40. (Nie)każda potwora znajdzie swojego amatora cz.2

79 8 0
                                    

*Hugo*

Z trudem powstrzymywałem się od rzucenia telefonem o ceglaną ścianę, bo poprzez aplikację wciąż nie mogłem namierzyć Hanny. Mam nadzieję, że moje obawy okażą się niesłuszne, jednak jeśli ktoś ją skrzywdził, nie ręczę za siebie. 

- Raczej nie zdążyliby jej przenieść przed naszym przybyciem. - stwierdziła Ala, gdy kolejne ze sprawdzonych przez nas pomieszczeń okazało się być puste. A sądziłem, że przetwórnia mango okaże się dość niewielkim budynkiem. 

- Nawet jeśli, minęlibyśmy się z samochodami stąd wyjeżdżającymi. 

- Podczas swej dzikiej jazdy skupiałeś się na jakichś, bo ja nie. Za bardzo zastanawiało mnie to, czy przypadkiem nas nie zabijesz! - brunetka spojrzała na mnie spod byka. Nie odpowiedziałem jej na tę słowną zaczepkę, ponieważ zza korytarzowego zakrętu dało się usłyszeć coraz to głośniejszy odgłos kroków. 

- Ktoś tu... 

- Idzie, wiem. - dokończyłem, podobnie jak Alice zachowując całkowitą ciszę. Mój grzmoto-zmysł dał mi znać, kiedy mam strzelać, dzięki czemu udało mi się przymrozić dwoje rosłych mężczyzn do przeciwległej ściany, nim ci w ogóle zdążyli załapać, że tu jesteśmy. 

- Ty to masz refleks. - skomentowała Ala, na co rzuciłem jej jedynie przelotne spojrzenie. Całą swoją uwagę chciałem skupić na schwytanych pracownikach ochrony. Być może nie jestem w stanie namierzyć Hanny poprzez telefon, ale ja już wiem, jak się postarać, by ci wyśpiewali nam wszystko, co musimy wiedzieć. 

- Lepiej zasłoń oczy, zaraz może zrobić się tu paskudnie. - oznajmiłem, nie spuszczając oczu ze schwytanej dwójki. Byłem niczym dziki zwierz, w każdej chwili gotowy pożreć swoje ofiary, jeśli te nie powiedzą mi tego, co chcę wiedzieć. W tamtym momencie nie interesowała mnie Quine i to, dlaczego po tak wielu latach zapragnęła ponaprzykrzać nam życie. Niech tata się nią martwi, mnie obchodziła tylko Hannah. Musiałem wiedzieć, gdzie się teraz znajduje i czy nic jej nie jest. Choćby miał wyleźć ze mnie diabeł, dowiem się tego tu i w tym momencie. Paradoksalnie z ognikami w lodowatych oczach podszedłem do schwytanych, następnie ponownie strzeliłem w nich lodową wiązką, tym razem nie w celu unieruchomienia, lecz spowodowania odmrożeń drugiego i trzeciego stopnia.

- Macie ostatnią szansę, by powiedzieć mi, gdzie ona jest, potem zrobi się tu naprawdę nieciekawie! - zagroziłem, resztkami silnej woli jeszcze panując nad swoim gniewem. Każdy obywatel FlashLight City sikałby w tym momencie ze strachu, jednakże nic nie wskazywało na to, by z tymi dwoma miało być podobnie. Cóż, jeszcze.

- Młody, serio myślisz, że takie oklepane zagrywki faktycznie coś ci dadzą? - spytał jeden z nich poprzez zaciśnięte zęby, podczas gdy drugi jedynie parsknął cichym śmiechem, na twarzy wciąż zachowując grymas bólu.

- To ja tu zadaję pytania! - krzyknąłem, kolejnym strzałem doprowadzając do częściowego rozdarcia ich kombinezonów. Mogłem od razu domyślić się, iż są one wyposażone w termę skutecznie osłabiającą moją moc. I kto tu ma oklepane zagrywki?

- OSTATNI RAZ PYTAM, GDZIE ONA JEST?! - krzyknąłem i tym razem mój strzał okazał się skuteczny, gdyż obaj mężczyźni zawyli z bólu. Niestety, ale na moje nieszczęście żaden z nich w dalszym ciągu nic nie powiedział. Powoli zaczynam myśleć, że ci dwaj nic nie wiedzą, a ja tu tylko tracę czas.

- HUGO CHODŹ TU SZYBKO! - zza drzwi pomieszczenia nieopodal dobiegł mnie krzyk Ali. Świetnie, nawet nie wiem, kiedy brunetka tam poszła.

- Jeszcze z wami nie skończyłem. - zagroziłem, następnie zostawiając ich tak na pastwę losu, pobiegłem zobaczyć, o co chodzi Alice. Może nie znam jej zbyt długo, ale jeszcze nigdy nie słyszałem w jej głosie takiej paniki. Zdawała się być nawet większa, niż te dwadzieścia minut temu, kiedy tutaj jechaliśmy. Na miejscu już dowiedziałem się, dlaczego tak było. Ja sam wręcz wrosłem w podłogę, kiedy ujrzałem swoją ukochaną leżącą na podłodze w kałuży krwi. Nie, nie, nie, to się nie może tak skończyć. Ona nie może... Nawet przez myśl nie chciało mi to przejść. Każda sekunda zdawała się wlec w nieskończoność, zaś ja nie byłem w stanie się nawet ruszyć, dochodząc do wniosku, że... ona też się nie rusza. Jeszcze nigdy nie dopadło mnie tyle emocji naraz. Z jednej strony miałem ochotę upaść na kolana i zacząć ryczeć, zaś z drugiej całkowicie zdać się na łotrowski instynkt, by urwać łby wszystkim tym, którzy są za to odpowiedzialni, zaczynając od Quine. Całą swą wręcz demoniczną wściekłość przelałem na celę, strzelając w nią z tak ogromną siłą, iż kraty skruszyły się, niczym zrobione ze szkła. Po szybkim ogarnięciu, co ja właściwie zrobiłem, razem z Alą puściliśmy się biegiem w kierunku brunetki, by sprawdzić jej faktyczny stan zdrowia. Nie dbając o to, czy mój biały kombinezon całkiem pobrudzi się poprzez bliski kontakt z krwią z podłogi, kucnąłem przy swojej dziewczynie, żeby sprawdzić, czy jej płuca wciąż dostarczają tlen do organizmu. Poczułem ogromną ulgę, gdy okazało się, iż nie dość, że oddychała, to wciąż jeszcze pozostawała przytomna. Ledwie, ale jednak. 

Grzmotomocni : Kronika ZłoczyńcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz