Noc z 7 na 8 czerwca, dziesięć lat temu.
To miała być najlepsza impreza urodzinowa, jaką zorganizował dla niej dziadek, choć wszystkie wcześniejsze były równie wspaniałe. Ta jednak miała przewyższać poprzednie i byłoby tak, gdyby nie Carlos i jego chorobliwa zazdrość. Już wcześniej zaczepiał ją na różne sposoby, przechodząc chyba wszystkie stany zauroczenia.
Patrząc teraz na niego, Luiza miała wrażenie, że dotarł na skraj krawędzi urwiska, za którą była już tylko nienawiść. Nie rozumiała, dlaczego tak się zachowywał? Przecież nie zrobiła nic złego. I nie zamierzała zrobić tego, o co ją posądził. Najwyraźniej Ira miał rację: Carlos mierzył wszystkich swoją miarą.
On i Roberto prawdopodobnie zapomnieli skąd się wywodzą i jaką zajmowali pozycję w hierarchii rodziny Fuentes. Ktoś musiał im przypomnieć. Postanowiła, że załatwi to później. Teraz chciała tylko zabrać stąd Irę, który znowu odpłynął w błogą nieświadomość.
- Luiza, coś ty taka nerwowa? - Roberto zarzucił jej dłoń na ramię.
Zepchnęła ją ze złością. Już on powinien wiedzieć czemu.
- Zadałam ci pytanie? - wskazała Irę.- Ale o co ci chodzi? Chłopak wreszcie wyluzował i dobrze się bawi.
- Tak? To nazywasz dobrą zabawą? Dziadek obedrze was ze skóry, jak się dowie, co zrobiliście. Złamaliście chyba wszystkie zasady tu panujące.
- Nie spinaj się tak - burknął Carlos.
- Nie z tobą rozmawiam! Ty... Ty przekroczyłeś już chyba Rubikon!
Ira roześmiał się głośno. Jednak nie był nieświadomy.
- Ale ci dowaliła - powiedział, odrywając plecy od oparcia i wstając. - A ty nawet nie wiesz, z której strony oberwałeś.Carlos zacisnął szczękę, widać było, że chciał im odpowiedzieć, ale nie wiedział jak. Chyba nie miał pojęcia, o co jej chodziło i pewnie zdenerwowało go to, że młodszy od niego Ira wiedział lub udawał, że wie.
Zapatrzyła się na Irę. Nie. On nie udawał. Wiedział.
- Ira, chodź! - rozkazała, ciągnąc go za poły rozchełstanej koszuli. Poszedł za nią, stawiając szeroko stopy.- To skurwiel - usłyszała jeszcze pełen nienawiści głos Carlosa i odpowiedź Roberto:
- Wyluzuj, bracie. Odpuść, po prostu to sobie odpuść.
Odetchnęła z ulgą, przez chwilę myślała, że Carlos rzuci się na nią i Irę.
Zaprowadziła go do schodów prowadzących na parter, ale nie weszła na nie.
- Nie możesz tak iść na górę. Jeśli dziadek cię zobaczy, to... - zamyśliła się. - Trzeba to usunąć. Chodź.Zaciągnęła go do łazienki w całości wyłożonej kaflami o kolorze spieczonej gleby Tierra Caliente.
**
Carlos siedział obok Roberto i nerwowo trząsł nogą. Nie palił zioła, bo nie lubił robić z siebie idioty. Naprawdę wkurwiało go, jak się ludzie po tym świństwe zaśmiewali i pokładli jak szmaciane lalki. Można ich było prac po pyskach i palcem by nie kiwnęli, a do tego ta gadka o wszystkim i o niczym, jakby każdy z nich został nagle filozofem. Carlos gardził tymi wesołkowatymi hipisami i ich suszem. On wolał kokę lub amfę. Czuł się po nich jak Bóg. Jakby mógł góry przenosić. Zmieniać biegi rzek. A ruchał tak, że laski aż piszczały.
![](https://img.wattpad.com/cover/254142639-288-k172817.jpg)
CZYTASZ
Kiedy usta twoje: Sprzedany [ZAKOŃCZONE]
Детектив / ТриллерCzęść pierwsza. Pewnej nocy w małym miasteczku gdzieś na północy Stanów Zjednoczonych na parkingu pod kliniką zostaje porzucony czarny ford Shelby. Wewnątrz znajduje się zmasakrowane ciało młodego mężczyzny, o którym, jak przekonuje się szeryf Antho...