.6. Zawsze dostaję to, co chcę

165 16 67
                                    

Dwadzieścia lat temu

— Ktoś puka do drzwi — powiedział Bolt, wytrącając Aarona ze skupienia, w które ten usilnie próbował wprowadzić swój umysł.

To otwórz — odparł, nie odrywając wzroku od książki, którą czytał i od pół godziny starał się skupić i przyswoić wiedzę w niej zawartą. Był już naprawdę zdenerwowany tym, że Bolt ciągle zmieniał stacje i nie potrafił się zdecydować. Gdyby jego towarzysz nie był takim ignorantem, Aaron zaproponowałby mu, żeby też coś poczytał. Wiedział jednak, że Bolt nie należał do ludzi, którzy czytają coś więcej, niż nekrologi w gazecie, a wszystko po to, by sprawdzić, który z konkurentów wykitował.

Bolt stęknął, wstając z sofy, na której siedział. Podniósł pistolet z ławy i ruszył do wejścia. Zawsze powtarzał, że nie lubił hoteli i tego, że drzwi do pokoi nie miały wizjera. Tylko Bóg jeden wiedział, kto stał po drugiej stronie.

Aaron podniósł wzrok znad książki.

Bolt odbezpieczył broń, stanął obok drzwi przy ścianie i głośno zapytał:
— Kto tam?

— To ja, Kiet Bui.

Bolt zerknął na Aarona z głupią miną i szepnął:
— Kto, kurwa?

— Tłumacz — odpowiedział Blacksmith. — Wpuść go.

Bolt otworzył drzwi, zmierzył wzrokiem stojącego przed nimi Taja, po czym odsunął się, by zrobić mu miejsce. Mężczyzna wszedł do środka, a Bolt wyjrzał na korytarz, zapewne by sprawdzić, czy nikogo tam nie było. Potem wsadził trzymany pistolet za pasek z tyłu spodni.

Aaron wiedział, że Bolt nie cierpiał tego robić, bo było to wyjątkowo mało profesjonalne i głupie, a Bolt przecież był profesjonalistą. Niestety szelki z kaburą zostawił na łóżku, a prawdopodobnie nie chciał straszyć faceta.

Taj pomaszerował od razu do Aarona, który wrócił do czytania. Gdy mężczyzna otworzył usta, Aaron uniósł palec wskazujący do góry i syknął. Taj został tak z płucami wypełnionymi powietrzem, które nabrał, by wypowiedzieć to, czego się prawdopodobnie dowiedział.

Aaron doczytał akapit do końca.
— Przepraszam, nie chciałem stracić wątku — wyjaśnił swoje zachowanie. — Słucham, czego się pan dowiedział?

Aaron siedział na fotelu przy niewielkim stoliku w pobliżu okna. Taj rozejrzał się dookoła. Nie było drugiego fotela, a na dodatek nie poproszono go, by usiadł, musiał poczuć się trochę urażony, ale cóż z tego. Nie były równy Aaronowi i musiał o tym wiedzieć.

Więc… Chłopiec, na którego zwrócił pan uwagę, jest sierotą. Jego ojciec był inżynierem czy kimś takim. Pochodził z Europy, chyba z Norwegii albo Szwecji. Jego ekipa budowała zaporę na rzece. Matka chłopaka zakochała się w nim. Wie pan jak to jest…

— Rozumiem, był biały, a tutaj to wystarczy, żeby kobiety rozkładały nogi.

Taj zmieszał się, chyba nie bardzo spodobało mu się to, co powiedział Aaron, jednak nie zaoponował.
— Tak… W jej przypadku chyba wystarczyło. Matka dziewczyny twierdzi, że ta liczyła na to, że on zabierze ją do Europy, zwłaszcza, gdy się dowie, że zaszła z nim w ciążę. Dziecko się urodziło, budowa została ukończona, a on wyjechał, ponoć bez pożegnania.

— Czyli mamy tu prawdziwy melodramat. Ile matka chce za chłopca?

— Ona nie żyje. Popełniła samobójstwo. Rodzina obwinia o to chłopca i jego ojca, który… — Zawiesił głos.

Kiedy usta twoje: Sprzedany [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz