36

10 1 1
                                    

28 listopada

Prawie spóźniłem się na zajęcia, bo nie mogłem znaleźć paru rzeczy. Wiem, że to moja wina, bo od paru dni trochę marnie u mnie z chęciami posprzątania w pokoju, ale przecież wiem co gdzie odłożyłem. Albo tak myślałem.

Wszystko czego bym potrzebował powinno być na biurku, a jednak nie mogłem znaleźć zeszytu do matematyki, długopis gdzieś mi się zapodział.

Najgorsze, że to było rano i śpieszyłem się do szkoły, bo jakimś cudem zaspałem i nie usłyszałem budzika. Od samego rana padał deszcz ze śniegiem i było zimno. To był piękny początek dnia.

Już będąc w szkole było lepiej.

Nie zapomniałem zrobić zadań.

Odpowiadałem przy tablicy i nie najgorzej mi poszło.

Widziałem się z Joshem podczas przerwy na lunch. Był zajęty cały dzień swoimi szkolnymi sprawami, ale cieszyłem się, że znalazł dla mnie czas chociaż na jednej przerwie. No, nie całkiem, bo siedzieliśmy z jego znajomymi, ale ostatecznie wolałem to niż w ogóle się z nim nie widzieć. 

Rozmawiali o czymś i niby ich słuchałem, ale myślami cały czas gdzieś uciekałem. Częściowo może dlatego, że jakoś nie był to dla mnie bardzo interesujący temat. A częściowo dlatego, że jakoś ciężko było mi się wbić w rozmowę z nimi. Bywa i tak.

W drodze do domu i w nim pisałem trochę z Joshem. Razem z mamą zjedliśmy razem kolację zanim wyszła do pracy. Był to trochę taki typowy dzień. 

Idąc po schodach dalej słyszałem deszcz uderzający w dach. W końcu zapaliłem światło w pokoju. Widząc bałagan w nim tylko westchnąłem. Nie miałem ani sił, ani ochoty, żeby teraz sprzątać, chociaż powinienem już dawno to zrobić. Mama wyznaje zasadę, że mój pokój jest mój i to ja mam o niego dbać. Nie pamiętam kiedy ostatni raz ona tutaj sprzątała. Wyjątek stanowi czas, kiedy jestem chory i nie mogę się zwlec z łóżka.

Moja świątynia, moje zasady.

Chciałem zaciągnąć zasłony w oknie, naprawdę nie lubię kiedy jest ciemno i każda osoba na ulicy może zobaczyć co akurat robię w pokoju. Tylko, że wtedy coś zobaczyłem. Kogoś. Na ulicy paliły się lampy i ktoś stał akurat na krawędzi światła. Wyglądało to tak jakby patrzył w kierunku mojego okna. Oczywiście mogło mi się tylko wydawać, w końcu padało i było ciemno.

Zasunąłem zasłony. Trochę zaczęły mi drżeć ręce, serce lekko mi przyśpieszyło. Powtarzałem sobie, że to nic, że ktoś mógł tam być, ale może akurat tylko przystanął. To wcale nie musi być złodziej lub psychopata planujący wkraść się do mnie do domu.

Tylko, że ten ktoś nie miał parasola. A uwierz mi, pamiętniku, dawno takiego deszczu nie widziałem.

A teraz? Zbliża się północ, a ja dalej trochę się boję zgasić światło i iść spać. Boję się nawet zerknąć za zasłonę, żeby sprawdzić, czy ta osoba dalej tam jest, czy sobie poszła.

Szykuje się nieprzespana noc, pamiętniku. 

Życz mi powodzenia...

_________________________

(453 słów)

Nonsense Verses // Joshler [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz