Siedzenie w domu i ciągłe płakanie jest naprawdę męczące. Nawet jeśli to nie wydaje się takie. Mam ochotę wszystkich powystrzelać, a przed tym powstrzymuje mnie tylko moja mama. Jest kochana i opiekuńcza, no i gdyby nie ona w pokoju miałabym taki burdel, że nawet nie byłoby mnie widać.
Michael oczywiście również mnie wspiera, ale on bardziej chce mnie wyciągnąć na jakąś impreze, niż siedzieć ze mną w pokoju. Nie mam mu tego za złe, pewnie też nie wytrzymałabym z nim płaczącym.
Od tamtej sytuacji minął tydzień, a rany Miki'ego na twarzy zniknęły. Och, no tak.. Kiedy chłopak wtedy wyszedł poszedł wprost do Luke'a i pobili się. Nikt w sumie nie wyszedł z niej zwycięzko, ale liczył się gest.
Oglądam Teen Wolf i płacze, jak niedorozwój, bo właśnie zabili Alison, ale mama przyzwyczaiła się do mojego szlochu za ścianą. Jestem jej wdzięczna, że jeszcze mnie nie wyrzuciła z domu.
W moim pokoju nagle pojawia się Michael, a ja szybko wycieram twarz mokrą od łez i patrze na niego z lekkim uśmiechem. Jest najlepszym przyjacielem.
-Wyjdźmy gdzieś. - proponuje, a ja krzywie się i wzdycham.
-Przerabialiśmy to już Miki. Nie idę na żadną impreze...
-Ale nie chce iść na impreze. - przerywa mi szybko. - Chodziło mi bardziej o wyjście do Maka, albo KFC. Chciałbym móc znów z tobą gdzieś wyjść. - nie podoba mi się ten pomysł, ale widząc jego smutną twarz kiwam głową na zgode.
-Idę się ogarnąć i ubrać, daj mi chwilę. - wstaje z łóżka i zabieram z szafy potrzebne ciuchy. Idę do łazienki, gdzie szybko omywam twarz, nakładam makijaż, żeby nie było wiodać ile nie przespanych i płaczliwych nocy mam za sobą, i ubieram czarne rurki, oraz szarą bluze z logiem Harvardu. Włosy zbieram w kucyka i już jeste gotowa.
Wychodzę z łazienki, a Michael już na mnie czeka. Bierze mnie za ręke i ciągnie do drzwi. Nie sprzeciwiam się mu, bo przecież i tak prędzej czy później musiałabym wyjść na świeże powietrze. Pierwszy raz od tygodnia.
-Witamy wśród żywych. - żartuje chłopak, a ja chichocze cicho. Ma racje, musze wreszcie dać sobie z tym spokój. Przecież to już drugi raz, jak jestem w takim stanie przez Luke'a...
Michael zabiera mnie do KFC, gdzie zamawiamy duży kubełek i pepsi. Jestem troche smutna i czuje się nieswojo, ale Michael skutecznie próbuje odciągnąć moje myśli od niekomfortowych rzeczy.
-Hej, a dostałaś już potwierdzający list z Harvardu? - pyta wyrywają mnie tym z zamyśleń.
-Nie, niestety jeszcze nie. - mrucze i pożeram następne skrzydełko. - Nawet o tym nie myślałam.
-Ja złożyłem papiery tutaj, u nas i przyjeli mnie. - cieszy się Miki, a ja uśmiecham się szeroko, bo (cholera) wreszcie jakaś dobra wiadomość.
-Jeju, gratuluje Michael! - praktycznie krzycze i rzucam się na przyjaciela w niedźwiedzim uścisku. - Jestem z ciebie taka dumna.
-Nareszcie ktoś reaguje na tą wiadomość tak jak powinien! Moja mama powiedziała, że mogłem wybrać studia gdzieś dalej, bo ona nie ma zamiaru prać moich brudnych gaci. - wzdycha i zaczyna znów jeść, kiedy się odsuwam.
Uśmiecham się smutno na myśl, że już niedługo będę musiała się z nim pożegnać. Znam go tak długo, kocham go jak brata, a wraz z wyjazdem na studia strace go. Ta myśl mnie przytłacza i mam ochotę znów się rozpłakać, ale powstrzymuje się, bo jestem w miejscu publicznym.
-Proszę, nie odwracaj się. - mówi po chwili Michael, a ja odruchowo spoglądam za siebie.
Biorę głęboki oddech i próbuje nie uronić ani jednej łzy. Pierdolony Luke Hemmings idzie z Shelly i świetnie się bawią. Uśmiechają się do siebie, śmieją i wyglądają tak cholernie uroczo, że aż sama muszę to przyznać. Zamykam oczy, uspokajam oddech i znów odwracam się do Michaela. Wzruszam ramionami w obojętnym geście, a w środku rozpadam się na kawałki. Następny tydzień płakania w łóżku? Prawdopodobnie.
Nagle przy naszym stoliku pojawia się Logan, pierdolona kopia Luke'a, a ja mam ochotę walnąć go w głowe. To nie jego wina, że jest tak podobny do brata, ale i tak mu się należy.
-On cierpi, Ariana. - mówi wreszcie, a ja unoszę brwi.
-Och, serio? - pytam z drwiną w głosie. - Wtedy kiedy obściskuje się z Shelly? A może wtedy kiedy się całują? No, albo wtedy jak się pieprzą, co nie? - unosze się, a para siedząca przy stoliku obok patrzy na mnie z niesmakiem.
-Shelly to jego przyjaciółka. Tak jak Michael jest twoim przyjacielem. - wyjaśnia, a ja patrze na niego z powątpieniem.
-Super, niech sobie będą przyjaciółmi dalej. - warczę, rzucam pare banknotów na stolik i zaczynam iść w strone wyjścia.
Niestety, żeby dostać się nazewnątrz musze przejść koło kochanych zakochańców aka Luke'a i Shelly. Nie patrze jednak na nich w ogóle tak jakby ich nie było, chociaż czuje palący wzrok blondyna na sobie.
Wychodzę z KFC i wzdycham z ulgą, po czym rozpłakuje się jak małe dziecko. Zaczynam iść w strone swojego domu.
Oby list potwierdzający moje przyjęcie na studia przyszedł jak najszybciej..
~**~
powiedzieć wam coś? to przed ostatni rozdział 'hey girl' :( ale zastanawiam się nad drugą częścią, co wy na to? piszcie w komentarzach, czy warto ;)
CZYTASZ
hey girl // l.hemmings
FanfictionZaczyna się od nienawiści, przechodzi przez miłość, a kończy na złamanym sercu.