28. Jesteś tak silny, jak twój najsłabszy mięsień.

60 10 60
                                    

15 luty, obecnie

Ira czuł się jak szmata, którą - po tygodniu moczenia się w śmierdzącej, zatęchłej wodzie - ktoś w końcu wyciągnął, wykręcił i tak zostawił. Był kompletnie skołowany, nie wiedział, co się stało, gdzie był, kiedy, ani kim. W głowie kołatało mu się tylko jedno słowo: Shorty. Nie mógł przestać wypowiadać go w myślach. To słowo bolało go równie mocno, jak całe ciało.

Shorty.

Przekręcił głowę w stronę okna. Bolało jak cholera, ale chciał zobaczyć, co się za nim znajdowało. Biel. Tylko tyle dostrzegł. Coś sypało się z góry na dół. Czuł, że powinien wiedzieć, co to było, ale nie mógł sobie przypomnieć.

Shorty.

Odwrócił głowę z powrotem. Sufit nad nim zbudowany był z czegoś, czego nazwę miał na końcu języka. Między białymi, matowymi kwadratami znajdowały się podobne, tej samej wielkości, ale w innym odcieniu bieli.

Są... Takie jak tamte, ale inne.

Shorty.

Odwrócił głowę w drugą stronę. W ścianie był podłużny otwór, a w nim... Drzwi. Tak. Był pewien, że to się tak nazywa. Te drzwi otworzyły się nagle i do środka weszła kobieta w różowym ubraniu.

To ma jakąś nazwę, ale w tej chwili... Może przypomni sobie później.

Shorty

Kobieta pchała mały wózek. Gdy dotarła do łóżka, na którym leżał i spostrzegła, że się jej przygląda, uśmiechnęła się szeroko.
- Dzień dobry, John - powiedziała.

Serce Iry zabiło szybciej, sprawiając, że rozbolała go jeszcze głowa.

Nie! Nie! Nie John. Na pewno, nie!

Shorty!

- Jak się czujesz?

Z gardła Iry wydobył się nieartykułowany dźwięk.

- Możesz mieć problem z mówieniem. To normalne. Ale nie martw się, za jakiś czas to minie. Dziś zrobimy badania. Pobiorę ci teraz krew.

Zbliżyła się do niego. W ręku trzymała coś, co mu się nie spodobało. Mruknął niezadowolony. To sprawiło, że podniosła na niego wzrok. Ale to nie były te oczy. Stracił zainteresowanie. Przymknął powieki. Chciał zasnąć.

Shorty.

**

Anthony Wright zaparkował pod kliniką, choć wolałby we własnym łóżku. Miał takiego kaca, że na samo wspomnienie o smaku wódki, zwłaszcza tej przechodzącej przez przełyk w drugą stronę, robiło mu się niedobrze. Zawsze wiedział, że Leon ma łeb do picia, ale nie sądził, że jest w stanie wlać w siebie aż tyle.

Zamknął okno, bo do samochodu padał śnieg. Wysiadł i zaciągnął się głęboko. Tylko to chłodne powietrze powstrzymywało jego żołądek przed zwróceniem tego, co w siebie wlał rano - jakiegoś syfu, który przyrządziła mu żona, chyba po to, żeby się zemścić, a nie mu pomóc.

Odbiło mu się paskudnie i omal nie zwymiotował na własne buty.
- Boże - westchnął i poszedł do środka. To będzie trudniejsze, niż myślał. - Jin jest u siebie? - zapytał jakiegoś śniadego chłopaczka, którego widział pierwszy raz na oczy. Ten wzruszył tylko ramionami, więc Anthony wyciągnął telefon. Jin odebrał po kilku sygnałach. - Jesteś w biurze? - zapytał, nie witając się nawet.

- Tak.

- To już tam idę. - Rozłączył się, a potem zawrócił gwałtownie.
Wpadł z impetem do toalet dla odwiedzających i wpakował się do pierwszej kabiny. W życiu tak go nie szarpało, miał wrażenie, że zaraz zwróci żołądek, a oczy wyskoczą mu z oczodołów. Po kilku minutach wiszenia nad toaletą pozbierał się i wyszedł.
Gdy dotarł do gabinetu Songa, czuł, że znowu mu się zbiera. Wszedł do środka, przeszedł przez całe pomieszczenie, nie zwracając uwagi na siedzącego przy biurku lekarza, i dopadł do okna. Otworzywszy je na oścież, wystawił twarz na zewnątrz.

Kiedy usta twoje: Sprzedany [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz