15.

548 19 0
                                    

Postanowiłam wziąć szybki prysznic, a Lewis poszedł zająć czymś P., aby przypadkiem od razu nie spotkała się z naszym gościem. Przebrałam się w dres i zeszłam na dół. P. siedziała przy kominku i coś żywo opowiadała. Teraz Lu poszedł się ogarnąć, a ja usiadłam obok przyjaciółki.
-Jak to się stało, że tu jesteś?- Spojrzałam na nią z zaciekawieniem.
-Postanowiłam wyjaśnić tą całą sytuacje. Chciałabym się dowiedzieć jego wersji wydarzeń.- Totalnie ją rozumiałam.- Poza tym, stęskniłam się!
-Ja też chce to wyjaśnić.- Usłyszałyśmy głos za nami. Obróciłyśmy się i zobaczyłyśmy Georga. Ubrany w dres też jest ciachem. Czułam jak Penelopie się gotuje. Wstała i stanęła na przeciwko niego. Nie wiedziałam co mam zdobić, uciekać czy ewentualnie być świadkiem tego zdarzenia. -P. Bardzo cię przepraszam.- Spojrzał na nią, a ona założyła ręce na piersiach i udała się do wyjścia. Założyła kurtkę i wyszła. Mężczyzna poszedł za nią. Poczułam delikatną ulgę, bo to już był znak, że się dogadają. Zszedł Lewis.
-Gdzie P.?- Spojrzał na mnie pytająco.
-Z Georgem. Poszli na spacer pojednawczy.
-Ja wolę godzić się w inny sposób.- Podszedł do mnie i objął mnie w talii.
-No jak ja bym dostała takie wiadomości.- Spojrzałam na niego.- Nie wiem co bym ci zrobiła.
-I wzajemnie.- Cmoknął mnie w czoło.- Angela będzie za jakieś piętnaście minut. Podobno ma przyjechać jeszcze Toto i Suzie. Nie chciało im się siedzieć w hotelu.
-Okej. Poproszę o więcej nakryć.- Usiadł na fotelu obok kominka, a ja poszłam do pani
z obsługi i poprosiłam o dodatkową ilość nakryć. Przyjechała reszta gości. Usiedliśmy do stołu i za chwile pojawił się George i Penelopie. Trzymali się za ręce, więc chyba wszystko dobrze.
-O George.- Toto uśmiechnął się do kierowcy.
-O nowy szef.- Zaśmialiśmy się. Gdy już wszyscy usiedliśmy, zostaliśmy uraczeni przystawką. Miałam wrażenie, że wszystkim nie zamykały się buzie. Lewis delikatnie gładził moje udo gdy zjadł. Wyglądał na bardzo wyluzowanego. Śmiał się wraz z innym, ale też sam dużo żartował. Uwielbiam, gdy ma dobry humor. Po przystawce przyszła pyszna zupa, drugie danie i deser. Czekoladowy sernik był boski. Czułam, że poziom cukru jest już bardzo wysoki.
-Jutro wracacie do Monako?- Toto spojrzał na Lewisa a ten zaprzeczył. Wszyscy zgromadzeni tutaj wracali jutro do Monako, a z tej okazji postanowili wracać razem jednym środkiem transportu. Wesoła wycieczka.
-We wtorek, zaplanowałem super rzeczy na poniedziałek.- Uśmiechnął się.
-Tak?- Spojrzałam na niego.
-Nie powiem ci. Niespodzianka!- Pocałował mnie w skroń. Dopiłam kieliszek wina
i widziałam, że mój towarzysz uzupełnia go ponownie. Tematy nie kończyły się. Było super sympatycznie. Uwielbiam takie spotkania, totalnie spontaniczne.
-George a ty zostajesz z nami?- Spojrzałam na niego, a on delikatnie się uśmiechnął.
-Chciałem ją zabrać, a ona nie chce.- Zaśmiał się i spojrzał na swoją towarzyszkę.
-Kto by chciał opuszczać to miejsce...- Wywróciła oczami i szeroko się uśmiechnęła. Jej delikatnie falowane długie blond włosy
i  czekoladowa opalenizna powodowały, że chciałoby się znów wygrzewać na słońcu, a nie moknąć w deszczu. Kolacje zakończyliśmy około 23. Toto z Suzie pojechali. Angela też, choć mocno ją namawialiśmy, żeby została. Nie chciała. George próbował jeszcze przekonać Penelopie, ale ta nie chciała z nim jechać. Postanowił zostać.
-Idziemy spać?- Opierałam się o Lu i prawie zasypiałam. Przytaknęłam i czułam jak wstaje
a zaraz unosi mnie i niosąc na rękach zanosi do sypialni. W międzyczasie pożegnał się
z naszymi gośćmi. Postawił mnie na ziemi
w łazience. Wzięłam szczoteczkę i umyłam zęby. Ściągnęłam ubranie i szybko wskoczyłam do łóżka. Poczułam, że kładzie się obok mnie. Przytuliłam się do niego i bardzo szybko zasnęłam.

Niedziele z wyścigiem zdecydowanie rządzą się swoimi prawami, jednak ta była o tyle wyjątkowa, bo deszczowa. Od rana z nieba dosłownie lał się deszcz. Dawno nie pamiętam, aż tak trudnych warunków. Około 7:30 zadzwonił budzik, ale ja nie miałam zamiaru na niego reagować. Lewis poszedł biegać, zresztą jak każdego poranka, a ja chciałam jeszcze zasnąć. I chyba udało mi się, bo obudził mnie zapach kawy. Otworzyłam taktycznie jedno oko i zobaczyłam, że stoi ze śniadaniem nade mną. -No dzień dobry.- Uśmiechał się szeroko. Przeciągnęłam się i oparłam o łóżko. Asekurując tace usiadł obok mnie.
-Dzień dobry.- Skradłam pocałunek z jego ust. Od razu zabrałam kubek z kawą i zanurzyłam usta. Jak zwykle nie miał na sobie koszulki tylko szorty dresowe.- Czy ty możesz nauczyć się chodzić w koszulce?
-Ale po co?- Zaśmiał się.- Przecież to lubisz.- Puścił mi oczko i posmarował tosta dżemem. Podał mi kanapkę, a sam uraczył się tostem
z awokado i sokiem z cytryny.- George z P. pojechali rano jak wyszedłem biegać.
-O szkoda. Już mnie zostawiła?- Spojrzałam na niego smutno.- Ach ci mężczyźni.- Spojrzałam w dal.
-Nie dało się przez nich spać.- Zaśmiał się.
-Ja nic nie słyszałam.- Spojrzałam na niego
i uśmiechnęłam się.- Zajęłam się spaniem, polecam.
-Taka byłaś umęczona, że aż chrapałaś.- Uderzyłam go w ramię.
-To nie prawda!- Oburzyłam się.
-No mówię ci... Poważnie!- Śmiał się głośno.- To akurat było słodkie.
-No ładnie.- Złapałam kawę w dwie dłonie
i popatrzyłam w okno. Szaro buro i nijako.- Co jutro będziemy robić?
-Coś szalonego, ale to wymaga od nas, szybkiej pobudki.
-Jak szybkiej?- Spojrzałam na niego. W moim głosie można było usłyszeć średni entuzjazm.
-Około piątej rano.- Westchnęłam i oparłam głowę o łóżko ponownie.- Warto.- Odstawił tace objął mnie i mocno przytulił.- Kiedy zostaniesz moją żoną?
-A nie wiem, zastanowię się.- Zaśmiałam się. Poczułam jak muska moje włosy delikatnymi pocałunkami. Idealne poranki jednak istnieją.

Dalsza część dnia to już była totalna klapa. Deszcz bardzo mocno sączył się z nieba, co jednak spowodowało, że szansa na wyścig oddala się z każdą minutą. Tak na prawdę siedzieliśmy od godziny 15 i czekaliśmy na decyzje sędziów. Warunki nie pozwalały na wyścig. Próbowano przejazdy z samochodem bezpieczeństwa tak, aby wyścig można było uznać za odbyty, jednak ilość czasu spędzona na deszczu w bolidach była straszna. Wyścig który rozpoczął się po 15, zakończył się ostatecznie przed godziną 19. Większość czasu spędziłam wraz z P. i moimi rodzicami
w klubie. Rodzice poddali się około 18
i postanowili wracać do domu. Gdybym mogła zrobiłabym to samo. P. była niezwykle podjarana, bo mogła zobaczyć pierwsze podium Georga jak i jego pierwsze punkty. Miło było potrzeć jak ponownie się uśmiecha, jednak dalej nie ujawniła mi szczegółów ich rozmowy. Wychodzę z założenia, że jak będzie chciała to na pewno się ze mną tym podzieli. Gdy miała zaczynać się dekoracja udałyśmy się na deszcz. Słodko było patrzeć jak cieszy się razem z nim. Później panowie przeszli na wywiady, a ja postanowiłam poczekać na mojego partnera u niego w pokoju. Położyłam się na znajdującej się tam kanapie. Po kilku minutach dostałam wiadomość od holenderskiego zawodnika, czy możemy porozmawiać. Ubrałam kurtkę i udałam się
w stronę budynku jego drużyny. Stał i czekał.
-Hej.- Przytuliłam go.
-Hej.
-Gratulacje. Fantastyczny wyścig.- Zaśmiałam się.
-Dzięki. Emocje sięgały zenitu.- Widziałam, że Lewis szedł już się przebrać. Dostałam
od niego wiadomość ze zdjęciem, jak stoję
z Maksem i do tego emotka klauna. Zaśmiałam się. - Sara, na prawdę cię przepraszam. Nie wiem co ze mną się dzieje. Trudno mi z tym, że jesteś z nim.- Spojrzał na mnie.
-Nie rozumiem dlaczego jest ci trudno? Ja na przykład cieszę się z twojej relacji.- Rozłożyłam ręce.- Na prawdę jestem szczęśliwa.
-Widziałem wasz wywiad... Zrobiłbym wszystko, żebyś to ze mną taka była a nie z nim.
-Tylko dlaczego?
-Bo jesteś dla mnie jedną z najważniejszych osób w życiu. Zawsze wszystko przeżywaliśmy
i robiliśmy razem.
-Od prawie dwóch lat, ty masz dziewczynę. Nie miałam problemu z akceptacją tego.- Zerknęłam w telefon. Dostałam zdjęcie Lewisa, który leżał. Emotka klepsydry i chmurki.- Posłuchaj.- Spojrzałam na niego.- Jestem z Lu.- Westchnął.- Ty jesteś z Kelly. Jestem szczęśliwa, ty także. Taka jest rzeczywistość. Zawsze możemy spotkać się na kawę, iść na imprezę, ale ta rzeczywistość na ten moment jest niezmienna i zawsze taka była. Traktuje cię jak brata.
-Jasne.- Przytulił mnie.- Postaram się.
-Świetnie. Teraz muszę lecieć.- Pożegnaliśmy się i ruszyłam w stronę czarnego budynku. Będąc kawałek dalej, obejrzałam się za siebie
i zobaczyłam, że dalej stoi i patrzy w moją stronę. Miałam wrażenie, że chyba nie do końca nasze oczekiwanie co do naszej relacji są takie same, albo były takie same.

About me. I love you.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz