25 listopada
- Tylko nie wróć zbyt późno. I, proszę, nie pij alkoholu, ja wiem, że to ten wiek i...
- Mamo, spokojnie, umiem o siebie zadbać. I przecież będzie ze mną Josh. - tak jakby miało ją to uspokoić.
- Gdyby coś się działo to dzwoń i po ciebie przyjadę.
- Wiem, mamo, ale na pewno nie będę musiał.
Po jeszcze paru dobrych radach pozwoliła mi w końcu wyjść z domu do czekającego w samochodzie Josha. Jego tata miał nas odwieźć na urodziny tego kolegi, chyba Brandona albo Brendona. To takie podobne imiona!
Jak już dotarliśmy na miejsce okazało się, że impreza już się porządnie rozkręciła. Było mnóstwo ludzi, głośna muzyka, spocone ciała i alkohol, ten lżejszy i mocniejszy. Znalezienie solenizanta wcale nie było najłatwiejszym zadaniem, ponieważ razem z Joshem musieliśmy się przepychać przez tłum i co jakiś czas ktoś zagadywał do Josha lub się z nim witał. Ile można mieć znajomych? Sam głównie utrzymywałem kontakt z niektórymi ludźmi z którymi chodziłem na zajęcia. Nie było ich sporo, na pewno nie tyle ile osób właśnie przywitało się z Joshem.
Kiedy w końcu znaleźliśmy Brendona, ten był już nieźle wstawiony, ale dalej kontaktował. Wiem, że to Brendon, bo w trakcie poszukiwań jego osoby usłyszałem to imię zbyt wiele razy, żeby mieć jeszcze jakieś wątpliwości. Ledwo się z nim przywitaliśmy, a on już zdążył nam wcisnąć do rąk butelki z piwem.
Przez dłuższą chwilę Josh rozmawiał z Brendonem, pomimo tego, że stałem blisko i tak musiałem się trochę wysilić, żeby wszystko usłyszeć, wszystko dzięki głośnej muzyce i jeszcze głośniejszym imprezowiczom. Ja sam w międzyczasie zdążyłem wypić kilka łyków piwa i lepiej się rozejrzeć. Dom był całkiem spory, przynajmniej większy od tego mojego, urządzony w nowoczesnym stylu, chociaż sam niezbyt się tym interesuję.
Wiem, że mama prosiła, żebym nie pił alkoholu, ale jedno piwo to nie grzech, a też się od niego nie skończę.
W końcu przenieśliśmy się z Joshem do salonu, Brendon już zdążył gdzieś zniknąć. Udało nam się znaleźć wolne miejsce na sofie. Ława, która najpewniej wcześniej znajdowała się na środku salonu, została przesunięta pod ścianę, stały na niej różne butelki i przekąski, a na środku salonu urządzony został parkiet.
I tak impreza trwała, dzięki temu, że jestem z Joshem udało mi się poznać innych jego znajomych. Czas płynął raczej szybko na śmianiu się, opowiadaniu durnych żartów, grania w różne gry i prób tańczenia na parkiecie tak, żeby nie zostać zmiażdżonym pomiędzy innymi tańczącymi. Sięgnąłem też po mocniejszy alkohol, nie przesadzałem z nim, ale młodość rządzi się swoimi prawami, a był weekend, impreza, urodziny, więc mogłem też trochę poszaleć i nie stać jak sztywniak podpierając ścianę. Zresztą, to było tylko kilka kieliszków.
W którymś momencie poszedłem do toalety, na moje nieszczęście przede mną czekały jeszcze trzy osoby. Po długim czasie załatwiłem co miałem załatwić i wróciłem do salonu. Nie było Josha. Powiedział, że nigdzie się nie ruszy dopóki nie wrócę. Nawet rozglądnąłem się drugi raz dla pewności, ale widziałem wszystkie twarze tylko nie jego.
Z jednej strony poczułem się zagubiony, przecież w sumie nikogo tu nie znałem. A z drugiej strony czułem narastającą złość, że mnie zostawił.
Nie miałem zamiaru tak bezczynnie stać i czekać na cud, postanowiłem poszukać Josha. Przecież pewnie tylko poszedł po jakieś picie albo inną przekąskę. Dlatego w pierwszej kolejności skierowałem się w stronę kuchni.
Był tam. Z uwieszonym na nim Brendonem. Zarzucił na ramiona Josha te swoje ręce, niby się do niego przytulał, ale nie do końca. Coś mówił z takim głupkowatym wyrazem twarzy, a Josh też się uśmiechał, przytakiwał i coś mówił. Muzyka była zbyt głośna, żebym cokolwiek z tego zrozumiał.
- Josh?! - stojąc w drzwiach musiałem krzyknąć, żeby mnie usłyszeli, ale podziałało. Mój chłopak odepchnął od siebie Brendona, który się zachwiał i gdyby nie złapał się krzesła to pewnie by upadł na podłogę. Może nawet szkoda, że tak się nie stało. - O so tu chodsi? (Tak, próbuję naśladować pijacką gadkę XDDD)
- Tyler, spokojnie, nie musisz się denerwować. Tylko rozmawialiśmy. - gdyby nie uwaga Josha, nie zwróciłbym uwagi na to jak zdenerwowany byłem, nawet ręce zaczęły mi się trząść, już nie mówiąc o nawalającym mi w klatce sercu.
- Rosmawialiście? To szemu mam wrażenie, sze so innego tutaj robiiście?
- Ile ty wypiłeś, Ty? - zrobił krok w moją stronę, za to ja się o ten krok cofnąłem.
- Teas sie mną pszejmujesz?
- Tylko rozmawialiśmy. - powtórzył Josh. W międzyczasie Brendon gdzieś zniknął, musiałem nawet nie zauważyć kiedy obok mnie przeszedł.
- Gówno prawda. Zra-... zdrasasz mie?
- Co?! Tyler, ty mnie w ogóle słuchasz?!
- Najwidoszniej niewysra- niewystarszająco skoro to s Brandonem musisz rosmawiać. Wychose.
I wyszedłem. I zrobiłem przy tym niezłą scenę. Josh za mną krzyczał, ja udawałem, że mam go gdzieś, a tak naprawdę byłem wściekły i bolało mnie serce, bo może faktycznie mnie zdradzał. Próbował mnie jakoś przekonać, żebym został, że jestem pijany i coś mogę sobie zrobić. Tym tylko bardziej mnie wkurwił i tylko zmotywował do zostawienia tej farsy za sobą. Ludzie się za nami patrzyli, nawet muzyka przycichła.
Byłem zbyt uparty, chwyciłem swoją kurtkę i wyszedłem. Josh musiał mnie zgubić gdzieś między ludźmi, bo w ostateczności nie poszedł za mną.
Byłem pijany, ale jakoś udało mi się włączyć mapy w telefonie i tak po całkiem długim spacerze wróciłem do domu. Otwierając drzwi większość alkoholu już ze mnie wyparowała. Nawet udało mi się nie o obudzić mamy.
Zgarnąłem tylko jakąś butelkę z wodą i poszedłem do swojego pokoju. Wchodząc pod kołdrę byłem przemarznięty, czułem się jak kostka lodu. Również na sercu, bo po tych wszystkich emocjach jakie odczuwałem widząc Josha z Brendonem nie został nawet ślad. Chłodna obojętność.
Wstałem z łóżka po koc z myślą, że pomoże mi się szybciej rozgrzać.
Zasnąłem.
_________________________
(922 słowa)
CZYTASZ
Nonsense Verses // Joshler [zakończone]
FanfictionProwadzenie pamiętnika było przyzwyczajeniem Tylera Josepha. Lubił zapisywać wszystkie przemyślenia, emocje i inne bzdety. Dopiero niedawno owy pamiętnik zyskał na szczególnym znaczeniu. *Rozdziały będą pojawiać się z różnych perspektyw, najczęściej...