29 - Szybki Skok

957 106 40
                                    

    Dante obudził się niewyspany przez kamienie pod jego śpiworem. Stęknął cicho niezadowolony i przetarł oczy dłonią. Wczorajszy gril skończył się dużą dawką alkoholu we krwi jego policyjnych przyjaciół. On jako jedyny pozostawał trzeźwy i myślący. Lincoln próbował dorwać bobra, który wcześniej go terroryzował, a Xander z chęcią chciał mu w tym pomóc. Hank wraz z Harris'em próbowali przeskoczyć przez późniejsze ognisko, jakie zrobili co skończyło się przypalonymi spodniami przyszłego pana młodego.

   Próbował ich ppwstrzymać, ale poległ kiedy Andrews przytulił go mocno, bełkocząc, że jest jego najlepszym przyjacielem. Był to oczywisty spisek gdyż zauważył podniesiony kciuk Alex'a dający sygnał do skoku. 

   Obudził się jako pierwszy z całej policyjnej kompanii, zapewne przez braki alkoholu w jego krwi, jak i kamienie pod śpiwoerm nieprzyjemnie wbijające mu się w skórę. Słyszał śpiewanie różnych ptaków jak i ciche odgłosy drzew. Uśmiechnął się lekko pomimo tego, że plecy go bolały i podniósł się do siadu zerkając na swoje lewo. Alex spał mocnym snem przytulając swój plecak z lekko rozchylonymi wargami i zadrapanym policzkiem, przez jego wpadnięcie z krzki. Czarnowłosy czasem zastanawiał się jak skończył z takimi przyjaciółmi. Zastanawiał się też czy na pewno wszystko dobrze z ich zdrowiem mentalnym bo nie był pewny. Oby Rightwill ich nie zabił za wzięcie helikopteru policyjnego...

   Stwierdzając, że najwyższa pora by wszyscy wstali wziął butelkę wody i po tym jak upił z niej kilka łyków, wylał trochę jej zawartości na twarz Andrews'a. Ciemny blondym otworzył szeroko oczy budząc się i spojrzał skołowany na Dante.

- Co? Gdzie? Jak? - powiedział siadając. 

- Wstajemy - mruknął Capela. - Ptaszki śpiewają, słońce świeci nie trać czasu na spanie!

   Alex posłał mu rozdrażnione spojrzenie i sam złapał za butelkę z wodą odkręcając ją szybko i wręcz rzucając się na czarnowłosego wylał na niego całą zawartość. Przerodziło się to w walkę i kiedy zasoby skończyły się po obu stronach wyszli na zewnątrz przemoczeni. Krzyki obu policjantów zbudziły resztę, która nie wiedząc co się dzieje wyszła na zewnątrz. Ich miny nie wyrażały zadowolenia kiedy uświadomili sobie, że nie stało się nic poważnego, a słowa jak "zabije Cię kurwo jebana", były pewnie wypowiedzone przez jednego z nich a nie wroga. Lincoln spojrzał się na przemoczonych mężczyzn drapiąc się po głowie po czym ciężko westchnął przeciągając się. 

- Dzień Dobry wszystkim - mruknął zaspany. - Powiedzcie mi czy wzieliśmy kawę?

- Tak - Over wskazał ręką na swój namiot. - Leżą gdzieś u mnie w plecaku, poszukaj i weź mi jedną. 

Theron podniósł tylko kciuka w górę i zniknął z namiocie.

----------***---------

Kiedy zjedli małe śniadanie i spakowali wszystko spowrotem do policyjnej helki, Andrews, który jako jedyny nie skakał ze spadochronem usiadł w środku, a reszta umiejscowiła się na tyłach gotowi do skoku. Zmienili plany skakania prosto z góry, na to by Alex podleciał jeszcze wyżej i bliżej miasta. Lecąc już w powietrzu Xander zaproponował jeszcze inny plan;

- Skaczemy nad miastem i próbujemy wylądować przed komendą - powiedział z szerokim uśmiechem.

- Rightwill nas wypierdoli - stwierdził Lincoln, ale nawet na jego twarzy pojawił się podobny uśmiech co u Wayne'a. 

- A słupy? - mruknął Capela. - Przypaleń wam już chyba wystarczy...

- Kurwa Dante raz się żyje - Hank złapał się mocniej spadochronu.

- I nie chciałbym ginąć przez słup z wysokim napięciem - stwierdził połykając ślinę. - Pojebało was już definytywnie, Alex ty serio się na to zgadzasz?

- Ja nie skaczę - Andrews zaśmiał się. - W gorszych miejscach się skakało Dantuś!

- Jeśli zginę to was zabije - powiedział widząc, że zbliżają się do miejsca skoku.

   Niestety lub odwrotnie dla Capeli nie widział auta Knuckles'a zaparkowanego pod komendą wraz z kilkoma innymi pojazdami Zakshot'u. Bowiem David musiał odebrać kilka rzeczy z komendy, i wszyscy zdecydowali się pojechać z nim, z powodu nudów. Jak i pewności, że nie zostanie aresztowany. Tego dnia nic ciekawego nie działo się na mieście, dlatego kiedy David odebrał swoje rzeczy nie odjechał z resztą w swoją stronę. Stali natomiast przed komendą gadając i kilkoma policjantami o nieważnych sprawach. 

- Skacaczemy! - Hank prawie wypchnął Capelę z helki skacząc i głośnym krzykiem. 

   Niebieskooki w myślach poprosił tylko bogów o to by nie umarł i skoczył tuż za przyjacielem. Xander wyszczerzył się w jego stronę i pokazał środkowy palec ciągnąc za linkę w plecaku i szybko zniknął w górze przez zwolnione opadanie. W głowie przelaciało mu tylko, że Xander z takiego ryzykanta jako pierwszy uruchomił spadochron i lekko się zaśmiał, stwirdzając, że ma wystarczająco dużo miejsca na pustej ulicy by zrobić swój ulubiony trik. Po Wayne'ie kolejną osobą, która wyrwała linkę był Lincoln machając im na pożegnanie. Over, Harris i niebieskooki zbliżyli się trochę do siebie na tyle by móc się usłyszeć.

- Myślisz o tym samym co ja!? - krzyknął Hank z nniebezpiecznym uśmiechem.

- Przegrasz! - krzyknął patrząc się na ciemnowłosego, który tylko się zaśmiał. 

   Harris wysłał im spojrzenie mówiące, że dobrze rozumie co mieli na myśli i tylko jęknął wystraszony. 

- Co to kurwa tam leci? - Carbonara spojrzał się w górę widząc trzy czarne kropki zbliżające się do ziemi. 

- Tam chyba jest Wayne i Theron - Dorian wskazał palcem na dwa spadochrony opadające powoli.

- Czyli tamci to Capela, Over i Harris... - Potato, który z nimi rozmawiał mruknął. - O nie...

- Co? - Knuckles spojrzał na niego zdziwiony.

- Ci debile znowu robią swoje zawody - Montanha powiedział. - Kto odpali spadochron najpóźniej wygrywa.

- W środku miasta!? - Melwin złapał się za głowę. - Czy ich już do reszty pojebało?

- Najwidoczniej tak - Gregory szepnął zmartwiony pomysłem policjantów.

   Kiedy ziemię dało się już widzieć Harris przełknął lekko ślinę widząc, że Dante i Over wciąż bawili się w powietrzu nie mając zamiaru przegrać. On sam stwierdził, że nie chce być na ślubie na wózku i pociągnął za linkę. Czarnowłosy spojrzał na przyjaciela mrużąc oczy. Over zrobił to samo w spojrzał w dół. Powoli dało się widzieć rysy ludzi stojących przy komendzie. Z każdą sekundą wiedzieli coraz więcej i z każdą chwilą uśmiech Overa znikał, widząc zdeterminowane spojrzenie Dante. Kiedy znaleźli się trochę nad wysokością wieżowców Hank oficialnie przegrał lecąc do góry. Niebieskooki zleciał tylko kilka metrów niżej i sam odpalił spadochron wiedząc już, że wygrał. Pociągnął za jedną z linek ostro skręcając tak by wylądować na ulicy nie drzewie i po chwili to zrobił. Oczywiście z przewrotem przez prędkość z jaką to zrobił. Po chwili stanął przed komendą odpinając spadochron i sprawnie go pakując. Hank wylądował jako drugi i stanął obok policjanta z szerokim uśmiechem.

- Czy was pojebało? - Potato znalazł się obok nich z pretensjami. - Ja rozumiem waszą zabawę, ale kiedy jest na dużym płaskim terenie nie kurwa ulicy!

- Jezu Jacob nie zesraj się - Dante wywrócił oczami. - Wszystko było obliczone!

   Dante z szarmanckim uśmiechem oparł się o Overa, kiedy niedaleko wylądował Harris a tuż za nim Lincoln i Xander. 

- No to co? - Wayne klasnął w dłonie. - My na służbę a Dantuś wypierdalaj z Knuckles'em.

- Aha - powiedział obrażony. - Powiedział ten co pierwszy kurwa spadochron uruchomił. 

- A weź spieprzaj - Wayne zniszczył mu fryzurę ręką. 

- Idź kurwa przemowe na ślub pisać pajacu - Dante rzucił w niego plecakiem. - Erwin jade z tobą!

Omijając szarowłosego usiadł na miejscu pasażera zadowolony z szybkiej wyprawy z jego znajomymi. 

=====================

Krótki bo się od nowa muszę do pisania przyzwyczajić więc no XD


𝕊𝕚𝕝𝕖𝕟𝕔𝕖 [𝔼𝕣𝕨𝕚𝕟 𝕩 ℂ𝕒𝕡𝕖𝕝𝕒]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz