Piątek 15 października. Obecnie.
Smród zgnilizny unosił się nad tym miejscem, sprawiając, że trudno było oddychać. Zdawało mu się, że nabrzmiałe od wilgoci chmury, które przysłaniały gwiazdy, przeszły odorem i zaraz na wszystkich spadnie deszcz ciężki i lepki niczym gnojowica.
Ira wiedział, skąd ten smród. Był w takich miejscach nieraz. Wiedział, że za hałdami ziemi znajdowało się wysypisko. Kto na nie trafiał, już z niego nie wracał. Tym razem, to była jego kolej.Mocne szarpnięcie za włosy sprawiło, że głowa Iry odchyliła się do tyłu, odsłaniając gardło.
Więc to tak będzie? Czasami zastanawiał się, jak i kiedy to nastąpi, ale nie sądził, że umrze w wieku dwudziestu sześciu lat.
— Ira, zawiodłem się na tobie — powiedział stojący przed nim mężczyzna. Miał idealnie skrojony garnitur, choć daleko mu było do tych od Kitona, pucułowatą twarz i rude włosy przyprószone siwizną. Ira widział to, pomimo ciemności, bo gdzieś z boku świeciły na nich reflektory zaparkowanego niedaleko pojazdu. — Dałem ci wszystko, o czym dzieciak z rynsztoka, taki jak ty, może tylko pomarzyć. Gdybym nie zabrał cię z ulicy, obciągałbyś fiuty starym zboczeńcom, żeby mieć co do gęby włożyć!!! — Zaczynał wpadać w furię, jak zwykle, gdy czuł, że tracił nad czymś kontrolę. — Dałem ci dom i rodzinę. — Wskazał ręką kilku młodych mężczyzn, stojących wokół niego i czekających na jedno jego skinienie.
Klęcząc, Ira otworzył oczy, by spojrzeć w twarz człowieka, który w tej chwili patrzył na niego z góry.
— Byłeś dla mnie jak syn — dodał tamten.
Wzrok Iry powędrował w stronę czarnego suva, obok którego stało dwoje ludzi. W ciemności ich sylwetki ledwo było widać, ale Ira wiedział, że tam byli. Gdy padło słowo „syn” wyższa postać poruszyła się niespokojnie.
— Zapraszałem cię na święta, dawałem prezenty, może nawet pozwoliłbym ci ożenić się z moją córką.
Ira prychnął z pogardą, zbyt dobrze znał tego człowieka, by wierzyć w jego słowa. Córka Wielkiego Bossa i chłopak z tajlandzkiego rynsztoku? Jasne!
— Musiałeś mnie zdradzić? — Zapytał tamten, wskazując ciało leżące w błocie.
Ira nie spojrzał w tamtą stronę, wiedział, że jeśli to zrobi, wpadnie w furię, a wtedy nie tylko jego ciało będą musieli zakopać. Nie chciał tego robić chłopakom, to nie była ich wina, po prostu robili to, co musieli.
— Nikogo nie zdradziłem, a już na pewno nie ciebie — odparł łamiącym się głosem. Czuł, jak z powodu adrenaliny drżą napięte mięśnie, trząsł się, ale nie ze strachu. Nie bał się, już nie. Było mu wszystko jedno.— Sięgnąłeś po moją własność, Ira. To jest zdrada. Wszyscy wiedzieli, że mają trzymać od niej łapy z daleka. Ale nie… ciebie fiut swędział. Zrozum, że nie mogę sobie pozwolić, żeby każdy brał, co chce, zwłaszcza jeśli to należy do mnie.
— Ona nie…
— Nie przerywaj mi, gnojku!!! Miałbym ci teraz odpuścić i liczyć na to, że nie zechcesz mnie znowu okraść? Albo sięgnąć po władzę w klanie? Skoro raz ośmieliłeś się to zrobić, to, z pewnością, nie zawahasz się następnym razem. Ja cię nawet lubię, Ira, ale wszystko ma swoje granice. Świat jest tak poukładany, że jedni rządzą, a drudzy wykonują rozkazy i ty, synu, należysz do tych drugich. Szkoda… Naprawdę szkoda, mogłeś daleko zajść.
Ira zaśmiał się w duchu, gdy tamten wspomniał o hierarchii, do której obaj należeli. Różnica między nimi była taka, że on wiedział, kim był, a tamten próbował być tym, kim nigdy nie był i nie będzie.
CZYTASZ
Kiedy usta twoje: Sprzedany [ZAKOŃCZONE]
Misteri / ThrillerCzęść pierwsza. Pewnej nocy w małym miasteczku gdzieś na północy Stanów Zjednoczonych na parkingu pod kliniką zostaje porzucony czarny ford Shelby. Wewnątrz znajduje się zmasakrowane ciało młodego mężczyzny, o którym, jak przekonuje się szeryf Antho...