34.

340 17 0
                                    

Poranek wigilijny był szalony, bo wszyscy przygotowywali coś do wieczornej kolacji. Mimo, że kolacja wigilijna nie jest często spotykaną tradycją w Wielkiej Brytanii, miło że w tym domu jest kultywowana. Odpakowywanie prezentów odbywa się na następny dzień rano, co jest mega urocze. Budzisz się rano i aż chce się wstać. Ja jako prezent świąteczny dla Lewisa przygotowałam kurs sky divingu, o którym wiecznie chodzi
i mówi, że bardzo by chciał. Mam nadzieje, że ucieszy się. Mój wkład w pomoc w świątecznym to oddelegowanie do zapakowania prezentów dla dzieci. Nie jestem mistrzem pakowania prezentów, ale mam nadzieje że zostanie to docenione. Lewis ubiera choinkę z dziećmi
i nawet w jego pokoju niesie się śmiech i radość pochodzące z tej czynności. Owijam kartony czerwonym papierem i wsłuchuje się w podcast, gdy nagle słyszę że dzwoni do mnie mój telefon. Gdy zobaczyłam zdjęcie P. od razu postanowiłam odebrać.
-Cześć.
-Cześć.- Postawiłam telefon, tak aby widzieć jej słodką twarz. Miała ubrany świąteczny sweter, który dodawał jej uroku.
-Pakujesz prezenty?
-Tak. Dostałam zadanie.- Uśmiechnęłam się i wróciłam do wypisywania karteczek z imionami.- Wszystko dobrze?
-Tak. Czy oni wiedzą jaki masz talent do pakowania prezentów?- Zaśmiałyśmy się jednocześnie.- Ubraliśmy choinkę i mam chwilę wolnego. Upiłaś się wczoraj?
-Może troszkę...- Mój uśmiech chyba był już totalnie do ucha do ucha, a ona pokręciła głową.- Jak tam rodzina Georga?
-Bardzo mili ludzie. Fajnie spędzić razem święta. Jego mama świetnie gotuje, tata robi idealne drinki...Rozmawiałaś może z Maxem? Robi wielką domówkę na sylwestra w Brazylii i dostałam zaproszenie z Georgem.
-O to fajnie, ja nie dostałam zaproszenia. Aż dziwne, że nie zadzwonił się poskarżyć...- Spojrzałam na nią z bardzo wykrzywionymi ustami. Nie chciałam poruszać jego tematu. Czułam jak od razu robi mi się jakoś tak źle i mało przyjemnie.
-Nie dzwonił, ale widzę że coś się wydarzyło...- Przeciągała maksymalnie każde słowo, które składało się na to zdanie.
-Nie ważne. Widzimy się jutro wieczorem tak jak ustalaliśmy?
-Tak.- Obróciłam się w stronę drzwi, bo zobaczyłam że się otwierają. Zobaczyłam w nich Lu.- George zarezerwował stolik.
-Cześć P.- Usiadł obok mnie i przywitał się.
-Cześć L. Kończę, do jutra.- Pożegnaliśmy się, a ja dokończyłam z Lu pakowanie prezentów. On zaczął ukrywać je w garderobie, tak aby przypadkiem żadne dziecko nie odnalazło ich przed czasem. Ja miałam zdecydowanie obniżony nastrój. Nie podobało mi się to, ale starałam zachować pozory dobrego nastroju. Położyłam się na łóżko i przymknęłam oczy. Zaraz poczułam na sobie człowieka, dość dużego i ciężkiego. Jego mięśnie były wyraźnie wyczuwalne. Zaraz poczułam jak zaczyna mnie gilgotać, co wywołało wiele śmiechu i łez.
-Stop!- Wykrzyczałam głośno i ponownie poczułam jak położył się na mnie.- Proszę zejść ze mnie panie Hamilton.
-Niestety nie mogę wysłuchać pani prośby...- Jego usta poczułam już na szyi. Podobał mi się ten obrót sprawy, który miał bardzo rozkoszny finał.
-Ej ej ej, a jak ktoś tu wejdzie?- Spojrzałam na niego, czułam się jak zestresowana nastolatka. Oderwał się i spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem. 
-Serio?- Zaśmiał się.- Nie jestem nowicjuszem.- Położył się obok mnie, co pozwoliło abym to ja przejęła inicjatywę. To było bardzo przyjemne kilkadziesiąt minut.


Wieczór wigilijny rozpoczął się o godzinie 19. Lewis o dziwo musiał czekać na mnie. Ubrałam czerwony garnitur, sandałki na obcasie, bo nie miałam zamiaru nigdzie wychodzić, a kapcie średnio pasowały. Dodałam srebrne duże kolczyki i zabrawszy telefon zeszłam na dół. Gdy byłam już pomiędzy piętrem a dołem schodów widziałam jak stał oparty o ścianę i na mnie czekał. Czemu zawsze sprawiał, że czuje się ultra wyjątkowo? Ubrał białą koszulę i spodnie w szarą piękną kratkę. Do tego miał eleganckie czarne buty i piękny czarny zegarek. To były zdecydowanie te oblicza Lewisa, które miałam okazję widzieć jako jedna z nielicznych osób. Lubiłam go w monotonnych kolorach, ale też uwielbiam oglądać go w całej palecie barw na sobie.
-Za każdym razem zastanawiam się, dlaczego tyle czasu zwlekałem...- Podszedł do mnie
i chwytając moją dłoń delikatnie ją pocałował.
-Mnie też to zastanawia...- Gdy przeszliśmy do salonu zajęliśmy wytypowane dla nas miejsce i po chwili, gdy już wszyscy się zebrali mogliśmy rozpocząć kolację. Rodzina Lewisa to wierzący ludzie, dlatego rozpoczęliśmy od modlitwy, potem podzieliliśmy się opłatkiem składając sobie wzajemnie przepiękne życzenia, a następnie rozpoczęliśmy jedzenie. Wszystko było przepyszne, a ja czułam że po nowym roku, będę musiała koniecznie wrócić do diety.
-Czas na rodzinne zdjęcie! Dalej, dalej!- Mama Lewisa wstała od stołu i zaczęła wszystkich ponaglać, a my wszyscy zaśmialiśmy się. Uroczo i słodko. Zdjęcia z samowyzwalacza, to coś co chyba cechuje rodziny wielodzietne i takie, które lubią mieć wszystko udokumentowane. Jedna ze ścian w tym domu to same zdjęcia ze świąt. Jest ich bardzo dużo i bardzo mnie cieszy, że i ja będę częścią.
-A nasi zakochani, zdjęcie pod choinka?- Mama Lewisa przechodziła sama siebie.
-Mamo...- Zaśmiałam się, bo w kilka minut potrafiła zrobić z niego wstydzącego się nastolatka.
-Chodźcie.- Podeszliśmy do ogromnej choinki, która pachniała świeżym lasem, a jej przybranie w białe i czerwone kolory idealnie pasowało do tych choinek, które ogląda się w filmach świątecznych. Lewis kręcił głową, chyba nie do końca pasowała mu uwaga, która się teraz na nim skupiła. Uśmiech i mogliśmy wrócić do stołu.
-Mamo, nie wysyłaj tego do przyjaciółek dobrze?
-Tak tak.- Pocałowała go w policzek i poleciała dalej robić zdjęcia następnym osobą. Ja postanowiłam dokończyć ciasto, która było pyszne.
-Wina?- Tata Lu uśmiechnął się do mnie, gdy przechodził kolejny raz i dolewał wszystkim wino.
-Poproszę i dziękuje.- Uśmiechnęłam się do człowieka. Resztę wieczoru spędziliśmy na słuchaniu świątecznych piosenek, śpiewie i dużej ilości wina. A gdy dzieci poszły spać zakradłam się razem z dziewczyną Nico po prezenty i zabawiłyśmy się w Świętego Mikołaja. Zjadłyśmy ciasteczka zostawiając charakterystyczne okruszki i wypiłyśmy mleko.
-Takiego Mikołaja to ja mogę mieć co roku...- Brat Lu zaśmiał się głośno, a Lewis zdecydowanie mu przytaknął.
-To do za rok!- Sophie spojrzała na nich wymownie, ale oni świetnie się bawili.


Około północy na placu bitwy poświątecznej zostaliśmy tylko ja i Lewis. Postanowiliśmy posprzątać to co zostało na stole i usiedliśmy ponownie przy kominku. Spokojna muzyka sączyła się z głośników, ale była na tyle cicho aby nie zakłócać nocy.
-Mam dla ciebie prezent...- Lewis podszedł do choinki i podał mi kartonowe niewielkie pudełko.
-Ja też mam dla ciebie prezent, ale myślałam że damy sobie je rano.- Wstałam i podeszłam do choinki, aby odszukać opakowanie, które przygotowałam. Moje sandałki leżały już oparte o bok kanapy. Zdecydowanie ich wieczór już się zakończył.
-Jest prawie rano...- Uśmiechnął się szeroko, a ja podałam mu pudełko. Usiadłam obok niego i spoglądając na siebie jak na zawodach zabraliśmy się za szybkie rozpakowanie papieru.- Jesteś nie z tej ziemi!- Lewis złapał kopertę i uśmiechnął się jeszcze szerzej.- Dziękuje!- Poczułam jego usta na swoich. Nie zdążyłam otworzyć swojego prezentu. Gdy uchyliłam wieczko także kopertę, a w niej bilety lotnicze. A za nimi kolejne bilety i dwie smycze, które wywołały we mnie wielką radość!
-Kupiłeś bilety na koncert Backstreet boys?! Na dodatek wejście vip?!- Wyglądałam jak szalona młoda dziewczyna, która spełnia swoje nastoletnie marzenia.
-Tak! Na koncert w Stanach...- Spojrzał na mnie dość niepewnie. -Pomyślałem, że będziesz zadowolona z tego koncertu, szczególnie że mówiłaś że chcesz się wybrać.- Gdy skończył mówić uśmiechnęłam się szeroko.
-Szaleje za tym koncertem i za tobą!- Uśmiechnęłam się do niego, a za chwilę usiadłam przed nim na jego kolanach i musiałam zdecydowanie odwdzięczyć się pocałunkiem.- As long as you love me...- Zanuciłam pod nosem fragment jednego z utworów, a on zaśmiał się pogodnie
i poczułam ponownie jego ciepłe usta na swoich. Mocno objęłam jego twarz i na prawdę żałowałam, że nie jesteśmy w tym domu sami. Lewis chyba też mocno żałował, bo jego ręce na moich pośladkach, chyba były lekko sfrustrowane, że nie mogą się dostatecznie wykazać. Gdy oderwaliśmy się od siebie i spojrzałam na niego i jego uśmiech zrozumiałam, że najlepszą decyzją było ryzyko, które podjęłam. 


-Sierpień zapowiada się cudownie!- Pomachał mi biletami przed nosem, a ja mega się cieszyłam. Uwielbiam wszystkie podróże, które nie są związane z formułą 1 i pracą. 

About me. I love you.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz