Kwiecień, piętnaście lat temu.
Ira przyglądał się ciału Herkulesa i zastanawiał się, co powinien czuć? Bo chyba coś powinien? Widział, jak emocjonalnie ludzie podchodzili do walk psów. Jak cieszyli się, gdy ich faworyt wygrywał i jak się złościli, gdy przegrywał. Byli też tacy, którzy płakali. Czy i on powinien teraz płakać? Nie czuł smutku, ale ulgę. Tak było lepiej dla poranionego Herkulesa.
Zerknął na Bolta, ten też nie wydawał się przejęty. Siedział na klepisku i palił papierosa, spoglądając gdzieś przed siebie. Gdy Ira podszedł do niego i oddał mu pistolet, Bolt odebrał go, a potem wyciągnął do chłopca dłoń z paczką papierosów.
— Zapalisz?Ira nigdy nie miał tego w ustach, ale domyślał się, że to musiało być coś dobrego, bo ciągle widywał ludzi, nad którymi unosił się ten specyficzny, dziwnie pachnący dym.
— No — odparł i usiadł obok Bolta. Wyciągnął sobie z paczki jednego papierosa i wsadził go do ust.Bolt wyjął zapalniczkę, na której narysowana była naga kobieta, i przystawił ją do końcówki trzymanego przez Irę blanta.
— Ciągnij — polecił.Ira zassał tak mocno, jak potrafił. Zaczął kaszleć i krztusić się, a do oczu napłynęły mu łzy. Bolt klepnął go w plecy.
— No, już dobra. Spokojnie, nic ci nie będzie, tylko nie ciągnij tak mocno. Pomału… zaciągnij się. I wypuść.
Ira zrobił tak, jak mówił Bolt. Papieros był ohydny, ale nie chciał się do tego przyznać. Chciał być taki, jak siedzący obok niego mężczyzna – twardy.
Bolt dopalił swojego blanta, strzepnął żar i zgasił peta na własnym przedramieniu, jakby to było najnormalniejszą rzeczą na świecie.
Ira zapatrzył się na ręce mężczyzny. Spod podwiniętych rękawów białej koszuli widać było pokrywające je blizny. Bolt musiał gasić tak papierosy już od dawna. Ira przypuszczał, że ten widok budził w ludziach niepokój, a może nawet strach. Zaciągnął się jeszcze parę razy, a potem zgasił swojego papierosa dokładnie w ten sam sposób. Zapiekło, ale widząc efekt stwierdził, że było warto.
Wieczorem do miejsca, w którym się zatrzymali, przyjechało kilku mężczyzn. Dobijali się głośno do drzwi i krzyczeli coś po hiszpańsku. Bolt kazał zostać Irze w pokoju i nie wyściubiać nosa, a sam wyszedł załatwić sprawę. Ira rozsiadł się na sofie i czekał w ciszy, gapiąc się bezmyślnie w sufit. Bolt wrócił dopiero późno w nocy. Był pijany i ledwo stał na nogach. Wtoczył się do apartamentu, zygzakiem przeszedł od drzwi do sofy, na której wciąż siedział Ira, i klapnął całym ciężarem na siedzisko. Jego głowa opadła bezwładnie na oparcie.
Ira przyglądał mu się chwilę, usiłując odgadnąć, czy mężczyzna zasnął.— Załatwiłem… sprawę… — wybełkotał nagle Bolt. Otworzył oczy i spojrzał na Irę. — Ale nie było łatwo… — Czknął. — Gówniarze, którym spuściłeś łomot… Pamiętasz?
Ira przytaknął. Jak mógł zapomnieć? Przecież to było raptem kilka godzin temu.
— No! Dobrze… Sie oni… poskarżyli swoim… — Czknięcie. — Ojcom… sie poskarżyli. A tamci poszli do Jorge… Znasz go, to ten facet co trzęsie całym tym interesem. — Zakręcił palcem wskazującym nad głową jak śmigłem helikoptera, a potem jego głowa opadła na oparcie.
![](https://img.wattpad.com/cover/254142639-288-k172817.jpg)
CZYTASZ
Kiedy usta twoje: Sprzedany [ZAKOŃCZONE]
Mystery / ThrillerCzęść pierwsza. Pewnej nocy w małym miasteczku gdzieś na północy Stanów Zjednoczonych na parkingu pod kliniką zostaje porzucony czarny ford Shelby. Wewnątrz znajduje się zmasakrowane ciało młodego mężczyzny, o którym, jak przekonuje się szeryf Antho...