~ 10 ~

518 18 7
                                    

Mama miała drobne opóźnienie, bo wróciła w piątek, zamiast w czwartek. Lekarze stwierdzili, że jej stan jest stabilny, ale organizm wyczerpany po intensywnym leczeniu, więc musi poruszać się na wózku inwalidzkim.

Namówiłam tatę, aby wziął dzisiaj wolne, bo mam dla nich niespodziankę. Z trudem się zgodził.

Byłam podekscytowana, ale zarazem zdenerwowana przyjęciem. Bałam się, że coś pójdzie nie po mojej myśli i wszyscy mnie wyśmieją.

Ubrana w białą sukienkę w kolorowe kwiaty zeszłam na dół. Rodzice jeszcze spali, co mnie bardzo zdziwiło. Przygotowałam dla siebie śniadanie, a kiedy usłyszałam dźwięk auta podjeżdżającego na nasz podjazd, poderwałam się z miejsca. Chwyciłam dużą torebkę i wyszłam z domu. Harry stał oparty o auto w ciemnych okularach. Wtedy mogłam mu się uważnie przyjrzeć. Miał na sobie białą, elegancką koszulę i czarne, obcisłe spodnie. Może to głupie, ale on wyglądał bardzo seksownie! Nigdy nie patrzyłam na niego z tej strony, ale teraz uświadomiłam sobie, że słowa Mii mogły być prawdziwe. Harry na pewno nie może odpędzić się od dziewczyn.

- Hej. - przywitał mnie wesoło. - Gotowa?

- Chyba bardziej zdenerwowana. - zmarszczyłam czoło.

- Wszystko będzie dobrze, a Twoi rodzice zadowoleni. - obszedł auto i otworzył mi drzwi.

- Mam taką nadzieję. - skomentowałam i wtargnęłam do środka.

Podróż do kawiarni minęła w przyjaznej atmosferze. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.

- To ja powieszę dekoracje, a ty przygotuj rzutnik. - odpakowywałam właśnie torbę z rożnymi gadżetami.

- Po co Ci rzutnik? - zdziwił się.

- Mam małą niespodziankę. - nie chciałam mowić mu nic więcej. Na tym polega magia niespodzianki.

Do godziny 12:30 kawiarnia przeszła niemałą metamorfozę. Stoliki zostały przybrane o błękitne obrusy, a na nich wazoniki ze świeżymi kwiatami. Nad ladą wisiał kolorowy szyld "Przyjęcie Monici i Tom'a", czyli imiona moich rodziców.

Rozstawiliśmy właśnie talerze z przekąskami, kiedy zauważyłam, że Harry je podjada.

- Ej! Tak nie wolno! - pomachałam mu palcem wskazującym.

- Harry Styles może! - pokiwał mi ciasteczkiem i wepchnął go do buzi.

- To dla gości! - udawałam oburzoną.

- A ja nie jestem Twoim gościem? - no i tu mnie zaskoczył. Patricia wyznaczyła go do pomocy, więc tak naprawdę powinien za chwile zwijać się do domu. Ale czy tego chciałam?

- Chociaż poczekaj do odpowiedniej godziny, łakomczuchu! - prychnęłam pod nosem.

- Lisa! Lisa, Lisa, Lisa - podszedł do mnie machając mi ciastkiem przed twarzą. - Wiem, że bardzo chcesz spróbować. - uśmiechnął się szeroko. - No weź, nie krępuj się. - przysmak prawie dotykał moich warg. To prawda, chętnie zjadłabym ciasteczko. Harry powoli wsunął mi kawałek do buzi, więc zjadłam go. W tamtym momencie poczułam się dziwnie, tak inaczej? Myślę, że Harry poczuł to samo, bo zatrzymał się na moment i odsunął na krok. Nawet nie zauważyłam, kiedy nasze ciała prawie się stykały.

Naszą ciszę przewały otwierające się drzwi, a w nich znaleźli się moi dziadkowie. Podbiegłam do nich i wtuliłam się, bo bardzo dawno ich nie widziałam.

- Tęskniłam za Wami. - powiedziałam szczerze.

- A my za Tobą, Lisiu. - babcia pocałowała mnie w czoło.

- Lisiu? - obok nas pojawił się Harry widocznie rozbawiony moją ksywką. Dzięki, babciu.

Przedstawiłam ich sobie, ale moi dziadkowie nie pojęli jednej rzeczy. A mianowicie myślą, że Harry jest moim chłopakiem.

Opuściłam ich i podeszłam do reszty gości, których przybywało z minuty na minutę.

Byłam coraz bardziej podekscytowana i jednocześnie zdenerwowana. Zjawiło się pół rodziny i bliscy znajomi. Wcześniej napisałam sms'a do kuzyna, aby podjechał pod mój dom i zabrał tutaj rodziców.

- Hej Lis! - Peter uścisnął mnie na powitanie.

- No cześć! - uśmiechnąłam się przyjacielsko. Nie widziałam go, ale czułam na sobie palący wzrok Harry'ego.

- Nie denerwuj się, wszystko będzie dobrze. - spojrzał na moje trzęsące się dłonie. Pokiwałam głową i obróciłam się w stronę drzwi wejściowych, bo wszyscy zaczęli klaskać.

W progu stał tata, który prowadził wózek inwalidzki z mamą. On był zaskoczony i nie wiedział co się tu dzieje, a ona promieniała radością. Zostawiłam Peter'a i podeszłam do nich.

- Niespodzianka! - pisnęłam radośnie. Zgromadzeni wznowili oklaski, a mama rozłożyła ręce, aby zamknąć mnie w uścisku.

- Kochanie, nie spodziewałam się. - powiedziała oszołomiona. - Jesteś wspaniała. - ujęła w dłoń mój policzek.

- Sama to przygotowałaś? - tata był pełen podziwu.

- Powiedzmy. - wzruszyłam ramionami.

Do rodziców zaczęli podchodzić goście, więc odsunęłam się na bok, dając im więcej miejsca. Byłam zadowolona, że udało mi się przywrócić uśmiech na twarzy mamy, który nie pojawił się od czasu choroby.

- Twoja mama...

- Ma raka. - dokończyłam za niego. Harry dokładnie obserwował moich rodziców, a po chwili stanął przede mną z żalem w oczach.

- Przepraszam. Nie wiedziałem. Zachowywałem się jak dupek, a ty miałaś gorsze problemy. Naprawdę mi przykro. - jego twarz wyrażała smutek. Spuścił głowie, jakby się wstydził.

- Nie rozmawiajmy o tym. - poprosiłam. - To przyjęcie nie ma służyć do współczucia tylko do dobrej zabawy. - klepnęłam go ochoczo w ramię. - Więc bierzmy się do roboty! Trzeba przynieść tort.

Razem z Harry'm weszliśmy na zaplecze skąd zabraliśmy ogromny tort owocowy z dużym napisem "Rodzina Pencey'ów nigdy się nie poddaje!". Odpaliliśmy dwie torpedy na torcie i z pomocą chłopaka popchnęłam wózek z tortem na salę.

Rozpoczęliśmy piosenkę słowami "Sto lat, sto lat..." i reszta dołączyła do nas. Rodzice stali na środku i patrzyli na mnie jak na największy skarb świata. Zauważyłam, że mamie zakręciła się łezka w oku, co nie pominęło mnie, bo również musiałam przetrzeć oczy, żeby nie uronić żadnej z nich.

- Rodzina Pencey'ów... - rodzicielka czytając napis zaszlochala cichutko. - ...nigdy się...nie poddaje. - rozpłakała się na dobre, a wraz z nią ja. Nie mogłam się powstrzymać i wtuliłam się w mamę. Przecież mogę ją w każdej chwili stracić. Niedługo zniknie i nie wróci. Jest dla mnie najważniejszą osobą, którą kocham ponad wszystko. Chciałam chronić ją przed chorobą, ale nie mam na to wpływu. Próbuję uszczęśliwić ją jak tylko mogę, bo wiem, że niedługo nie będę miała takiej okazji.

Babcia Victoria zwinnie pokroiła tort, a wszystkie ciotki podawały talerze i rozdawały gościom. Ja stałam z boku trzymając dłoń matki.

- Czym ja sobie na Ciebie zasłużyłam? - rozłożyła w górę ręce. Cmoknęłam ją w policzek i zaprowadziłam do stołu. Natomiast sama zajęłam miejsce obok Harry'ego, który wołał mnie przez całą salę, abym usiadła obok niego.

- Jesteś niesamowita. - skomentował patrząc na roześmianą twarz mojej rodzicielki.

- Nie prawda. Jestem po prostu silna. Silna dla mamy.
..........................
Dalszy ciąg przyjęcia w następnym rozdziale :)
I jak Wam się podoba? Czekam na opinie ;)

from Hate to Love /H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz