Koszmarny wybuch i porwanie

116 4 2
                                    

Od zdarzenia dotyczącego wypadku jaki miał miejsce z udziałem załogi pogotowia, starszego mężczyzny oraz innego kierowcy minął miesiąc. Na całe szczęście wypadek nie okazał się tak groźny jak początkowo się wydawało i wszyscy co ucierpieli w nim, całkowicie z niego wyszli miesiąc po całym zdarzeniu

Tego dnia ratownicy dostali wezwanie do starej kamienicy, w której to doszło do wybuchu gazu. Ekipa czym prędzej jedzie na miejsce wydarzenia. Dociera tam po kilkunastu minutach, ponieważ do zdarzenia doszło na drugim końcu miasta
W: Przecież tutaj jest jakaś totalna masakra. Normalnie gruzowisko. Piotr dasz radę tam wjechać?
P: Zobaczymy co da się zrobić
W: Martyna sprzęt!
M: Gotowy!
Ratownicy wychodzą z karetki by przywitać się z policjantami i strażakami
W: Cześć
Strażak: Cześć
W: Co tutaj się stało?
Policjant: W starej kamienicy doszło do wybuchu gazu. Większość mieszkańców jest rannych. O tam!
Policjant wskazuje miejsce przebywania poszkodowanych
W: Piotr, Martyna ruszajcie do nich czym prędzej!
P: Tak jest Wiktor!
Kubicka i Strzelecki sprawnie wykonują polecenie lekarza
S: Ale doktorze?
W: Tak?
S: Mamy problem, że brakuje nam jednej osoby. Prawdopodobnie została zasypana przez tą całą gigantyczną kupę gruzu
W: Co?! Ale jak to brakuje?! To czemu wy tu jeszcze stoicie! Ruszajcie!
Banach czym prędzej chce wyruszyc na pomoc poszkodowanemu, jednak dowódca straży go zatrzymuje
S: Doktorze...
W: Co jest?! Zostaw mnie! Tam leży człowiek, którego życie jest zagrożone!
S: Ale uratowanie jego to nasza działka prawda? Poza tym nie jest pan przecież całkowicie odpowiednio przeszkolony, teren jest niezabezpieczony i w ogóle. Zna pan procedury doskonale doktorze...
W: A tam pieprzyc procedury, kiedy o ludzkie życie chodzi
S: Proszę się zająć lepiej z resztą ekipy opatrywaniem innych rannych
W: Jasne...
Wiktor był wściekły, że nie mógł brać udziału w poszukiwaniu i ratowaniu zasypanego mieszkańca tylko musiał wrócić do opatrywania mniej poszkodowanych rannych. Czuł, że właśnie jemu trzeba ruszyć na pomoc najbardziej
W: Dzień dobry państwu, proszę już zachować spokój. Zajmiemy się państwem
Mieszkaniec1: Panie doktorze, proszę ratować Artka!
W: Artka? Kto to jest Artek?
Mieszkaniec2: No Artur Żmijewski, ten aktor nie zna go pan?
W: A gdzie on jest?
M1: No tam przysypany tym całym gruzowiskiem!
Załoga karetki jest w szoku kiedy dociera do nich, że jednym z mieszkańców zawalonej kamienicy był bardzo znany aktor teatralny i filmowy Artur Żmijewski
M2: Niech państwo tego mlodziaka ratują, przecież to taki utalentowany i znany chłop. Musiał ucierpieć na skutek niedbałości tego sukinsyna!
W: A kogo konkretnie?
M1: No Prześlińskiego! Inwestora, właściciela całej tej kamienicy. O, właśnie nadjeżdża ten skurwysyn!
Kiedy tylko elegancki biznesmen dociera na miejsce badna starszych wściekłych mieszkańców kamienicy rzuca się na niego bardzo agresywnie
M1: Ty sukinkocie!
M2: Partacz jeden!
I: Ale o co panom chodzi?!
W: Niech się panowie natychmiast uspokoją!
M1: Odpowiesz za "żmije"!
M2: Dokładnie, jak coś się mu stanie!!
Artur Żmijewski jest prywatnie bardzo dobrym przyjacielem Wiktora Banacha, mężczyzna czym prędzej chce ruszać na jego ratunek, tym bardziej, że widzi, że jego poszukiwania przez straż są bezowocne. Także po opakowaniu sytuacji u reszty poszkodowanych lekarz razem z Piotrem, zostawiając innych pod opieką emocjonalnej (bez zaufania ale i wyjścia) Martyny rusza samodzielnie na poszukiwania ciągle nieodnalezionego aktora
P: Jest szef pewny, że to dobry pomysł? Od takich rzeczy jest straż wydaje mi się...
W: Piotr, zaufaj mi wiem co robię. Artur nie jest zdecydowanie mi obojętny i nie wybaczę sobie jeśli nie uda się go odnaleźć
Nagle mężczyźni zauważają aktora, leży on przygnieciony ogromnym stropem. Jednak na drodze do niego wiszą, ledwo co trzymające się elementy kamienicy. Przez duże niebezpieczeństwo w dotarciu do celu Piotr próbuje wszelkimi siłami powstrzymać Wiktora przed pójściem na ratunek aktorowi, jednak Banach mimo że wie, że to skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie uparczywiw podejmuje się próby ratunku. Kiedy idzie pomóc Żmijewskiemu jakimś cudem udaje mu się ominąć spadające na niego części kamienicy, jednak niewiarygodnym cudem prawie go nie zabił. Strzelecki jest pod ogromnym wrażeniem odwagi, jaką wykazał się jego szef. Oczywiście lekarz dostał swego rodzaju "ochrzan" od straży, za to, że postąpił w taki sposób, jednak w głębi duszy wiedział, że zrobił właściwie tak jak nakazało mu sumienie. Wynagrodziły mu to masa niekończących się podziękowań i wdzięcznosci jakie otrzymał. Tego samego dnia po kolejnym dniu pracy pełnym ekscytujacych wrażeń ratownicy spędzają miłe popołudnie relaksując się przy kawie
Martyna: No to niezły mieliśmy dzisiaj dzień prawda? Tyle emocji w ciągu jednego dnia ?
P: No rzeczywiście i szacun dla ciebie Martyna, że zaczynasz już je opanowywać oraz dla ciebie Wiktor za te dzisiejszą wymagającą odwagi akcje, serio "chapeux bax"!
W: No bez przesady, zrobiłem to co każdy człowiek przyzwoity na moim miejscu
P: No nie wiem czy każdy miałby tyle jaj. Ja raczej nie, a ty Martyna?
M: Bardzo śmieszne naprawdę
W: No cóż, w każdym razie kolejny dzień pełen znakomitych sukcesów. Mega mnie zadowala, że mam taki mega bardzo profesjonalny zespół, dziękuję wam
M, P: To my dziękujemy, że mamy takiego szefa !
W: No cóż, czas do domu uciekajcie
Ratownicy rozchodzą się do domów. W okolicy domu Strzeleckiego dwóch wysokich i tęgich mężczyzn go zaczepia
Mężczyzna1: Ej ty gościu?
P: Co jest stary
Mężczyzna2: Nie jestem twoim starym!
P: Zaraz przecież wy...
Nagle faceci ogłuszają mężczyzne kamieniem, z workiem na głowie wciągają do samochodu i odjeżdżają...

Akcja SercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz