Rozdział 8

112 12 4
                                    

*POV LEVI*

Obserwowałem z muru puste połacie terenu bez tytanów. Śnieg stopniał, pozostawiając po sobie zmarzniętą ziemię wraz z pączkami roślin.

Minęło równo pół roku od kiedy Nora zniknęła za murami. Nie mogę uwierzyć jak szybko mi ten czas upłynął, chociaż był cholernie bolesny. Martwiłem się coraz mocniej o to czy na pewno żyje, czy ta mroźna zima za morzem nie sprawiła jej problemów. Wierzę jednak, że moja dziewczyna dała sobie radę, od zawsze była silna, nawet silniejsza ode mnie. Ale to wciąż nie niweluje tego, że z pewnością musi być jej gdzieś tam na innym kontynencie bardzo ciężko samej. Mam nadzieję, że odnalazła jakieś ciepłe schronienie, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę, że Erdianie w Mare są okrutnie traktowani. Ale to moja Nora, ona sobie zawsze dawała radę.

Otarłem ukradkiem z kącików oczu łzy, które mi się w nich wezbrały. Zawsze gdy patrzę na horyzont to napływają mi o niej myśli. O drodze która nas dzieli. Jesteśmy tak strasznie daleko od siebie, ciężko mi znieść ten fakt. I naprawdę coraz bardziej się martwię, choć staram się nie powątpiewać. Obiecałem, że będę wierzył w jej słowa, więc tego dotrzymam.

-Przygotowania do budowy drogi idą naprawdę gładko i sprawnie. Przy dobrych wiatrach uda nam się ją ukończyć w ciągu kilku miesięcy. - powiedziała Hange, stając obok mnie.

Spojrzałem ukosem na jej głęboką szramę na policzku i z powrotem odwróciłem wzrok na horyzont. Wszyscy byliśmy obłożeni robotą, ciągle coś się działo.

-Armin obliczył, że za niecały rok możemy nawet dojechać do morza. - dodała brunetka, na co lekko drgnąłem. Morze. Mieliśmy je razem z Norą wspólnie zobaczyć, ale już za późno.

-Myślisz, że wróci zanim uda nam się tam dotrzeć? - zapytałem, przymykając ciężkie powieki.
-Naprawdę chciałabym to wiedzieć, Levi. - westchnęła Hange.

Zapadła na chwilę cisza, podczas której wiatr porywał do góry nasze zwiadowcze płaszcze i włosy.

Poczułem jak brunetka kładzie mi dłoń na ramieniu.

-Ale to w końcu Nora, musi wrócić. Nawet współczuję mareńczykom, pewnie im nie odpuści. - zażartowała, lekko podnosząc kącik ust. Moja dziewczyna owszem jest silna, ale doskonale zdaję sobie sprawę, że wcale nie jest takim twardym kamieniem. Skoro ja cierpię to co dopiero ona?

*POV NORA*

Minęło pół roku odkąd trafiłam za mury. W Halikar byłam już cztery miesiące, podczas których wydarzyło się naprawdę sporo rzeczy. A dokładniej to wiele zmian we mnie i to na lepsze.

Przede wszystkim rozpoczęłam leczenie swojej choroby, a zaczęło się to od dosyć niewiarygodnej sytuacji, która do teraz wydaje mi się jakimś snem i jej nie rozumiem.

-Kannai, nie będę z tobą walczyć. - powiedziałam poważnym tonem, patrząc jak mężczyzna w sali do ćwiczeń podrzuca mi sztylet, żebym się z nim zmierzyła. Władca jednak jakby kompletnie nie rozumiał niebezpieczeństwa, nie chcąc mi oddać mojej maski.

-Wystarczająco mi opowiedziałaś o swojej chorobie, chcę ją zobaczyć w praktyce.
-Kannai, proszę cię, nie jestem w stanie nad tym zapanować...
-Nora, wiem co robię. Przyjmuj pozycję obronną. - przerwał mi twardym tonem, rzucając sztylet, który złapałam.

Bardzo niepewnie spojrzałam na mężczyznę, czując jak moje serce głucho dudni w piersi. Przecież jak się zamienię w tego demona to wszystkich zabije, dlaczego rzuca mi wyzwanie? Jestem nie do pokonania i nie zlituję się nad nikim.

Monotonia || Levi Ackerman x OC (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz