W mediach umieściłam, jak wygląda taki „taniec śmierci" przed walką. Widziałam, że są różne wersje i to nie jest dokładnie ta, którą opisuję.
8 marca, obecnie.
Ira nie mógł spać. Właściwie odkąd się wybudził, noc była najgorszą porą doby. Nie rozumiał dlaczego, ale czuł, że w nocy nigdy nie sypiał zbyt dobrze. Może przeszkadzało mu to nikłe oświetlenie sączące się z korytarza? A może była to ta plama ciemności w kącie?
Niebieski motyl odleciał razem z Reese, a jemu został tylko ten kąt i kasetony na suficie. Leżał więc, gapiąc się w nie lub w kąt, i myślał o Reese. Trochę go niepokoiło, to co zaszło. Znał ją krótko, ale wiedział, że z niej niezła cholera.
Wyciągnął przed siebie pluszowe serduszko.
- Na Walentynki... tak? - przeczesał palcami materiał, na którym zostały ślady palców. Odłożył je i przetarł kciukiem zrogowaciałą skórę na knykciach drugiej dłoni.
Szeryf powiedział, że go pobili. Jakoś wątpił. Miał przeczucie, że to nie do końca prawda. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale wydawało mu się to mało prawdopodobne. Chociaż czasami wystarczył jakiś dźwięk, krzyk, twarz w tłumie, która na chwilę przyciągała wzrok i dostawało się w pysk. Co do tego miał pewność.
Czy ona właśnie odwróciła jego uwagę i oberwał po mordzie?
Zasłonił twarz dłońmi. Nie mógł tu dłużej tak leżeć bezczynnie. Nie gdy mrok już go odnalazł. Uniósł się lekko na łokciu.
Gdzie ten pilot? Rozejrzał się. A kij z nim, lepiej sam usiądzie.
Złapał się barierek i podciągnął, udało mu się nawet usiąść, ale nie wytrzymał długo, za bardzo kręciło mu się w głowie.
Niech to szlag. Opadł z powrotem na posłanie. Leżał chwilę, oddychając głęboko. Ale przecież to tak, jak z każdym treningiem. Trzeba powtarzać, aż stanie się rutyną. Spróbował ponownie, a potem jeszcze raz i jeszcze. Za każdym kolejnym razem udało mu się wytrzymać trochę dłużej. Nie zamierzał leżeć tak bezczynnie i czekać, aż ktoś z personelu się nad nim zlituje. Czuł, że nie mógł na to liczyć i że czas mu się kończył - ciemność nie będzie czekać wiecznie.
**
Reese obudziła się koło godziny dziesiątej, dawno tak długo nie spała, ale po wczorajszym dniu, była wyczerpana. Postanowiła, że zje śniadanie i wróci do łóżka. Wciągnęła grube skarpety z froty, zabrała telefon i poszła do kuchni. O tej porze w domu nikogo nie było, więc nie musiała się martwić tym, jak wygląda.
Otworzyła lodówkę i przeleciała wzrokiem po półkach. Będzie musiała zrobić jakieś zakupy. Samo mięcho i żółty ser. Czym on żywi te dzieci?
Wzięła mleko, nie chciało jej się robić kanapek, ani nic innego. Zje płatki. Usiadła przy stole i wzięła do ręki telefon. Chciała poczytać wiadomości, ale ciągle pisali o tym samym. Wojna gdzieś na wschodzie Europy. Nawet nie miała pojęcia, gdzie to jest. Susza i pożary. Wysoka inflacja.
O, coś z ich okręgu.
„Zbiorowe morderstwo w klubie Kuźnia. Policja podejrzewa mafijne porachunki" - przeczytała. To jej przypomniało, że chciała pomóc szeryfowi w odkryciu, co na sumieniu miał Ira Blackson. W końcu z tego, co mówił jej Mauricio, takiego emblematu można się było dorobić tylko w jednym miejscu. Nie chciała tego wówczas słuchać. To nie były tematy do romantycznych kolacji.
Wybrała numer z listy kontaktów. Po chwili usłyszała gwar rozmów.
- Hola, Ines! - powiedziała głośno.- Hola, Reese. Co tam u ciebie? Szwagier cię nie wykopał za drzwi?
CZYTASZ
Kiedy usta twoje: Sprzedany [ZAKOŃCZONE]
Mystery / ThrillerCzęść pierwsza. Pewnej nocy w małym miasteczku gdzieś na północy Stanów Zjednoczonych na parkingu pod kliniką zostaje porzucony czarny ford Shelby. Wewnątrz znajduje się zmasakrowane ciało młodego mężczyzny, o którym, jak przekonuje się szeryf Antho...