Rozdzial 35

185 11 0
                                    

Pov Lauren
Obudził mnie irytujący dźwięk telefonu. Była 6 nad ranem a jakiś debil właśnie do mnie dzwonił. Z niechęcią podniosłam się z łóżka i wzięłam telefon do ręki. W momecie kiedy zobaczylam kto dzwoni cala pobladlam, odrazu sie przebudzilam i adrenalina zaczela płynąć w moich żyłach. Po odebraniu do moich uszu dobiegl wysoki i piskliwi glos Anabell mojej ksiegowej.
-Witam szefowo, mamy problem od kiedy moja zastępczyni rozliczała papiery popełniła dosc powazna pomyłkę. Grozi nam kara w wysokości 20 000 zł, chyba że szybko zdążymy naprostować sytuacje.- odchrząknęłam i nie wierzyłam że ta mała mogła popelnic blad przy takiej kontroli jaka jej nalozylam.
-Czego potrzebujesz?- mój głos był stanowczy i nawet jak sie martwilam ta sytuacja starałam się tego nie pokazać.
-Potrzebuje zespołu. Wiem że Szefowa zna się na papierach i najlepiej jak byśmy miały jakąś pomoc. Trzeba przejrzeć każdy papier i wyodrębnić błędne obliczenia. Niestety jej pomyłka rzutuje na większości. Ta pomyłka na pewno się ciągnęła, bo nie wierze zeby kilka razy obliczala podatek.- wiedziałam jak bardzo sytuacja jest poważna dlatego nawet nie dyskutowałam z kobieta. Ufam jej bezgranicznie, od samego początku razem współpracujemy. Niestety ostatnio zachorowała, a ja nie mogłam jej zastąpić jak zawsze to robiłam dlatego wynająłem zastępczynie na ten okres czasu. Sprawdzałam ja kilka razy bylam pewna, ze jest na tyle kompetentna by zająć się finansami. Kurde.
-Będę za 20 minut. Do zobaczenia.- szybko się rozłączyłam i zaczelam sie ubierac. Nie miałam pojęcia kogo ściągnąć do pomocy. Teraz nikogo kompetentnego nie znajdę, a sama nikogo nie znam kto ma jakiekolwiek przeszkolenie i by rozumiał papiery rozliczeniowe. Nagle kubek który trzymałam rozbił się o podłogę. Do kuchni wparowała Normani z zaspanym wyrazem twarzy.
-Kobieto czy ty sie dobrze czujesz?! Jest 6 nad ranem, a ty zachowujesz sie jak by co najmniej południe było.- usmiechnelam sie wesolo. Wpadł mi pomysł który rozwiąże problem w firmie.
-Powiedz mi, dużo pamiętasz ze szkoły?- widziałam jak szybko miną brązowookiej się zmienia
-Wszystko, przecież wiesz że byłam najlepsza z roku?!- w tej chwili dziękowałam bogu za moja przyjaciółkę.
-Ubieraj się, mam problem w firmie, wszystko wytłumaczę ci po drodze.- dziewczyna na początku stała jak słup soli ale kiedy ponownie ją ponagliłam zniknęła w pokoju gościnnym.
Po 6 godzinach intensywnej pracy w końcu zrobiłyśmy sobie z dziewczynami przerwę.
-Za dużo tego, ile ciebie nie było?-  Mani jak zwykle zapytała wprost i nie owija w bawełnę.
-Dwa miesiące, dlatego zdążyła tak bardzo zaszkodzić.- uśmiechnęła się słabo kobieta.
-Wiecie co ja jestem padnięta, jutro może to dokończymy?-
Zapytalam sie majac nadzieje, ze dziewczyny sie zgodza. Oczywiscie obie tez byly wykonczone dlatego bez spornie odlozylysmy wszystko na jutro. Wiedzialam, ze na sprostowanie sytuacji mam tydzien dlatego tez moglam sobie pozwolic na jutrzejsze ogarniecie do końca. W samochodzie pomiedzy mna a czarnoskórą panowala cisza. Dopiero po wyjściu z samochodu rozmowę zaczęła moja towarzyszka.
-Podziwiam ciebie-moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości
-Mnie?-zapytałam się dziewczyny która delikatnie się uśmiechnęła na moja reakcje.
-Mimo swojej niechęci do Camili którą widać na kilometr nie uciekasz do pracy codziennie a z tego co widziałam miała byś taką możliwość, wręcz dzisiaj sama zaproponowałaś szybsze wyjście wiedząc że w domu nadziejesz się na Mile.-dziewczyna szła jak gdyby  nigdy nic. Zachowywała się jakby ta rozmowa była na poziomie dziennym.
-Będę musiała ja zdzierżyć skoro chce was zatrzymać.-czarnoskóra szybko odwróciła się w moją stronę.
-Zatrzymać?-podeszła do mnie najbliżej jak tylko mogła i nie spuszczała wzroku z moje postaci.
-Za 2 dni macie wyjechać ale ja nie chcę i mam dla was propozycje-odwróciłam wzrok w bok nie umiałam znieść wzroku mojej przyjaciółki. Był tak intensywny, że wręcz czułam jak pali mnie od środka.
-Sprecyzuj bo jestem ciekawa.- uśmiechnęła się swoim uśmieszkiem diabełka. Zawsze mówiłam, że skoro jestem szatanem to ona jest moją prawą ręką. Jej uśmiech zdradzał  fakt iż  chodź  nie wie co planuje zgadza się na to.
-Chodź pogadamy w domu ze wszystkimi dziewczynami.-tak szybko z parkingu do domu jeszcze nie wparowałam jak w tej chwili. Nie zdążyłam zdjąć butów kiedy już za rękę mnie ciągnęła do salonu krzycząc na cały dom “ZEBRANIE”. Usiadłyśmy wszystkie w salonie kiedy do mnie dotarło co ja właśnie mam im powiedzieć. Poczułam mocny ucisk w żołądku, nerwy zaczęły nade mną brać kontrole, moje ręce zaczęły się trząść. Wiedziałam na co się własnie musze odważyć i przerażał mnie fakt z braku odwrotu z tej decyzji. Raz kozie śmierć.
-Mam dla was propozycje. Chce was odzyskać, wiem że Camila pracuje żeby utrzymać mieszkanie z Mani a za to ona ma dalej tą pracę w której jej nie doceniają. Najgorzej będzie z Dinah…..studiuje wiec ty akurat byś musiała przenieść uczelnie w pokoju mam ulotki jednych z najlepszych….Dobra bo mnie nie rozumiecie dajcie mi chwile…-wstałam, napiłam się wody i chwile uspokoiłam.
-Więc zaczynając od początku. Chcę żebyście się tu przeprowadziły, jestem w stanie wam załatwić pracę u mnie w firmie, Mani sama widziała, że potrzebuje pomocy. Zarobków nie dam wam małych, pomogę znaleźć mieszkanie i się ustatkować. Macie czas na przemyślenie ile chcecie ja będę czekała na odpowiedź.- uśmiechnęłam się niepewnie i wstałam. Teraz czas gra główną rolę. Nie wiem czy się uda ale muszę się postarać dla odzyskania lepszego jutra.

secret of the moonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz