Rozdział 9

255 13 3
                                    


          

Obudziłam się o 17. Zasnęłam wycieńczona od płaczu. Lauren nie było obok mnie. No tak pewnie kiedy zasnęłam ona poszła do siebie. Kiedy podeszłam do jej drzwi usłyszałam rozmowę. Miała ja na głośno mówiącym bo pewnie myślała że śpię.

-Mhm... wiem Mani

-Lauren proszę cię jak będzie za ciężko wycofaj się i tak że tam pojechałaś po tylu latach.

-Bardzo ryzykowne wiem Normani, wiem ale muszę jej pomóc nie zważając na konsekwencje.

-Te konsekwencje Ciebie zniszczą jak znowu cię tak potraktują, ta dziewczyna nie jest tego warta.

-Mani ona...ehh ... jest tego warta pomimo że znam ją krótko z opowiadań Dinah i Ally wiem że jest warta. Nie widziałaś tego co ja w ich oczach. W oczach dziewczyny czy jej ojca nawet jej mała siostra wie że jest źle, muszę jej pomóc, tak jak ty kiedyś mnie.

-Boli cię dalej to że oni nie walczyli?

-Tak, ale to przeszłość i nawet jak się dowiedzą że tu byłam że znowu jestem w mieście, nie obchodzi mnie to dam sobie radę. To oni mnie przekreślili. A jej nikt dlatego muszę jej pomóc.

-Tu chodzi o coś jeszcze prawda?

-Proszę nie drąż.

-Lauren przyznaj się, tu też chodzi o Lucy prawda?

-Ma-ni pr-pro-proszę- usłyszałam jak dziewczynie zaczyna łamać głos zaczęła płakać prawda?

-Lauren ja nie chcę cię drugi raz widzieć w tym stanie. Wiem że dasz sobie radę ale jak tylko coś poczujesz do dziewczyny masz to zostawić rozumiesz? Widzę że cię do niej ciągnie ,widzę że starasz się to ukryć. Ale jeżeli jej nie pomożesz a się zakochasz, albo pomożesz i ciebie zostawi zobaczę ciebie znowu taka jak 6 lat temu. Załamiesz mi się i nie płacz, pomóż jej ale nie zakochuj się, chodź jak ciebie do niej ciągnie to nie wiem czy za chwile nie będzie za późno. Poza tym znowu płaczesz już ciii.... będę czekała na ciebie w domu Kocham Cię pamiętaj.

- Też ciebie kocham.

Odeszłam po cichu wróciłam do swojego pokoju. Miałam mętlik nie wiedziałam jakiej myśli mam się zaczepić, kurde. O co chodzi z tym wszystkim. Lauren nie ukrywała że było kiedyś u niej źle ale jej rozmowa brzmiała co najmniej jakby była kryminalistką i to pożegnanie na końcu ta dziewczyna jakby się czegoś bała. Kurwa Camila to Lauren jest tu psychologiem a nie ty. Po co próbuje to rozgryźć nie ważne co słyszałam Lauren jest moim psychologiem i wsio, zrobi swoje i odejdzie idealnie. Niewiele dalej myśląc wstałam z łóżka i poszłam się przebrać mam gdzieś na razie Lauren idę popływać. Zeszłam na dół i kiedy byłam przy drzwiach poczułam rękę na swoim nadgarstku.

-Gdzie idziesz?- zapytała dosyć oziębłym tonem, no tak czego mogłam się spodziewać po tym jak przed chwilą płakała

-Popływać ale..- machnęła ręką zielonooka

-Czekaj przed domem zaraz przyjdę- zniknęła wchodząc po schodach.

Po chwili usłyszałam zamykające się drzwi wyszła przebrana w strój kąpielowy ale ku mojemu zdziwieniu nie pokierowałyśmy się nad morze tylko do auta.

-Wytłumaczysz mi czemu siedzimy w aucie?- powiedziałam z założonymi rękami na piersiach.

-Bo lubię być oryginalna? Mamy morze przed nosem ale ja chcę cię zabierać na basen?- odpaliła silnik i ruszyła.

-Ty teraz nie mówisz poważnie prawda?-powiedziałam lekko zrezygnowana.

-Nie- uśmiechnęła się zwycięsko ooo czyli dalej umie się uśmiechać bez chłodu bijącego od niej.

-Jesteś dla mnie zagadką do potęgi en-tej wiesz?- powiedziałam tak cicho że myślałam że nie usłyszała ale skubana ma dobry słuch.

-Wiem, ale ja po prostu lubię niekonwencjonalne rozwiązania poza tym potrzebujemy ciszy i spokoju na rozmowę- ooo i już robi się nie ciekawie.

-Oho.. to ja wolę wysiąść za mało jeszcze rozmawiałyśmy?-zapytałam ale nie dostałam odpowiedzi jedynie co zrobiła to wcisnęła guzik blokady drzwi tak jakby się bała że zaraz jej wyskoczę.

Reszta drogi minęła w ciszy kiedy dojechałyśmy nie mogłam uwierzyć własnym oczom.

-Serio zabrałaś mnie do lasu? chcesz mnie zabić czy zgwałcić?

-A może jedno i drugie?-uśmiechnęła się chytrze ta kobieta jest nieprzewidywalna.

Szłyśmy dobre pięć minut. Kiedy doszłyśmy nad mały wodospad i rzeczkę było tu pięknie. Wokół były kwiaty w różnych kolorach i piękne krzewy. Mała plaża z boku i zero ludzi naprawdę, spokój i piękno natury.

-Tam położymy koc i będziemy rozmawiać- pokazała na klif nad wodospadem i zaczęła się tam kierować. Kiedy się rozłożyłyśmy spojrzała w niebo i zaczęła rozmowę.

-Tam w domu ja.... Przepraszam, nie chciałam doprowadzić cię do płaczu, po prostu chcę ci uświadomić że masz ludzi którzy o Ciebie się martwią a to wielkie szczęście- nie odwracała wzroku od nieba

-Ja wiem ale ja już nie umiem, nie potrafię wierzyć że... -mój głos zadrżał a ona przysunęła się bliżej i mnie objęła. To nie był ten zimny uścisk co w domu, on był dodający otuchy, czułam się bezpiecznie i ból który właśnie czułam znikał.

-To przez mamę- mięśnie mojego ciała się napięły.

- ja.. ona...szpital...jej słowa...jestem niczym... ona ...tata- z moich oczy leciało coraz więcej łez ale ona tylko mocniej mnie przytulała i zaczęła nami kołysać.

-Wiem mała, śmierć mamy boli, kochałaś ją-zamurowało mnie ale ja nie przez miłość cierpiałam.

-Kiedyś tak ale...tamtego dnia... ja ją znienawidziłam, przez nią jestem nikim- widziałam na jej twarzy szok, chyba nie tego się spodziewała.

secret of the moonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz