Rozdział 5

819 45 10
                                    

*POV AIKO*

Silnym ruchem chwyciłem jedną ręką stacjonującego żandarma za usta i nos, odcinając mu dopływ tlenu, a drugą pociągnąłem go za ramię za wnękę. Szybkim cięciem rozpłatałem mu poziomo gardło i przez chwilę trzymałem, aż ciało zwiotczało, a oczy zaszły mgłą. Puściłem truchło by upadło głucho na bruk.

Machnąłem dwa razy dłonią w ciemnościach, dając znak pozostałym, że oczyściłem drogę. Trzy smukłe sylwetki w czarnych płaszczach wyłoniły się zza rogów kamieniczek, przemieszczając się praktycznie bez szelestu. Nasze kroki nigdy nie wydawały odgłosów, żadna ofiara nie dostrzegała twarzy, a mrok chronił nas przed światem i ujawnieniem ludziom brudnych czynów, których się dopuszczamy.

-Na cholerę te poszukiwania, zaszyła się pewnie w największej dziurze. - burknął jeden z mężczyzn, trzymając pod pachą sztucer.
-Tia, byłem dziś umówiony na randkę z jedną blondynką, a muszę biegać po murach i szukać kogoś bardziej nieuchwytnego niż cień. Przecież ja do końca życia już chyba nie zaliczę jak ona się nie odnajdzie. - zajęczał drugi osobnik w niezadowoleniu. Trzeci z zabójców spojrzał na nich uważnie, wyciągając spod czarnego płaszcza nóż, po czym zaczął przecierać go szmatką by wyczyścić ostrze z krwi.

-Sukinsyn zabił nasz jeden oddział, nikt nie wrócił ze zwiadu. - odparł w końcu z westchnięciem. Wyciągnąłem papierosa z paczki i go zapaliłem, zaciągając się dymem. Reszta żołnierzy spojrzała na mnie skonsternowana.

-Oi, Hycel, opamiętaj się trochę. Jesteśmy na misji, nie odpalaj zapalniczki! - syknął jeden z mężczyzn, którego długa na dwa metry glewia była umiejscowiona na plecach. Broń należała do jednej z tych przestarzałych, ale Calcium jako jedyny w murach posługiwał się nią tak szybko i zabójczo, że metalowe ostrze zadawało śmiercionośne uderzenia wielu przeciwnikom na raz.

Wzruszyłem ramionami.

-Naprawdę sądzicie, że ją złapiemy? Nawet jeśli jakimś cudem byśmy ją odnaleźli to by nas wszystkich powybijała. - odparłem spokojnie, przymykając zmęczone powieki. Wszyscy wiedzieliśmy, że moje słowa są w pełni prawdziwe. Od dłuższego czasu szukamy Nory, ale ta jakby zapadła się pod ziemię. Zniknęła kompletnie bez śladu, jej ostatnia poszlaka pozostała w Shiganshinie, niedaleko od bramy prowadzącej do zewnętrznego świata. Na upartego jest na tyle potężna, że mogłaby przeżyć na terenie tytanów kilka dni.

-Tsa, brakuje nam kogoś równie silnego jak ona. - warknął osobnik ze sztucerem, patrząc wymownie na trzeciego mężczyznę, który nadal czyścił nóż. Ten mlasnął z niezadowoleniem pod nosem.

-Radzę ci stonować, Equm. Teraz ja jestem waszym liderem. - syknął. Zaciągnąłem się ponownie gryzącym dymem, delektując się tłamszczącym uczuciem w płucach.

-Spike, wszyscy tutaj wiemy, że wyróżniasz się w naszym oddziale sprytem, a nie siłą fizyczną. Miałeś szczęście, że Nora zbyt późno się zorientowała o twojej zasadzce, bo już byś dawno gryzł piach. - warknąłem, marszcząc brwi. Spike nie budził ani powszechnego postrachu ani respektu - nie to co Nora, która zawsze wszystkich utrzymywała w stalowym rygorze. Cały KRZYK bał się jej tak bardzo, że nikt nawet nie wymawiał jej imienia, a szerzenie plotek o "kundlu Szefa" zawsze kończyło się poderżnięciem gardła w jakiejś zapadłej uliczce.

-Twierdzisz, że ukartowałem zdradę Nory? - syknął Spike, stając blisko mnie i się napinając. Mimo wszystko byłem zawsze od wszystkich większy i postawniejszy, nikt nigdy nie miał ze mną szans w walce wręcz, więc wszyscy wiedzieli, że mężczyzna robi to jedynie by utrzymać pozory swojej władzy. W rzeczywistości cały nasz oddział był od niego zdecydowanie silniejszy, każdy z nas mógłby przejąć pozycję lidera - ale w przeciwieństwie do Spike'a znaliśmy Norę i jej okrucieństwo. Dziewczyna wróci by przejąć swoją funkcję i usunie każdego kto stanie na jej drodze. Nikt nie miał zamiaru pchać się na to stanowisko, więc tym samym udawaliśmy, że traktujemy na poważnie dowództwo chłopaka.

Monotonia || Levi Ackerman x OC (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz