22.

465 20 0
                                    

Każdy pozostały dzień jaki spędziliśmy w domu przy plaży wyglądał podobnie. No może z większą bądź mniejszą ilością spotkać ze znajomymi. Po tygodniu musieliśmy się rozstać. Lewis leciał na wyścig do Rosji, a ja leciałam do Monako. Starałam się wrócić do normalności, ponieważ życie w Malibu delikatnie różniło się do tego, które jest moim codziennym. Po Rosji odbył się wyścig w Turcji, na który miałam się wybrać, ale rozchorowałam się. Czasem zdarza się, że jestem chora. Nie lubię tego stanu, ale trzeba go przeżyć. Po wyścigu w Turcji ponownie mieliśmy kilka dni, aby spędzić je razem. Jednak sezon wszedł na tak trudny etap, że chyba i ja i Lewis czekaliśmy na jego koniec. Często kłóciliśmy się o bezsensowne rzeczy co powodowało jeszcze więcej napięcia. Sielanka sielanką, ale dochodziło do trudnych sytuacji. 


Był już listopad. Pogoda była typowo jesienna, ale jakoś na szczęście nie lał się deszcz z nieba każdego dnia. Zapisałam się na lekcje tenisa, co motywowało mnie do jakiegokolwiek wyjścia z domu. Najbliższy mój wyjazd miał być do Kataru. Wcale nie tęskniłam za wyścigami. Na pewno mocno tęskniłam za Lu. Rozmawialiśmy codziennie w każdej możliwej chwili, ale nigdy nie zastąpi to normalnego kontaktu, gdy możesz pocałować czy chociażby przytulić tę drugą osobę. Był wtorek. Udało mi się skończyć pracę około godziny 16. Spakowałam torbę i udałam się na siłownię. To też był mój mały sukces. Zdobyłam regularność w aktywności fizycznej. Po wycisku, który trwał nieco ponad godzinę postanowiłam udać się na obiad z mamą. Gdy dojechałam do jej hotelu i oddałam auto jednemu z pracowników szybko wbiegłam przez główne drzwi do środka. Udałam się w stronę wejścia do sali restauracyjnej i widziałam, że moja rodzicielka już na mnie czeka. 
-Cześć.- Ucałowałam jej policzek i usiadłam na przeciwko niej. 
-Cześć.- Uśmiechnęła się do mnie ciepło.- Po treningu?
-Tak. Jak się czujesz?
-Bardzo dobrze. Co słychać u ciebie? Wyjeżdżasz do Brazylii?- Spojrzała na mnie, a ja zaprzeczyłam. Nie miałam ochoty na podróżowanie. 
-Wyjeżdżam dopiero do Kataru na koniec listopada. Zresztą mam wtedy urodziny, więc fajna okazja na świętowanie.- Napiłam się wody, która została nam przyniesiona do stolika. 
-A jak Lewis?
-Czuje się okej, jest mu ciężko. Jest już mocno zmęczony, ale wierzy że uda mu się jeszcze coś zdziałać do końca sezonu.- Kelner przyniósł nasz obiad i właściwie zajęłyśmy się jedzeniem. Szczerze mówiąc nie chciało mi się rozmawiać na temat mistrzostw, dlatego że i mnie ten temat męczył. Co chwile widziałam, że ktoś dodaje moje zdjęcia czy ogólnie informacje. Ludzie pytają mnie o milion rzeczy w wiadomościach. Czuje się dość mocno przytłoczona. 
-Deser?- Mama zawsze wie czego mi trzeba. Zamówiłam ciasto czekoladowe i kawę.- Musicie to przetrwać. Najważniejsze, że jesteście razem. 
-Mam taką nadzieje.- Uśmiechnęłam się, ale widziałam po niej, że nie do końca mi wierzy. Po zjedzeniu deseru i wypiciu kawy udałam się w drogę do domu. W między czasie, podczas jazdy autem udało pogadać mi się chwilę z Lu na facetime. Kończył pracę w symulatorze i udał się na siłownię. Gdy weszłam do domu od razu poszłam pod prysznic a po nim położyłam się w łóżku
i nasuwając okulary postanowiłam oddać się lekturze książki z zagadnieniami biznesowymi. Zdecydowanie wieje nudą. 


Środa, czwartek i piątek wyglądały zupełnie tak samo. Praca i dodatkowa aktywność. W piątek udałam się na paznokcie do mojej ulubionej stylistki u której mogłam siedzieć godzinami. Dzisiaj to znaczy w sobotę miała pojawić się u mnie P. Ona tak samo nie zdecydowała się na wyścig
w ten weekend, ale leci ze mną do Kataru. 
-Aloha!- Weszła do mojego mieszkania i od razu udała się na kanapę.
-Hej.- Usiadłam na fotelu.- Chcesz coś do picia?
-Wino?- Wstałam i udałam się po butelkę wina. Podałam jej trunek wraz z otwieraczem i udałam się po kieliszki.- Na prawdę nie chciałaś lecieć do Brazylii?
-Na prawdę.- Spojrzałam na nią, a ona rozlała wino do kieliszków.- Jestem zmęczona podróżowaniem. 
-Rozumiem.- Wzięłam od niej kieliszek i ponownie usiadłam naprzeciwko niej.- Jednak podróżowanie jest bardzo wpisane w bycie kierowcą. 
-Na szczęście nie jestem kierowcą.- Zaśmiałam się, ale  było mi przykro. Na prawdę tęskniłam za nim i za swoim dawnym życiem. Mimo, że nasze drogi przeplatały się przez wiele lat nigdy nie było to na tak stałej i prawdziwej płaszczyźnie. Wyjazdy na wyścigi były zabawą i często wakacyjną przygodą. Nasza obecna relacja to nie była już przygoda.- Ale lecimy do Kataru. Będziemy świętować moje urodziny. Zarezerwowałam już lokal, muzykę, zaproszenia rozesłane.
-Super!- Rozmawiałyśmy i kątem oka zerkałyśmy na kwalifikacje i sprint. Co tam się działo to było coś nie do opisania. Okazało się, że auto Lewisa miało nieregulaminowe skrzydło z system DRS, co spowodowało, że do sprintu startował z końca. Max dostał karę za dotykanie auta Lewisa. Jednym słowem cyrk. Na koniec sprintu udało mu się dotrzeć na 5 pozycję, ale i tak musiał startować z 10. Mam nadzieje, że jutrzejszy wyścig będzie dla niego owocny i uda mu się dotrzeć do podium. Optymistycznie może i wygra. Wieczorem postanowiłyśmy wyjść na miasto. Dobrze było rozerwać się w jednym z klubów. Imprezowa dusza, która we mnie drzemie chyba nigdy nie umrze. O dziwo było bardzo dużo ludzi, a do domu wróciłam koło 2 w nocy. Prysznic
i czas spać. Rano, dość wcześnie obudził mnie telefon. Było to połączenie facetime od Maxa. Podniosłam telefon i próbując się obudzić odebrałam. 
-Cześć.- Starałam się uśmiechnąć.
-Cześć. Dlaczego nie śpisz?- Spojrzałam a on wzruszył ramionami. Oświetlała go lampka
z żółtym światłem. 
-Nie mogę zasnąć. Dlaczego nie przyleciałaś?
-Jestem zmęczona podróżowaniem. 
-Lewis jest niesamowity.- Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Nie myślałam, że w obecnej rzeczywistości coś takiego od niego usłyszę.
-Wiem. Wszystko dobrze?
-Tak. W Katarze świętujemy twoje urodziny.- W duchu uśmiechnęłam się szeroko. Fajnie było spędzić czas w pozytywnej atmosferze.- Wiem, że jest ci ciężko. 
-Nie da się ukryć. Serio dzwonisz, żeby tak o sobie porozmawiać?- Przekręciłam się na bok i oparłam telefon o jedną z poduszek, a sama dokładnie okryłam się kołdrą. 
-Tak. Zawsze tak rozmawialiśmy. 
-To prawda.- Spojrzałam na niego i zobaczyłam na jego ręce, że ponownie nosi egzemplarz bransoletki, którą kiedyś podarowaliśmy sobie. Obok miał założony taki sam egzemplarz od mamy i siostry.- Serio jeszcze ją nosisz?- Musiałam go o to zapytać. Czasem był pełen sprzeczności. 
-Tak. A ty nie?- Wzruszyłam ramionami i nie umiałam, albo nie chciałam odpowiedzieć na to pytanie. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, a potem rozłączyłam się i postanowiłam wstać. Zaparzyłam kawę i usiadłam przed komputerem. Dokupiłam sobie dodatkowy bagaż, ponieważ wczoraj zorientowałam się, że wylatuje z Monako na ponad trzy tygodnie. Myślałam, że opłaci się powrót do domu, ale jednak raczej nie będzie mi się chciało. Sprawdziłam dokładnie rezerwacje noclegowe na ten czas. Cały czas miałam dziwny niepokój w sobie. Zerknęłam
w telefon i zobaczyłam co dzieje się w mediach społecznościowych. Klub, w którym byłyśmy wstawił nasze zdjęcie. Udostępniłam u siebie, ponieważ właściciel był moim bardzo dobrym znajomym. Zresztą dla tak dobrych imprez, które organizuje reklama to tylko dodatek. 


Czas do wyścigu spędziłam na zamawianiu ubrań czy dodatków. Jednak kilka poważnych imprez będzie miało miejsce. Pojawiła się też P., która właściwie robiła to samo co ja, bo będziemy razem podróżować przez ten czas. A wyścig był przecudowny i na prawdę idealnie było widzieć Lewisa na najwyższym stopniu podium. Bardzo cieszyłam się jego szczęściem
i wygraną, bo wiem jak bardzo jej potrzebował, szczególnie po tak trudnym weekendzie i w tym konkretnym miejscu. Brazylia zajmuje szczególne miejsce w jego sercu. 

About me. I love you.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz