wszyscy zaczęli strzelać, oprócz nas...

Złapałeś mnie mocno za ramię przyciągając do siebie i pobiegliśmy do najbliższego murku. Nie wiem jakim cudem udało nam się schować, unikając tych wszystkich kul... Spojrzałem na ciebie i ujrzałem na twoim ciele krew. Uspokoiłeś mnie i powiedziałeś, że to tylko małe nic nieznaczące draśnięcia. Nic ci przecież nie będzie... To tylko trochę krwi. Złapałeś się za bok by jak najszybciej zatamować krwawienie od rany. Lecz teraz mimo, że się o ciebie martwiłem to bałem się o moją rodzinę... O przyjaciół, którzy dali mi dom i wsparcie w ważnych chwilach... Dali mi rodzinną miłość i bezpieczeństwo.

- Im się nie może nic stać...- szepnąłem cicho, wychylając się lekko za murek. Od razu kula przeleciała niedaleko mojej głowy, szybko schowałem się oddychając szybko. Adrenalina buzowała w naszych żyłach, słyszałem szybkie bicie twojego serca. Bałeś się tak jak ja.

- Wiem Erwin, też się o nich martwię...- szepnąłeś równie cicho. Też się martwiłeś o moją rodzinę. Widziałem to... Zdążyłeś ich przecież polubić i dobrze poznać. Wiele razy na naszych spotkaniach by jakoś... Zaprzestać wojny. Siedzieliśmy, śmialiśmy się... Byliśmy jak rodzina, a ja nie chcę jej stracić, równie mocna jak nie chcę stracić ciebie...

Po dłużących się w nieskończoność minutach, wszystko ucichło... Było słychać tylko ostatnie tchnienia, ostatnie upadanie ciał i ostatnie upadki broni palnych... Powoli wstaliśmy na równe nogi coraz bardziej się bojąc, co zobaczymy... Złapałem cię za rękę, ścisnąłeś ją i zaczęliśmy się powoli obracać w stronę pola bitwy. Trawa zamiast być zielona, miała na sobie krew. Wszystko wyglądało jak piekło...

Obróciłem lekko głowę i zobaczyłem chwiejącego się Vasqueza. Podbiegłem do niego, puszczając twoją rękę. Upadł w moje ramiona, a z moich oczu uleciały łzy.

- Ej Vaski, proszę patrz na mnie! Nie zamykaj oczu okej?! Nie umieraj do cholery!- wykrzyczałem patrząc w jego martwe już oczy. Położyłem głowę na jego brzuch rozpłakując się. Widziałem niedaleko Carbonare leżącego na tej brudnej ziemi... Jak ja powiem Kayli i innym, że oni już nie żyją...?

Przypomniałem sobie, że nie jestem sam. Spojrzałem na ciebie i w twoich oczach zobaczyłem tylko rozpacz i ból albo pustkę... Nie byłem powinien przez własne emocje jakie czułem...

Nie wiedziałem na co patrzysz więc obróciłem głowę i zobaczyłem na co patrzyłeś. Zakrwawiony Sonny leżący na czerwonej trawie to na pewno nie miły widok... Podbiegłem do ciebie od razu zgarniając cię w ramiona, zanim zdążyłeś do niego podejść. Usłyszałem twój płacz, drżący i szybki oddech... Wiem jak wiele dla ciebie znaczył... Opowiadałeś mi jak wiele mu zawdzięczałeś. Normalne dzieciństwo... Dobrą pracę... Był dla ciebie jak ojciec, gdy ten prawdziwy zabił twoją matkę... Gdy straciłeś całą rodzinę, on cię przygarnął i pomógł ułożyć życie, gdy ty jeszcze stąpałeś ścieżką przestępczą... Był dla ciebie zbyt ważny byś mógł go stracić...

Opadłem na kolana razem z tobą w objęciach. Widziałem martwe ciała wszystkich swoich przyjaciół, rodziny i współpracowników... Z tobą było podobnie... Sonny był twoją rodziną, a moja też powoli zaczynała być twoją rodziną... Patrzyliśmy na ich martwe ciała... Nie wierzyliśmy, że ich już nie będzie. Płakałeś w moje ramię, a ja siedziałem na ziemi oniemiały, cali byliśmy w twojej i ich krwi. Nic już nie będzie takie samo bez nic... Nie wiedziałem co będzie dalej, ale wiedziałem jedno... W końcu będziemy szczęśliwi, ale bez nich... Musimy być szczęśliwi...

OneShoty 5cityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz