Spełnił obietnicę - Speedo x Vasquez

1.2K 88 26
                                    

Miłego wszystkim <33 Przepraszam, że nic nie wystawiałam no, ale mam zapierdol...

Nie obiecuję, że teraz shoty będą pojawiały się częściej bo nie mogę obiecać czegoś czego nie jestem w stanie dotrzymać. Postaram się oczywiście, ale najpierw wena musi wrócić :3

Miłego czytania <33

------------------------------------

Oni, siódemka przyjaciół, stanęli przed wyborem. A właściwie, przed wyrokiem śmierci jednego z nich. Erwina Knucklesa. Jednego z liderów największej grupy przestępczej w mieście. Umrze tej nocy z powodu jego kompleksu wyższości i chęci władzy. Widział twarze wszystkich z jego ekipy przed sobą, zamazanych, gdyż w oczach zebrało się całe morze łez. Wspominał wszystko co chciał wypełnić przed śmiercią. Nie chciał zostawić nie wypełnionych rzeczy. Wspominał, czekając na strzał.

Ostatnie spotkanie z Montanhą…

- Wiesz, że mogę zginąć?- zapytał Erwin załamującym się głosem. Bolała go ta sytuacja. Siedział razem z na dachu, chcąc zrobić coś, co najbardziej bolało. Pożegnać się… Na ich dachu…

- Tak - odpowiedział cicho Gregory.

- Mimo wszystko, byłeś jedną z najlepszych osób które spotkałem, kapitanie - zasalutował i odszedł szybko, nie chcąc dłużej się żegnać. Nie chciał przeżywać…

- Kocham cię Erwin - usłyszał, jakby szept wiatru. Myślał, że się przesłyszał. Zatrzymał się i obrócił głowę w jego kierunku. Uśmiechnął się lekko po czym odszedł, zostawiając miłosną przeszłość z Gregorym za sobą. “To teraz tylko przeszłość kochanie… “- pomyślał. Bolesna przeszłość…

Ważna rozmowa z Albertem…

- Jakby coś mi się stało, Speedo - zatrzymał wypowiedź na chwilę, przełykając gulę w gardle. Ciężko było mu się z tym pogodzić…- Zaopiekuj się nim - powiedział, obejmując Alberta lekkim uściskiem.

- Obiecuję, że się nim zaopiekuje - odpowiedział z małym uśmiechem. Mimo, że Speedo nie był spokrewniony z Vazquezem, czuł, jakby ten był jego starszym bratem, a może nawet kimś więcej... Chciałby być kimś więcej… Erwin dobrze to wiedział, ale nie miał żalu. Poza tym, Speedo i Vasquez zawsze byli blisko. Nawet bliżej niż on i Vasquez… Zwłaszcza o porankach. Razem uciekali przed policją, razem obrabiali bank, po prostu byli dla siebie. To dobrze, że gdy go nie będzie, to ktoś inny będzie mógł zająć jego miejsce, chociaż w jakimś stopniu. Erwin czuł, że wypadnie na niego… On zginie…

- I dokończcie to, co zacząłem - dodał, po czym uśmiechnął się, wsiadł do auta i odjechał. Odjechał w stronę końca swego życia i historii, jaką stworzył.

- Kocham cię Erwin - usłyszał szept Vasqueza i nim zdążył usłyszeć strzał, już nie żył. Jego śmierć, a właściwie film z tym wydarzeniem, został wyświetlony na każdym billboardzie w mieście. Po co? Aby pokazać innym śmieć najważniejszej osoby. Tak wielka i ważna w społeczeństwie osoba ginie przez losowanie i własną głupotę. Co za ironia. Jednak zanim zginął, uśmiechał się. Był szczęśliwy, bo nie widział na swoim miejscu nikogo innego. Jego śmierć najbardziej wszystkich boli… Ale nie potrafiłby oddać swojego miejsca komuś innemu.

Widział jak wszyscy chodzili załamani. Dosłownie wszyscy... Nawet najwięksi wrogowie poczuli swego rodzaju pustkę. Nie mieli już prawdziwego wroga ani konkurencji…

Widział, jak Vasquez obwiniał się za jego śmierć. Widział też, że mimo wszystko, ekipa trzyma się bez niego. I dobrze. Nie chciał być winnym za jej rozpad. Najlepsze było to, że w najtrudniejszych momentach, gdy wszyscy chcieli odpuścić i zostać sami, Speedo ich ratował. Nie pozwalał zamknąć im się w sobie i trzymał tą ekipę w kupie. Knuckles był dumny, że ktoś jest godny zastąpienia go…

Widział go. Stał załamany przy oknie szpitalnym. Patrzył pustym wzrokiem w ulicę. Po chwili zobaczył jeszcze jedną osobę. Osobę, która chciała pomóc tej, która miała zaraz upaść. Upaść psychicznie. Erwin spojrzał na Alberta i pomyślał “No podejdź do niego, chcesz tego, a on cię teraz potrzebuje”. Speedo spojrzał w jego stronę z pytającym wyrazem twarzy. Uśmiechnął się lekko, a Albert na ten ruch zaczął powoli podchodzić do Vasqueza. Jakby zobaczył go i uznał to za znak…

Gdy był wystarczająco blisko, zatrzymał się. Wciąż wahając się lekko, złapał za ramię Vasqueza. Speedo zauważył gorzkie łzy bruneta i natychmiast go przytulił. Na początku Sindacco po prostu stał znieruchomiały, ale gdy zrozumiał kto to, wtulił się w mniejsze ciało. Zatopił twarz w szyję Speedo, rozpłakując się. Albert głaskał jego plecy w geście wsparcia. Erwin patrzył na to z pewnym rodzaju rozczuleniem i nadzieją. Nadzieją, że Vasquez się pozbiera i nie odrzuci Alberta. Żeby niebieskooki zrozumiał swoje uczucia. Bo tak na prawdę, to dotychczas ich nie rozumiał. Erwin natomiast, dobrze to wiedział.

Sindacco sądził, że kochał szarowłosego, lecz to nie była prawda. Chciał przenieść swoje uczucia na Erwina, ale tak naprawdę, kochał kogoś innego. Kogoś, kto nie ważne co by zrobił, kiedy tylko będzie go potrzebował, to będzie dostępny pod telefonem. Będzie po prostu dla niego wsparciem i pomoże mu w każdej chwili. Kogoś kto będzie go kochał….

W tym momencie, Vasquez zrozumiał. Zrozumiał, że nie może więcej oszukiwać siebie i innych co czuje do tego chłopaka. Do chłopaka o którym na samą myśl przechodzą go przyjemne ciarki i ciepło. Gdy tylko ktoś tylko o nim wspomni, na jego twarz wpływa rumieniec bądź uśmiech, a myśli wspominają wszystkie piękne chwilę. Z nim… Z chłopakiem, w którym się zakochał i nie chce już więcej tego ukrywać. Przyznał się przed samym sobą do uczuć, których długo się wypierał. Bardzo długo. “Kocham Alberta Speedo”- pomyślał i uśmiechnął się lekko. Uniósł głowę, a gdy ujrzał rozmazaną postać Erwina, zdziwił się.

- Vasqi… Zrób coś dla mnie i zatrzymaj go przy sobie - zaczął Erwin ze słabym uśmiechem. - Trzyma was w kupie, a ty jesteś dla niego najważniejszą osobą w życiu - duch podszedł bliżej złapał przenikliwą ręką policzek Vasqueza. - Nie strać okazji… Bo ja takową straciłem - wyszeptał, a po jego policzku spłynęła łza… Łza, która po chwili rozpłynęła się w powietrzu. Tak samo jak duch Erwina…

Vasquez uśmiechnął się i odsunął swoje ciało od Alberta, by spojrzeć w jego oczy. Oczy przepełnione smutkiem i bezradnością. Gdy młodszy zauważył uśmiech bruneta, zdziwił się. Poczuł dziwną odwagę i wyszeptał krótkie zdanie:

- Kocham cię Vasquez.

Po chwili uzyskał równie krótką odpowiedź: 

- Też cię kocham, Albercik.

Chwilę później trwali w pocałunku, którego nie chcieli kończyć. Tak samo jak nie chcieli kończyć swojego związku. Razem utrzymali Zakshot w ryzach i napadli na galerię. Dla Erwina. Razem… I tak pozostało na zawsze. Razem wzięli ślub, adoptowali dzieci i razem zmarli. A gdy to się stało, dołączyli do Erwina, który cały czas na nich spoglądał. Z góry…

- Zrobiłeś to. Dotrzymałeś obietnicy Albert…- powiedział z uśmiechem i dumą w głosie Erwin, gdy już się spotkali. W niebie…

OneShoty 5cityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz