~ 18 ~

447 27 2
                                    

Właśnie dopinałam walizkę stojąc na niej. Nie mam pojęcia jakim cudem pusta przestrzeń wypełniła się po brzegi.

- Gotowa? - Harry podjechał ze swoją torbą pod drzwi w pełnej gotowości.

- Gotowa! - wyciągnęłam rączkę walizki i popchałam ją za sobą. Niedługo to trwało, bo Harry wyrwał mi ją z ręki twierdząc, że chce być gentelemem.

Podczas tego wyjazdu dużo się pozmieniało. Nawet nie sądziłam, że zaistnieje taka relacja między nami. Harry ciągle mnie komplementował, posyłał urocze uśmieszki, nie mówiąc już o sporadycznych pocałunkach. Obiecałam sobie, że po przyjeździe do Londynu zapytam go, do czego dąży. To jest dla mnie nowe, ale Styles wywołał we mnie nadzieje. Miałam wrażenie, że zaczarował mnie swoją magiczną różdżką.

Lot tym razem przebiegał spokojnie. Więcej się śmiałam i rozmawiałam.

- Dzień dobry, podać coś? - podeszła do nas kelnerka z wózkiem jedzenia. Wymieniliśmy się z Harry'm spojrzeniami.

- Ja poproszę kawę. - wyrwałam się pierwsza.

- Ja też! I jeszcze paczkę ciastek dla tego oto tu głodomora. - wskazał na mnie i wytknął mi język.

- Ej! I kto to powiedział? - skrzyżowałam ręce na piersiach.

- Harry Przystojniak Styles. - odparł dumnie.

- Chyb...

- Czyli dwie kawy i ciastka, zgadza się? - zapytała zmęczona naszym zachowaniem.

- Tak jest! - Harry ku mojemu zdziwieniu miał bardzo dobry humor.

Kelnerka podała nam ciasteczka czekoladowe i dwa napoje. Kiedy od nas odchodziła miała wymalowaną na twarzy ulgę.

- Lis... - szturchnął mnie łokciem.

- Hm?

- Stworzyłem własną listę cudów świata.

- Okej?

- Zajęłaś wszystkie pozycje. - uśmiechnął się uroczo na koniec. Pomimo ogromnych rumieńcy na mojej twarzy zaczęłam się śmiać.

- Piękne, ale... skąd to znasz?

- Sam wymyśliłem. - przekonywał mnie.

- Aha, jasne!

- No dobra, z takiej tam strony. - obrócił głowę w drugą stronę. Modliłam się w duszy, aby stado motylków nie wyleciało z mojego brzucha.

Zawstydził się, widziałam, więc splotłam moją dłoń z jego, która leżała na naszym wspólnym oparciu. Choć dalej był obrócony, jednym okiem widziałam jego uśmiech, którego także nie mogłam powstrzymać. O tak, zauroczyłam się. Bo chyba tak to mogę nazwać, gdy dużo o nim myślę, chcę spędzać z nim czas, uwielbiam z nim rozmawiać, przy każdym naszym spotkaniu nie odłączną ze mną parą są te motyli w brzuchu, do tego ciągłe rumieńce.

Kiedy szczęśliwie wylądowaliśmy, napisałam do taty sms'a, aby nie przyjeżdżał po mnie. Harry uparł się, że mnie odwiezie.

- To jest super! - zwiększył głośność w radiu. Oboje zaczęliśmy śpiewać tekst piosenki "I really like you" Carly Rae Jepsen.

- Zdecydowanie nie mógłbyś być piosenkarzem. Śpiewasz fatalnie! - zaczęłam chichotać.

- A w czasach liceum byłem w zespole! Grałem na gitarze i śpiewałem. - stanęliśmy na czerwonym świetle, więc spojrzał na mnie.

- O matko, i wszyscy mają dobry słuch? - wytrzeszczyłam oczy.

- Ha. Ha. Ale śmieszne. - udawał obrażonego. - Zaraz Cię wywiozę do lasu i przywiąże do drzewa. - pogroził mi palcem.

- Pff zatęskniłbyś za mną po 5 minutach!

- To prawda. - puścił mi oczko. - Więc przywiązałbym nas razem.

- Wtedy to ja bym z Tobą nie wytrzymała! - wpadłam w niepochanowany śmiech. Jednak nie trwał on długo. Dojeżdżaliśmy do mojego domu, przed którym stała karetka i policja. Moje serce znalazło się w gardle i zapomniałam o otaczającym mnie świecie. W moich myślach pojawiło się jedynie słowo "mama".

Nie czekałam aż Harry zatrzyma się, tylko otworzyłam drzwi i wyskoczyłam z auta. Na szczęście nie jechaliśmy z dużą prędkością. Rzuciłam się w bieg, ignorując wołania Styles'a. Liczyło się tylko jak najszybsze dotarcie do domu i dowiedzienie się, co właściwie się stało.

Wbiegłam do domu zdyszana, w korytarzu minęłam jednego pracownika pogotowia. Byłam w totalnym szoku, nie wiedziałam co się dzieje, ale biegłam dalej. Kuchnia nic, salon nic, wbiegłam na górę. Intuicyjnie wybrałam pokój rodziców. Czarne myśli przytaczały mnie i ledwo mogłam nabrać powietrza.

Nie myliłam się. Mieliście coś takiego, gdy wasz najgorszy koszmar się spełnia? Ja właśnie to przeżywałam.

Dookoła łóżka było trzech pracowników pogotowia i dwóch policjantów oraz mój tata. W centrum uwagi była mama. Leżała sztywno z zamkniętymi oczami, nie ruszała się. W moich oczach zebrały się łzy, ale to nic, w porównaniu do tego, co czułam w środku.

Podeszłam bliżej nie odrywając wzroku od matki. Dopiero wtedy wszyscy mnie zauważyli.

- Kim Pani jest? Proszę stąd wyjsć! Natychmiast! Tu nie wolno wchodzić! Słyszy mnie Pani? - wykrzykiwało dwóch policjantów. Zerknęłam na tatę, który nic nie mówił. Jego twarz schowana była w dłoniach.

- M...ma...mamo. - uklęknęłam na kolanach przed łóżkiem i wpatrywałam się w nią. Delikatnie położyłam dłoń na jej policzku. Był zimny i blady. - Mamuś...dlaczego mi to...mi to zr...zrobiłaś? - wyszeptałam przez łzy. - Zostawiłaś m...mnie. - z trudem łapałam oddech. Przeniosłam dłoń na jej i splotłam razem. Trzymałam ją z całych sił, jakbym nie chciała jej stracić, choć wiem, że to już się stało. - Bardzo...bardzo Cię...kocham. - i w tamtym momencie czułam jak jej dłoń zasiska moją. Trwało to jedną sekundę, a potem znów jej ręka była bezwładna. Tak jakby chciała potwierdzić moje słowa.

- Przepraszam, ale musimy zabrać zmarłą. - odezwał się jeden mężczyzna. Ani drgnęłam, dalej siedziałam patrząc na moją rodzicielkę. - Halo? Proszę Pani! - nie pożegnałyśmy się. Odeszła nie czekając na mnie. Choć myśle, że przez uścisk dłoni chciała mi coś powiedzieć. - Może mi Pan pomóc? - zwrócił się do kogoś. Miałam tyle planów związanych z nią. Chciałyśmy zrobić mnóstwo szalonych rzeczy. Niestety.

Dwóch mężczyzn chwyciło mnie pod pachy i powoli wynosili mnie z pokoju. Nie wyrywałam się, bo nic już nie mogłam zrobić. Próbowałam opanować łzy i miliony myśli w mojej głowie. Nadal trwałam w szoku, nie wiedziałam co dzieje się wokół mnie.

Znalazłam się w swoim pokoju, jeden mężczyzna wyszedł, a drugi został ze mną. Spojrzałam na niego, to Harry.

Usiedliśmy na łóżku, a on rozłożył ręce, po czym wtuliłam się w niego pragnąc spokoju. Stało się. Ona umarła. Już jej nie ma. Zamknęłam oczy, ale łzy nadal spływały po moich policzkach.

Harry głaskał mnie po włosach. Nie odzywaliśmy się przez następne 15 minut. I tak było dobrze.

Nagle do pokoju wbiegła dwójka osób. Niall i Kathia. Dziewczyna była cała zapłakana, a blondyn ledwo trzymał się na nogach.

- Lisa. - odezwali się jednocześnie. Wyrwałam się z ramion Harry'ego i smutnym wzrokiem spojrzałam na przyjaciół.

- Nie ma jej. - wyszeptałam. Oboje podbiegli do mnie, zamykając mnie w szczelnym uścisku.

Siedzieliśmy w czwórkę na moim łożku. Głowę opartą miałam na kolanach Kat, która trzymała mnie za rękę i powtarzała "Płacz, kochana, płacz". Tego właśnie było mi trzeba. Harry i Niall rozmawiali cicho, z tego co zrozumiałam temat kręcił się wokół mojej matki.

Zasnęłam.
_________
Mam nadzieję, że nie skopałam po całości opisu śmierci matki Lisy :/
Chętnie poczytam Wasze opinie :)

from Hate to Love /H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz