Styles patrzył na mnie jak na zabójcę. Czy ja robię coś złego?
- Co?! - rzuciłam oschle.
- Serio? - zmarszczył czoło i wpatrywał się we mnie z kpiną. - Chcesz umówić się z tą ciotą? Przecież on nawet jak prawdziwy facet nie wygląda!
- A jak Twoim zdaniem powinien wyglądać?! Uważasz, że zachowywanie się jak cholerny dupek, czytaj: Harry Styles, to przykład wzorowego faceta? - prychnęłam pod nosem. - Popatrz lepiej na siebie, a potem udzielaj rad. - odwróciłam się na pięcie i zniknęłam za zapleczem. Wyszłam na świeże powietrze, aby odetchnąć od tego wszystkiego. Nie wiem, czy to ja już wyolbrzymiam wszystkie problemy? Przeprowadzka, choroba mamy, pojawienie się Peter'a - to wszystko mnie przerasta. Mogłabym mówić, że w Londynie jest mi lepiej, że istnieją małe szanse na uzdrowienie mamy, że z Peter'em znów spróbujmy i będę szczęśliwa. Ale jest też ten czarny scenariusz, czyli nigdy nie odnajdę się w tym mieście, mama odejdzie z tego świata, a Peter będzie szukał tylko rozrywki. To wszystko jest za bardzo popieprzone.
- Przepraszam. - obok mnie pojawił się Harry. Nabrał powietrza i wypuścił je powoli.
- Daruj sobie. - fuknęłam. Nie potrzebuje litości, a w szczególności od niego.
- Źle się zachowałem. Po prostu nie chcę, żebyś zmarnowała sobie życie przez takich jak ten Dexter.
- Peter. - poprawiłam go. - A co Cię obchodzi moje życie? - czułam narastającą w sobie złość. - Nic o mnie nie wiesz! Nie masz pojęcia przez co muszę przechodzić! Moje życie nie jest takie kolorowe jak innych moich równieśników! - nawet nie wiem, kiedy zaczęłam krzyczeć. - Wszystko odwraca się przeciwko mnie! Nikt nie pozwala mi być szczęśliwa! Nawet ty! Dajcie Wy mi wszyscy spokój! - niespodziewanie znalazłam się w objęciach Harry'ego. Przytulił mnie swoimi silnymi ramionami. Nie miałam sił, aby się wyrywać. Poczułam jego ciepłą dłoń, która ociera moje mokre policzki. Mokre? To znaczy, że podczas mojego wybuchu złości musiałam się popłakać.
- Spokojnie. - jego głos był łagodny. Wypuścił mnie z objęcia i przyglądał mi się uważnie. - Pójdę do szefowej i powiem, że wracasz do domu.
- Nie! - zaprzeczyłam szybko. - Nic mi nie jest!
- Uspokój się, Lisa. - zamknął tylnie drzwi i zostawił mnie samą. Zaczęłam jeszcze bardziej szlochać. Nie wiem, co się ze mną działo. Chyba nie wytrzymałam już tego napięcia.
Harry wrócił po chwili i chwycił mój nadgarstek. Przeprowadził przez całą kawiarnię. Nie obyło się bez wścibskich spojrzeń ludzi. Dziwnie musiało to wyglądać; chłopak ciągnie za sobą zapłakaną dziewczynę.
Znaleźliśmy się w jego aucie. Podał mi chusteczki, z których chętnie skorzystałam.
- A teraz musisz mi powiedzieć, gdzie mieszkasz. - odpalił silnik.
- Victoria Street 36. - i to były moje ostatnie słowa podczas drogi do domu.
Zatrzymaliśmy się na podjeździe. Wysiadłam z auta, ale widziałam, że on również to zrobił.
- Nie potrzebuję Twojej pomocy. - parsknęłam. Chciało mi się płakać, krzyczeć, śmiać się i wyładować swoją złość.
Harry nie odpowiedział, tylko zabrał klucze z moich trzęsących się rąk i sam otworzył drzwi. Przepuścił mnie pierwszą. Moim celem był barek, z którego wyciągnęłam butelkę wina.
- To nie jest dobry pomysł. - w progu pojawił się zielonooki. Wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam drewniany korek. Nie wysilając się o wyciągnięcie kieliszka, upiłam łyk trunku. - Wystarczy Ci. - Harry wyrwał mi butelkę, a ja zmierzyłam go surowo. Natychmiastowo w moich oczach pojawiły się łzy. Powstrzymywałam je powtarzając w duszy "Nie bądź beksą. Co on sobie o Tobie pomyśli!".
Wyminęłam go i doczołgałam się do swojego pokoju. Opadłam na łóżko i niekontrolowałam płaczu. Czasem ludzie mają chwile słabości, które muszą przeżyć sami. Mi przeszkodził w tym Styles, który właśnie wszedł do pokoju.
- Chcesz pogadać? - opadł na krzesło obok łóżka. Obrociłam głowę w jego stronę. Kiedy on zdążył zmienić się z pieprzowego dupka na opiekuńczego przyjaciela?
- Nie będę Ci się zwierzać z problemów, sory. - powiedziałam słabo. Mój telefon się rozdzwonił, ale leżał za daleko, żebym mogła go sięgnąć.
- Fraje...to znaczy Peter. - poprawił się. Niechętnie odebrałam od niego telefon.
- Tak? - "Lisa? Nie odpisałaś mi." - Mam zły dzień, przepraszam. - "Coś się stało? Mam przyjechać?" - z każdym słowem twarz Harry'ego zamieniała się w coraz bardziej groźną. - Chcę zostać sama. - spojrzałam znacząco na chłopaka. - Odezwę się do Ciebie jutro. - "Jakby coś to dzwoń. Do zobaczenia!" - Pa.
Rzuciłam telefonem na drugi koniec łóżka.
- Nie martw się, nie popełnię samobójstwa, możesz już jechać. - musiałam krzyknąć, aby mnie usłyszał, bo twarz schowaną miałam w poduszce.
- Zostanę tu dopóki nie zaśniesz. - oznajmił powoli. Zdziwiło mnie jego zachowanie, nie ukrywam. Ale byłam zbyt zmęczona, żeby rozmyślać nad tym więcej. Poczułam tylko jego palce, które odgarniają kosmyk moich włosów z czoła i słowa "Dobranoc, Liso".
Przebudziłam się, bo usłyszałam zamykanie drzwi wejściowych. Byłam pewna, że to tata, ale nie mogłam już zasnąć. Spojrzałam na zegar, który wskazywał godzinę 15:44. Musiałam spać około 3 godzin.
Na telefonie wyświetlało się kilka wiadomości.
HARRY: Obudziłaś się już?
HARRY: Dobrze się czujesz?
HARRY: Jutro masz dzień wolnego, Patricia sama to zaproponowała
HARRY: Zadzwoń, jeśli czegoś potrzebujeszUśmiechnęłam się do ekranu. Gdzie się podział tamten Harry? Zastanawiało mnie jeszcze jedno, czy ataki furii się leczy? Bo ostatnio zdarzało mi się to coraz cześciej. Problemy się kumulowały, a ja nie mogłam tego wytrzymać.
Zeszłam na dół, aby zaspokoić swój żołądek. Na stole leżała kartka "Jestem u Tom'a na meczu. Wrócę późno. Tata". Czyli nic nowego.
Po kolacji wykonałam kilka telefonów, a mianowicie do dawnych znajomych rodziców, do dziadków, do kilku ciotek, a także Niall'a i Kathii. Wszystkich zaprosiłam na sobotnie przyjęcie.
Nie mogłam tej nocy spać, więc zabrałam się za wykonywanie niespodzianki dla rodziców.
- Słucham? - wysapałam porannym głosem. Kto śmie mnie budzić tak wcześnie! - "Jeszcze śpisz? Jest po 12." - rozpoznałam głos Harry'ego. - Dlaczego do mnie dzwonisz? - rzuciłam trochę za ostro. - "Chciałem zapytać, czy wszystko w porządku?" - kontrole przejęły wyrzuty sumienia. Ja tak źle o nim myślę, a on martwi się o mnie. - Dzięki. Dzięki, że byłeś przy mnie wtedy. Musiałam odreagować. Problemy mnie przytłaczają. Ale teraz jest wszystko okej. - "Dobra, wierzę Ci na słowo. Odpoczywaj dalej, bo jutro już wolnego nie dostaniesz i będziesz skazana na oglądanie mojej twarzy w pracy." - Ugh, chyba jakoś to przeżyje. - udawałam poważną. - "Do jutra!" - Do jutra! - pożegnaliśmy się.
___________
Chociaż jeden komentarz? Proszę?
CZYTASZ
from Hate to Love /H.S.
FanfictionLisa Pencey przeprowadza się z rodzicami do Londynu, aby tam zapewnić lepszą opiekę nad chorą na raka matką. Dostaje nową pracę w jednej z kawiarni. Tam poznaje znienawidzoną przez nią osobę - Harry'ego Styles'a. Czy powrót byłego chłopaka Lisy spow...