Wychodząc ze szpitala poczułam się ultra dobrze. Było około godziny piętnastej, więc tak czy siak musiałam zaplanować sobie czas. Postanowiłam wrócić do hotelu, ewentualnie dopakować swoje rzeczy. Pewnie wybiorę się z mamą na obiad i będę czekać na Lu.
-Zabierzemy twoje rzeczy już i będą na ciebie czekać w samolocie okej?- Tata spojrzał na mnie z uśmiechem, a ja też się uśmiechnęłam. Dobrze widzieć, że jest już pogodny.
-Mam plecak a w nim komputer, leki... Poradzę sobie... Jestem dorosła.- Gdy dotarłam do pokoju hotelowego zaskoczyłam się, bo wszystko było już przygotowane i nie czekała na mnie żadna walizka do zamknięcia. Położyłam się na łóżko i tęskniłam za tym zapachem. Pościel zdecydowanie pachniała Lewisem i było to przyjemne doświadczenie. Położenie się na łóżko to była dobra decyzja, bo zaczął boleć mnie brzuch. Czas na odpoczynek. Wysłałam słodkie selfie Lewisowi i w zamian otrzymałam zdjęcie od niego. Siedział z Bono i pracował. Stęskniłam się za nim, mimo że widzieliśmy się wczoraj. Otworzyłam komputer i postanowiłam uraczyć się serialem. Założyłam słuchawki i oddałam się oglądaniu. Musiałam sobie znaleźć zajęcie, minimum do godziny dziewiętnastej. Później pójdę pewnie na obiad z mamą, a potem na samolot. Miałam wrażenie, że dzisiejszy dzień dłuży się maksymalnie. Mój ekran zaświecił się i zobaczyłam zdjęcie od P., która idealnie bawiła się w Paryżu na sesji zdjęciowej. Nie mogłam się doczekać, aż spędzimy razem czas po jej i moim powrocie do Monako. Zdecydowanie potrzebuje babskiego wieczoru. Zaświecił się ponownie i zobaczyłam jeszcze jedno zdjęcie od niej. Raczej pochodziło z paddocku, więc ona go nie zrobiła. Fotografia przedstawiała Maxa wchodzącego do motorhome'u Mercedesa. Świetnie. Napisałam do niego, ale on pewnie już jest offline. Raczej ten ruch rozsierdzi plotki, a tego chciałam uniknąć. Wróciłam do serialu i tak spędziłam resztę popołudnia. Około godziny dwudziestej przyszły osoby, które zajmowały się naszym bagażem, a ja postanowiłam udać się na obiad. Mama miała się spóźnić, bo robiła coś ważnego. Wybrałam jakąś restauracje niedaleko hotelu. Co prawda dres to może nie jest najlepszy strój na kolacje, ale raz nie zawsze. Postanowiłam udać się pieszo do restauracji. Lekki spacer był czymś ostatnio niespotykanym, ale dobrze mi zrobił.Gdy weszłam do restauracji spotkałam przemiłego kelnera przed sobą.
-Dobry wieczór. Na jakie nazwisko rezerwacja?
-Dobry wieczór. Wang.- Klikał coś dokładnie w swoim tablecie, a zaraz wskazał ręką, abym przeszła do przodu i zaprowadził mnie do stolika. Nakrycie było przygotowane dla trzech osób. Usiadłam i czekałam cierpliwie na swoją mamę i może kogoś jeszcze. Mama pojawiła się po kilku minutach z czego cieszyłam się, bo byłam dość głodna. Okazało się, że trzecie nakrycie to pomyłka, a mama załatwiała jakieś interesy związane z ręcznikami do hotelu. Nuda. Zamówiłam zupę krem z grillowanych warzyw i falafela jak przystało na jeden z krajów na mapie świata z wybornymi falafelami. Weganie łączmy się.
-Samolot będzie gotowy za jakąś godzinę.
-Super.- Napiłam się coli bez cukru i zerknęłam w telefon. Postanowiłam troszkę śledzić to co dzieje się na torze. Troszeczkę mnie to interesuje, ale tylko troszeczkę.
-Mam do odebrania jeszcze biżuterię.
-A gdzie?
-Cartier. Tata zrobił jakieś zamówienie, a i mnie wpadła w oko jedna błyskotka.- Westchnęłam... O tej godzinie, to ostatnia rzecz, którą bym chciała robić. Jednak postanowiłam towarzyszyć jej
i chronić jej karty kredytowe. Moja mama uwielbia biżuterię i jeszcze bardziej uwielbia jej nie używać. Dres na spotkanie u jubilera to zdecydowanie nowoczesne połączenie. Gdy przyglądałam się ich zakupowym wyborom sama zdecydowałam się na bransoletkę, której jeszcze nie mam. Wybrałam dla Lu sygnet, bo wiem że je lubi. To ja byłam tą osobą, która westchnęła na to spotkanie i to ja jestem biedniejsza o kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Czas udać się na samolot.
W samolocie przywitał nas John i Andrea, którzy od dziesięciu lat towarzyszą nam w naszych rodzinnych podróżach. Ostatnio rzadko latam samolotem taty, więc dawno ich nie widziałam. Andrea jak zwykle wyglądała nienagannie, ale pod tym kostiumem zdecydowanie kryje się mega pogodna i wyluzowana kobieta. Kilka razy widziałam ją w akcji z moją mamą i potrafi imprezować. Przygotowała dla nas kolację, ale ja czułam się totalnie syta po kolacji i podziękowałam. Poprosiłam o wodę, bo czułam, że czas na leki. Lekkie ściągnięcie na brzuchu daje o sobie znać. Skorzystałam z okazji i rozłożyłam sobie fotel. Włączyłam relacje live z wyścigu, a mama zajęła się rozmową z załogą samolotu. Zerkałam co chwilę na kamerę z kokpitu Lewisa i bardzo chciałam, aby polepszył mu się wyścig. Cieszę się, że potrafi mówić o tym co czuje, że auto nie leży mu na sto procent, bo umówmy się odzwyczaił się od kapryśnego auta i ciężko przyzwyczaić się do nowych sytuacji. Chciałabym znowu zobaczyć ten sam uśmiech, który widziałam w zeszłym sezonie. Radość z jazdy i wygrywanie, bo ma się po prostu najlepszy samochód, godny wspaniałego kierowcy. Mam nadzieje, że w miarę sezonu będzie mu po prostu lepiej. Czułam się lekko zmulona, więc nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Leki robią swoje, ale bez nich ciężko byłby funkcjonować. Gdy się przebudziłam czułam się dość wypoczęta, ale dalej mogłam na spokojnie iść spać. W samolocie panował mrok, ale punktowo paliło się światło. Czułam, że lecimy już. Zerknęłam wokół siebie i widziałam, że mama wybrała tą drogę co ja i zasnęła. Zerknęłam dalej i zobaczyłam jak tata siedzi przed komputerem. Miał zapaloną lampkę i założone słuchawki. Obok stał kieliszek czerwonego wina, czyli nad czymś pracował. Nie zauważyłam, że przede mną siedział Lewis, który także miał włączony komputer i oglądał serial. Poruszyłam się, a on odłożył sprzęt na fotel i szeroko się uśmiechnął.
-Cześć.- Uśmiechnęłam się. Dobrze było go zobaczyć.
-Cześć piękna. Jak się czujesz?
-Jest okej.- Złapałam do ręki wodę, która czekała na mnie.- Jak się czujesz? Zasnęłam w trakcie wyścigu...
-Jest stabilnie. Zdobyłem jeden punkt. Szaleństwo prawda?- Uśmiechnął się.
-Zawsze to punkt.
-We wtorek muszę lecieć do siedziby zespołu. Nie wiem na ile. Lecisz ze mną? Mama się ucieszy, że ciebie zobaczy. Bardzo się o ciebie martwi.
-Jest kochana, kilka razy dziennie dzwoni.- Lewis zaśmiał się pogodnie. Usiadł obok mnie
i razem oglądaliśmy serial. Na Lazurowe Wybrzeże dolecieliśmy nad ranem. Robiło się już jasno
i było bardzo rześko. Zapowiadała się piękna pogoda, ale to nic nadzwyczajnego w tej części Francji. Do domu została godzina drogi, a gdy dotarliśmy do naszego mieszkania fantastycznie było być już w domu.
-Prysznic i sen.- Lewis rzucił bluzę na krzesło i poszedł do sypialni. Odłożyłam plecak i poszłam w jego ślady. Byłam zmęczona mimo, że miałam okazje do zrobienia sobie drzemki. Zapaliłam lampkę przy łóżku i zasunęłam zasłony w oknach. Jutro lecimy dalej do Londynu, dobrze dzisiaj wypocząć. Dobrze było położyć się spać do swojego łóżka. Przytuliłam się do Lewisa, która jak to zwykle bywa uraczył mnie widokiem nagiego torsu. Pachniał intensywnie pomarańczą i drewnem. Zdecydowanie tęskniłam za tym.
-Był dzisiaj u mnie...
-Max... Wiem.- Spojrzałam na niego, a on pocałował moje czoło.
-Wszyscy byli w szoku jak pojawił się w naszym budynku. Szczerze mówiąc, gdy zobaczyłem to miałem takie spokojne emocje. Wiedziałem, że chodzi o ciebie.
-Rozumiem.
-Podziękowałem mu za troskę i wsparcie, ale wiem, że raczej nigdy nie będziemy kolegami. Musisz nam to wybaczyć.
-Wybaczam. Dobrze, że się nie pobiliście.- Zaśmiałam się, a on dołączył do mnie.
-Nazwał bym to incydentem wyścigowym.- Wybuchłam śmiechem. Na pewno było by to niezwykle zabawne, gdyby doszło do rękoczynów między panami, bo ich zachowanie chwilami bywa nieźle niezrozumiałe. Mistrzowie tak mają podobno.- Kocham cię i dobranoc.
-Dobranoc, kocham ciebie.- Ostatni pocałunek. Lampka zgasła, a my zasnęliśmy. Idealnie.
CZYTASZ
About me. I love you.
FanficMiesiąc, lato, Monako. Czy ma to jakiś wspólny mianownik? Czy starcie pretendentów do bycia mistrzem świata odbywa się tylko na torze?