12

16 2 0
                                    

6 listopada

Znowu był poniedziałek, a ja już od samego rana miałem dosyć. Przeziębienie jeszcze mnie lekko męczyło, ale nie wypadało zostawać dłużej w domu. Tym bardziej, że znowu mogłem go zobaczyć...

Ten dzień zaczynał się tak nijak, a później... Matko dalej w to nie wierzę...

Tak, widziałem go, tak słyszałem jego głos, ale TO...

Wpadłem na niego albo on na mnie, zresztą po prostu obydwoje na siebie wpadliśmy. I to zupełnie przypadkiem! I to nie było przeze mnie jakoś ustawione czy coś takiego. To przeznaczenie nas na siebie nakierowało... Nie ważne jak lamersko to brzmi.

Zwyczajnie szedłem i nie wiem kiedy się zderzyliśmy. Ale w tym był też problem, bo Josh niósł kubek z kawą. Przynajmniej połowa zawartości wylądowała na mojej koszulce... Dobrze, że akurat było mi gorąco a bluzę trzymałem w szafce. Josh od razu zaczął mnie przepraszać, co było takie urocze. Ale przez chwilę nie docierało do mnie co się tak naprawdę wydarzyło. Powiedział też, żebym się tylko nie denerwował o ten wypadek, a ja chyba nigdy nie byłem bardziej spokojny. Nie umiałbym się na niego złościć. Ja miałbym być zły? Byłem prze szczęśliwy. Słowa tego nie wyrażą.

Ale to nie koniec... Josh chce mi się zrekompensować i poprosił mnie o numer. JOSH POPROSIŁ MNIE O NUMER!

Powiedział, że gdzieś wyjdziemy a on odkupi swoje winy. Boże, cudowny dzień!

Już nawet przestałem zwracać uwagę na przeziębienie. Chodziłem cały w skowronkach.

Mam nadzieje, że Josh faktycznie do mnie napisze...

Ale jak na razie Wow!

Nie spodziewałem się, że połączy nas tak gorzka rzecz jak kawa bez cukru i mleka.

_________________________
(261 słów)

Dobra raczej nie skończę tego w te wakacje, ups.

Nonsense Verses // Joshler [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz