Pov Lauren
Odkąd Normani dowiedziała się że jedzie z nami na długi weekend chodzi po pokoju w kółko i nic nie mówi.
-Czy ty jesteś normalna Lauren?-w końcu się odezwała.
-No nie do końca ale w 90 %- chciałam ją rozweselić ale tym razem było ciężko.
-To chyba te 10% kierowało tobą na ten pomysł, przecież to będzie katastrofa.
-Mani żadnej katastrofy nie będzie. Pokochasz ją tak jak ja zobaczysz- zanim sobie zdałam sprawę z własnych słów było już za późno.
-Przecież ja ją zabi... czekaj co zrobię? O kurwa Lauren ja nie wierze no nie . Ty się w niej już zakochałaś?
-Bardziej zauroczyłam się i tak musisz ją poznać, bo to będzie moja przyjaciółka. Może miłości z tego nie będzie ale przyjaciółką może zostać, ona nie odejdzie po wszystkim wiem to i ty też to zobaczysz jak ją poznasz- daj jej tydzień- moja przyjaciółka spojrzała na mnie gniewnie.
-Daj mi czas Lauren-zabrałam kurtkę i wyszłam, ale wiem że to Mani dlatego będzie dobrze. No nic, trzeba zadzwonić do Dinah żeby dowiedzieć się co robi moja kruszyna.
-Hej Dinah za pół godzinki będę u Camz. Powiedz Ty mi jak dzisiaj było?
-Słuchaj no jestem w szoku- nie spóźniła się dzisiaj, nawet z odpowiedzi dostała 4, więc wiesz idzie to w coraz lepszym kierunku dziękuję.
- ty jej podziękuj, że w końcu zaczyna się brać za Ciebie-uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Lauren twoja zasługa też tu jest, umiałaś na nią wpłynąć. Tak się cieszę że cię poznałam.
-Oj nie rozklejaj mi się tutaj do zobaczenia pa ,pa!
-pa!
Rozłączyłam się i zaczęłam się kierować do samochodu. Kiedy weszłam do domu Camili, jej taty nie było ani małej Sofii. Super czyli jesteśmy same. Weszłam do pokoju i poczułam znajomy zapach. Oj mała żebym się myliła bo jak nie to cię uduszę. Podeszłam do brązowookiej i spojrzałam jej w źrenice.
-Kurwa Camila pojebało cię?-ona zaczęła się śmiać czemu mnie to nie dziwi.
-Ale o co chodzi Lo?-złość we mnie rosła.
-Paliłaś, obiecałaś do cholery miałaś się wziąć za siebie gdzie jest trawka?-spojrzała na mnie wymownie.
-Po pierwsze w umowie nic o paleniu nie było a po drugie- a co chcesz spróbować?-no ona ewidentnie w tym momencie sobie przegina.
-To od dzisiaj jest i gdzie jest kurwa to zjebane zioło? Dawaj mi już-wyciągnęłam rękę, a po chwili znalazła się na niej mała paczuszka, ona naprawdę jest nie poważna.
-Gdzie idziesz?-zapytała się kiedy zauważyła że wychodzę z jej pokoju.
-A gdzie mam do cholery iść ? Do domu bo w takim stanie ja z tobą rozmawiać nie będę, głupia nie jestem wiem jak trawka działa- zamknęłam drzwi, byłam tak bardzo zła że dzisiaj już muszę pójść w moje magiczne miejsce. Muszę się wyładować, za dużo już jest we mnie frustracji. Weszłam do domu i wpadłam na Mani. No zaje- biście.
-Zgadzam się- jedynie to powiedziała, nie musiała mówić nic więcej. Dobrze wiedziałam o co jej chodzi skinęłam tylko głową i poszłam w stronę mojej szafy wyjęłam z niej niewielka czarna torbę sportowa z Nike i zaczęłam się kierować do samochodu. Powstrzymała mnie przed wyjściem ręka spoczywającą na moim ramieniu.
-To z jej winy?-jej głos był spokojny i pełen współczucia.
-Będzie dobrze słońce- uśmiechnęłam się na pocieszenie.
-Wiem- powiedziała i mnie puściła abym mogła iść dalej. Kiedy wsiadałam do samochodu usłyszałam dźwięk 2 wiadomości otworzyłam jedna z nich była od mani ,tylko nie przesadź proszę i zjedz coś" nie siląc się na odpisywanie zobaczyłam drugą i złość we mnie narosła była ona od Camili „Przepraszam" Rzuciłam telefon na tylne siedzenia. Serio teraz kurwa przeprasza no ja nie wierze trzeba było się zastanowić co ona najlepszego wyrabia kiedy zaczęła palić to świństwo. Tak jestem największym przeciwnikiem jakichkolwiek psychodelicznych używek widziałam co się dzieje z ludźmi którzy się uzależniały. A ja nie chce aby z moim maluchem cokolwiek złego się stało. Zatrzymałam się przed dobrze znanym mi budynkiem kiedyś tak często tutaj się pojawiałam. Weszłam do środka i przede mną ustała Ashley
-O.. czyżbyś przyszła na walkę?- uśmiechnęła się moja trenerka.
-Formę mam, Ash załatw mi walkę ja idę się rozgrzać. Uśmiechnęłam się wiedziałam że zaraz cała moja złość minie.
-Dobrze idź do swojej sali-pokierowałam się gdzie mi kazała po chwili ukazał mi się mój stary przyjaciel, wisiał w środku. Poszłam się szybko przebrać i zaczęłam się wyładowywać na worku. Kochałam ten moment kiedy mogę znowu poczuć że w niego uderzam, kiedy znowu mogłam uderzać bez opamiętania i pozwolić aby moja złość się właśnie na nim skupiła. Po pół godzinie weszła Ash.
-Za 10 minut masz walkę, tylko za mocno jej nie poturbuj zrozumiane?- zaczęła się śmiać po chwili do niej dołączyłam. Poszłam się przygotować, napiłam się wody umyłam spoconą twarz.
Stanęłam na ringu jak zwykle na początku się trochę pobawiłam bo co to by była za zabawa gdybym ja nie dostała żadnego uderzenia. Po czym po chwili kiedy przeciwniczka była już zmęczona zabrałam się do walki. Prawy- lewy, seria, blok, uderzenie z nogi słyszałam głos trenerki ze na spokojnie ale w tym momencie chciałam już tylko zakończyć walkę jak zwykle prawy sierpowy najsilniejszy i dziewczyna leżała na deskach. Kiedy zeszłam z ringu
-Czyli co w poniedziałek za tydzień jak zwykle widzimy się na treningu?
-Niestety muszę wyjechać przyszły tydzień odpada całkowicie moge jeszcze wpaść w czwartek i to wszystko i przerwa na tydzień oki?
-pewnie dla mojej królowej zawsze, w końcu powinnaś przejść na zawodowstwo
-Ash nie zaczynaj dobrze wiesz że nie chce
-oj może jeszcze kiedyś się skusisz
-mhm-odparłam i wyszłam z budynku kiedy znalazłam się w domu od razu poszłam spać.
CZYTASZ
secret of the moon
RomanceCamila miala 17 lat, kiedy zmarla jej mama od tamtej pory nie umie sobie poradzic z żalem i złościa. Jej ojciec próbował wszystkich metod, ale nic nie pomagalo. Camila wszczynała bójki piła nadmiernie alkochol i przestawala chodzic do szkoły. Po 2 l...