Ostatnie urodziny - Gregory Montanha

902 63 13
                                    

Z okazji urodzin kreatywnego napisałam tego shota... Taki malutki morwinek

Pomysł zaczerpnęłam od @kitaszka i trochę opóźniony, ale nie z mojej winy! 

Przez pewną osobę, która wie, że ją kocham <3

Miłego czytania kochani <33

---------------------------------------------------

Najlepszy dzień. Dzień, w którym dostałem życie od moich rodzicieli. Szkoda, że teraz nie mogą być ze mną... Mimo wszystko, jest to dla mnie wyjątkowy dzień. Tak jak dla większości ludzi. Niektórzy go nie obchodzą, bo nie widzą w tym sensu, a inni robią największe domówki i imprezy z tej okazji.

Ja obchodzę ten dzień na swój własny sposób. Nie oczekuje żadnych prezentów, imprez niespodzianek. Czekam na ten dzień by, poczuć w jakiś sposób tą magię. Magię pięknego dnia zwanego urodzinami. Robiłem sobie luźniejszy dzień i po prostu robiłem to, na co miałem akurat ochotę. Nagle usłyszałem dźwięk dzwonka swojego telefonu. Zobaczyłem nazwę kontaktu - Chujkurwadobicia. Wiadomo kto to...

- Cześć Grzesiek! Wszystkiego najlepszego! - usłyszałem entuzjastyczny głos po drugiej stronie słuchawki. Mimowolnie się uśmiechnąłem.

- Cześć Dia, dziękuję - odparłem i westchnąłem cicho. Największy magnat, a jednak tak pocieszna osoba. Jeden z największych przestępców, a ma bardzo dobry kontakt z policjantami. Zwłaszcza z Hankiem Overem. Nie wiem jak on to robi... - Po co dzwonisz? Nie miałeś akurat dzisiaj iść gdzieś z Hankiem? - zapytałem podejrzliwie.

- No mieliśmy, ale ty idziesz z nami - powiedział tajemniczo.

- A to nie miała być randka? - zapytałem zdziwiony.

- No miała...

- A randki nie opierają się na spotykaniu się dwóch osób?

- Grzechu nie pierdol, zbieraj się czekamy pod apartamentami - uniósł głos, a ja usłyszałem w tle cichy śmiech Hanka.

- Dobra, dajcie mi chwilę i już schodzę - westchnąłem.

- To na razie! - krzyknął i się rozłączył.

Szybko podszedłem do szafy i wybrałem ciuchy, w które po chwili się przebrałem. Wyszedłem z mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Gdy byłem przed apartamentami, zobaczyłem nowy model Koenigsegga. Temu Hankowi to się powodzi... Wsiadłem na tylne miejsca w samochodzie, a Dia włączył silnik i ruszył. Jechaliśmy piętnaście minut, przez które rozmawialiśmy o porzuceniu ich randki na rzecz mojej przejażdżki. Przez całą drogę wykłócali się, że na żadną randkę się nie wybierali.

- Kurwa przestańcie, każdy w mieście wie jak jest. Poza tym, gdy Hank jest z tobą, jest o wiele szczęśliwszy - powiedziałem, unosząc głos. - Więc skończcie pierdolić głupoty.

- Dobra, to już nie ma sensu Dia - mruknął Hank. Zaraz po jego słowach, Garcon złapał za jego rękę. Spletli palce razem, a na ich twarzach można było zauważyć ulgę i duże szczęście. Uśmiechnąłem się i oparłem się wygodniej o fotel.

- Jesteśmy - powiedział Dia, parkując na podjeździe do dużej willi.

- Gdzie wy mnie zabraliście?

- Do chaty ekipowej - odpowiedział, po czym szeroko otworzył drzwi. Gdy światło zostało zapalone, zza kanap i innych znajdujących się w pomieszczeniu mebli wyskoczyły osoby. Najwięcej osób było z półświatku przestępczego, jednak znajdowali się również policjanci. A dokładniej to Capela, no i Hank, który zresztą z nami przyjechał... i to tyle... Lecz mi to nie przeszkadza.

Impreza rozkręciła się w najlepsze. Każdy był chociaż wstawiony, a większość już dawno była pijana. Udało nam się z Hankiem i Erwinem upić Dante, co było nie lada wyzwaniem. Po czasie przyszedł czas na tort. Erwin wszedł do pokoju chwiejnym krokiem wraz z małym tortem, omal się nie wywracając. Nieporadnie pokroił tort i każdy z towarzystwa wziął sobie kawałek. Gdy wszyscy już zjedli Erwin zaczął się do mnie przytulać. Jest taki słodki gdy jest pijany...

Niepewnie zbliżyłem twarz do tej jego. Nasze twarze były bardzo blisko siebie, a nasze oddechy mieszały się ze sobą aby następnie uderzać nas w twarz. Z niepewnością zbliżyłem się jeszcze bardziej przez co nasze usta spotkały się ze sobą. Erwin rozpoczął nasz pocałunek poruszając ustami. Po chwili całowaliśmy się już bez opamiętania. Do pocałunku dołączyły języki, a nas nie obchodziła reszta świata.

Nagle odsunąłem się od Erwina zasłaniając ręką usta. Było mi niedobrze. Nagle na ekranie dużego telewizora wyświetliła się zamaskowana postać. Po chwili zamaskowany mężczyzna zaczął mówić, a jego głos był bardzo zniekształcony.

- W waszym torcie znajdowała się trucizna, przez którą zaraz umrzecie. Nie bójcie się, macie minutę na pożegnanie - postać zniknęła, a moja wizja świata została zaburzona przez rozmazany obraz. Wszyscy w pomieszczeniu stali nieruchomo, próbując przetrawić tą informację.

Usłyszałem głośny dźwięk. Obróciłem się w stronę tajemniczego dźwięku i ujrzałem leżące ciało Kui'a i pochylonego nad nim Banksiego. Kilka osób podbiegło do nich, by pomóc ocucić najstarszego z grona, lecz ja wiedziałem, że nie ma to sensu. Zaczyna się...

Po chwili kolejny dźwięk i kolejny. Vasquez i Speedo... Po chwili kolejne ciała leżących osób. Lukas, Bart... Obróciłem się w stronę Hanka, ale ujrzałem go płaczącego nad ciałem Dii. Przytulał go z nadzieją, że to tylko sen. Też bym chciał w to wierzyć. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Nim się obejrzałem Hank leżał obok Dii, nie dając znaku życia. Po moich policzkach ciekły łzy. Podbiegłem do niego chcąc wierzyć, że to nieprawda. David, Laborant... Obróciłem się w stronę siedzącego na dywanie przy kanapie Erwina. Siedział patrząc się przed siebie, a po jego policzkach również ulatywały strużki łez. Jak najszybciej wstałem i podbiegłem do niego. Carbonara, Capela... Złapałem go za policzki i potrząsnąłem nim. Skupił swoją uwagę na mnie i szepnął cicho:

- Przepraszam Grzesiu.

Ledwo go słyszałem przez załamywanie się jego głosu. Zobaczyłem jak pobladnął, więc przybliżyłem się nie chcąc widzieć więcej opadających ciał. Pocałowałem go lekko.

- Kocham cię Erwin - odszepnąłem, a po chwili jego ciało opadło z sił i mocniej oparło się o kanapę. Krzyknąłem, rozpłakując się. Czułem się tak cholernie bezradny i bezsilny...

Zauważyłem, że ze mną nic się nie dzieje. Wstałem powoli i rozejrzałem się. Może uda mi się stąd uciec? Może na mnie to nie zadziałało? Wszyscy nie żyją... To nie może być prawda... Widziałem jak leżeli bez ruchu, każdy przy swoim ukochanym lub najlepszym przyjacielu... David z Laborantem na kanapie... Dia z Hankiem na ziemi przytuleni do siebie... Lukas z Bartem przy wyspie kuchennej... Vasquez i Speedo przytuleni leżeli na schodach... Kui leżał tuż obok Banksy'ego, a Dante z Carbonarą leżeli niedaleko nich... Nie zdążyli wyznać sobie uczuć, a zginęli...

A Erwin leżał na dywanie, spokojnie oparty o kanapę. Wszyscy wyglądali jakby spali, a ja tu stoję i na nich patrzę...

Na miękkich nogach, chwiejąc się, udałem się do drzwi. Gdy byłem już niedaleko nich, przewróciłem się, nie mogąc się ruszyć. Straciłem czucie w całym ciele, a po chwili dopadła mnie senność. Nie potrafiłem się jej oprzeć... Właśnie straciłem wszystkich swoich przyjaciół na własnych urodzinach. Sam również zaraz umrę... To są moje ostatnie urodziny. Dlaczego musiały się tak skończyć...? Straciłem wszystko...

Zamknąłem oczy, a po chwili z moich płuc uleciał ostatni oddech...

OneShoty 5cityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz