39

15 1 8
                                    

1 grudnia

Gdyby nie moja mama pewnie zapomniałbym, że mam dzisiaj urodziny.

Kiedy zszedłem na dół do kuchni czekała na mnie ze śniadaniem i babeczką, w którą wbiła świeczkę. Mama wie, że nie przepadam za bardzo za urodzinami, ale ona zawsze chce je świętować chociaż w małym stopniu, dlatego ze względu na nią nie narzekam. 

Miała dla mnie też prezent, ciepły sweter i specjalną edycję albumu mojego ulubionego zespołu. To trochę poprawiło mój nastrój. Prezenty to prezenty, zawsze fajnie jest je dostać. Nawet odwiozła mnie do szkoły, chociaż sama miała wychodzić do pracy dopiero za dwie godziny.

Po wejściu do klasy bliżsi znajomi również złożyli mi życzenia, nawet dostałem jakąś czekoladę. Było to trochę niezręczne, nie lubię tej dodatkowej uwagi. 

Lekcje mijały w zwyczajnym tempie, ale w mojej głowie dalej był on.

Obudziłem się dobrą godzinę przed budzikiem i nie było sensu już zasypiać, więc zacząłem intensywnie myśleć nad rozwiązaniem tego wszystkiego. Plan zaczął się kształtować, był prosty, ale sądzę, że zadziała raczej skutecznie. Musiałem się tylko do tego przygotować.

Musiałem tylko zgrać ze sobą pewne rzeczy i wszystko się uda. 

Nie chcę, żeby on znowu niszczył mi życie.

Ale to powinny być moje urodziny i nawet, jeżeli huczne obchodzenie ich nie leży w mojej naturze, to i tak powinienem być tego dnia szczęśliwy, nie myśleć o tych złych rzeczach, przynajmniej nie cały czas.

Dlatego też postanowiłem się skupić na tym co dla mnie najważniejsze - na przerwie obiadowej i tym, że zobaczę się z Joshem.

Na stołówce była już masa uczniów, kiedy do niej dotarłem. Mimo to Josha wypatrzyłem bez większego trudu. Zawsze siadał przy tym samym stoliku pod ścianą ze swoimi znajomymi. 

- Hej - powiedziałem do całego stolika.

- Hej kochanie - Josh do mnie wstał i mnie uściskał. - Wszystkiego najlepszego!

Schylił się, sięgnął pod stół i wyjął spod niego średniej wielkości torbę z urodzinowym motywem. Rzuciłem mu lekko poirytowane spojrzenie, które i tak nie potrwało długo, bo zaraz się do niego uśmiechnąłem. Wyciągnął do mnie torbę, a ja nie mogłem zrobić nic innego jak ją od niego wziąć. Przecież mówiłem mu, że nie przepadam za urodzinami, że nie chcę, żeby mi cokolwiek kupował! Uparciuch jeden!

- Miałeś nic nie kupować... - mówiąc to usiadłem z resztą i zacząłem otwierać prezent. Najpierw wyciągnąłem czekoladę, a później koszulkę mojego ulubionego zespołu. Mam wrażenie, że jakimś cudem dogadał się z moją mamą co mi kupić, bo obydwoje trafili. - Dziękuję, Josh. - aż musiałem go przytulić. 

Czułem to przyjemne ciepło gdzieś w środku. Cieszyłem się, że mam Josha. 

***

Kiedy wróciłem do domu mamy już nie było. Zostawiła mi karteczkę na stole, że jeżeli chcę to mogę zaprosić Josha do nas i zamówić jakieś jedzenie. Obok kartki leżało kilka banknotów. 

I tak planowałem go zaprosić, ale lepiej czułem się z tym, że dała mi na to zielone światło.

Napisałem do Josha, czy chce wpaść i czy nie ma przypadkiem innych planów, w końcu to piątek wieczór, możliwe, że jakiś znajomy robi imprezę i Josh został zaproszony. Ale odpisał, że nie ma planów i chętnie przyjdzie, a po paru minutach dostałem kolejną wiadomość, że jest już w drodze. 

Nonsense Verses // Joshler [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz