Pov. Lauren
Że co? Czyli ja myślałam że ona przez jej śmierć a tu... to będzie cięższe niż myślałam ale muszę jej pomóc. Serce mi się kraje kiedy płacze dlatego musze zrobić to inaczej powoli.
-Dobra nie płacz chodź popływać tylko...obiecaj mi jedno, chodź do szkoły i koniec z imprezami a z resztą ci pomogę ale powoli, wszystko zrobimy powoli. Nie pozwolę ci cierpieć- Patrzyłam w oczy brązowookiej. Wiem że nie powinnam ale muszę ją ochronić przed każdym cierpieniem i patrząc jej w oczy w te piękne brązowe oczy w które mogłabym patrzeć godzinami, zrozumiałam że ona da radę a ja jej muszę pomóc. Rozłożę nad nią parasol i będę trzymać nawet jak odejdzie. Przyciągnęłam ją do siebie ostatni raz przytuliłam zaciągając się jej zapachem i pociągnęłam nad wodę.
- Ty jesteś nienormalna! Krzyczała kiedy stałam na samej górze klifu, jak ja dawno tego nie robiłam.
-mhm... też cię kocham- zaczęłam się śmiać i skoczyłam. Kiedy już się wynurzyłam z wody złapałam ją za biodra.
-teraz królewno jak obiecałaś skaczesz ze mną- uśmiechnęłam się zwycięsko.
-Dobrze ale musisz mi obiecać że nie puścisz mnie- spojrzała mi w oczy, jakby sprawdzała czy na pewno może m i zaufać a ja kiwnęłam tylko głową i pociągnęłam ją na klif. Splotła nasze palce przybliżyła się do mnie że dzieliły nasze ciała milimetry.
-Nie waż się mnie puścić zaufałam ci, masz mnie trzymać za rękę aż się nie wynurzymy. Ufam ci Laur- chciała się odsunąć naprawdę się bała a pomimo to chciała ze mną skoczyć. Nie pozwoliłam jej przytuliłam ją do siebie i zaczęłam kierować się w stronę spadu.
-Nie puszczę cię, pamiętaj, skarbu się nie wypuszcza- jej piękne brązowe oczy się zaświeciły a po chwili leciałyśmy w dół. Wynurzyłam się z nią a na jej ustach widniał uśmiech. Lubię kiedy taka jest, po prostu szczęśliwa i ciesząca się życiem.
-Dziękuje- jej oczy dalej świeciły miały w sobie taki blask jak u nikogo jeszcze nie zobaczyłam, trzymając dalej splecione nasze palce pociągnęłam ją na klif. Usiadłyśmy, a ja wyciągnęłam z plecaka jedzenie.
-Banany- brunetka prawie to wykrzyczała rzucając mi się na szyje.
-Tak wiem mój banano-żerco, proszę- podałam jej banana kiedy już usiadła na swoim miejscu.
-Dziękuję, nie tylko za to, a za wszystko za cały weekend i przepraszam za imprezę nie chciałam, znaczy chciałam ale... nie jestem dobra w tym wiesz?- spuściła głowę.
-Ja tez nie przejmuj się już, może jak będziesz grzeczna w następny weekend też tu przyjedziemy hm?- czyżbym przesadziła? Jej wzrok był zszokowany i było coś w nim jeszcze ale nie umiałam tego odgadnąć. Co to, chciałam przepraszać gdy nagle się uśmiechnęła.
-Z miłą chęcią- spojrzała na mnie tymi swoimi pięknymi oczami
Rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się w najlepsze, przeszkodził nam głos zza pleców, który od razu rozpoznałam.
-Lauren to ty?-odwróciłam się przerażona to nie może być ona.
-Tey- w moich oczach pojawiły się łzy, wiedziałam że mogę ją spotkać ale i tak wrócił ten sam ból co 6 lat temu.
-Ale ty się zmieniłaś, jesteś już taka dorosła- zaczęła się zbliżać.
-Lauren ty.... nie mogę uwierzyć że to naprawdę ty-chciałam do niej podejść ale wróciły obrazy sprzed 6 lat, wrócił ból, wróciły jej słowa, ten wzrok , wróciło to jak mnie potraktowali.
-Taylor odejdź, nie masz prawa się do mnie odzywać- mój wzrok był zimny czułam jak Camila splata nasze palce razem ale w tym momencie mnie to nie obchodziło. Zabrałam rzeczy i ruszyłam do przodu omijając dziewczynę.
-Lauren jesteś moją..-o nie, co to- to nie!
-Nie waż się nawet tego powiedzieć, nie jestem już nią! Rozumiesz? Przestałam nią być sześć lat temu! Tak szybko zapomniałaś?-moja złość zaczynała się pojawiać a ból przeistaczałam się w nienawiść.
-Szybko minęło tyle lat, daj ze sobą rozmawiać, nie tak jak 3 lata temu. Daj nam wszystko...-w jej oczach pojawiły się łzy, nie ruszają mnie , nie tak jak kiedyś.
-Nie ,straciliście szanse kiedy Normani zabierała mnie z pod Domu, straciliście szanse tamtego dnia kiedy to wy powiedzieliście, że dla was nie istnieje. Zapomniałaś swoje słowa? Twoje i .... To nie ma sensu ta rozmowa do niczego nie prowadzi. Cześć pamiętaj ja nie istnieje, my się nie znamy.
-Gdybyś wtedy nie uciekła...- przyspieszyłam kroku nie chciałam słuchać jak kończy. Nie tym razem za bardzo to bolało po tylu latach. Oni ahh nie ważne. Zobaczyłam auto poczułam ulgę zaraz mnie tu nie będzie. Dopiero teraz do mnie dotarło Camila cały czas trzymała mnie za rękę, nie opuściła ani na chwile. Właśnie ona, puściłam jej rękę i otworzyłam drzwi, jechałyśmy w ciszy. Wiedziała że potrzebuje spokoju, jedyne co mnie zdziwiło to że przez całą drogę trzymała rękę na moim udzie tak aby mi nie przeszkadzać w zmianie biegów. Czy ona próbowała mi dodać otuchy?
Czas będzie jej wszystko opowiedzieć ale nie mam na to dzisiaj siły, potrzebuje koca, gorącej czekolady i bajki. Ona jakby czytała mi w myślach bo kiedy tylko weszliśmy kazała mi iść wybrać coś do oglądania. A potem ona przyszła z dwoma kubkami Gorącej czekolady z piankami.
Usiadła na drugim końcu kanapy i wpatrywała się we mnie, ja bez pozwolenia po prostu wtuliłam się w jej bok i tak oglądałyśmy dopóki obie nie zasnęłyśmy.
CZYTASZ
secret of the moon
RomansaCamila miala 17 lat, kiedy zmarla jej mama od tamtej pory nie umie sobie poradzic z żalem i złościa. Jej ojciec próbował wszystkich metod, ale nic nie pomagalo. Camila wszczynała bójki piła nadmiernie alkochol i przestawala chodzic do szkoły. Po 2 l...