Rozdział 6

113 13 2
                                    

*POV LEVI*

Minęło pięć miesięcy odkąd ostatni raz widziałem Norę. I chociaż było mi z tego powodu trochę wstyd i przykro to przyzwyczaiłem się do braku jej obecności. Dni jakoś mi upływały, co nie oznacza, że za nią nie tęskniłem. Wręcz przeciwnie - czułem jak moje serce momentami nie wytrzymuje z powodu tej pustki. Bo naprawdę cholernie pragnąłem by w końcu wróciła do mojego życia, żeby choć na drobną sekundę ją zobaczyć.

Bo choć tak strasznie tego nie chciałem to jednak moja pamięć czasami mi już zamazywała jej twarz. Dlatego często wracałem do naszego albumu i wpatrywałem się w jej namalowaną podobiznę, żeby przypomnieć sobie każdy fragment jej ciała i twarzy. Jej widok na wspólnym rysunku był jednak czymś co rozdrapywało moje serce. Bo na malunku delikatnie się do siebie uśmiechaliśmy, a po takim czasie bez niej już zapomniałem jak właściwie potrafiłem robić to wtedy tak szczerze i naturalnie. Bez mojej Nory było to strasznie ciężkie.

W murach spadł gęsty śnieg, przykrywając całą ziemię i domostwa białym puchem. Tytani już praktycznie w ogóle się nie pojawiali, pozostały ich na naszych terenach resztki, dzięki czemu zaczęliśmy się przygotowywać do wybudowania ścieżki do Shiganshiny na wiosnę. Po jej skończeniu na teren Marii mieli znów wprowadzić się ludzie.

Wszyscy już nieco otrząsnęliśmy się z piekła zgotowanego nam na ostatniej wyprawie. Pogodziliśmy się ze śmiercią naszych towarzyszy i wszyscy ciężko pracowaliśmy. Do Korpusu Zwiadowczego dołączyli pierwsi, nowi rekruci. W większości to ja byłem odpowiedzialny za ich trening, do którego z całych swoich sił się przykładałem, tak jak robiła Nora. Poświęcałem całą swoją uwagę funkcji Kaprala i być może właśnie z tego powodu znośniej mi było z tą dziurą w sercu, na której załatanie mogłem jedynie cierpliwie czekać. Życie bez mojej narzeczonej było nieprzyjemne i obrzydliwie smutne, ale do wykonania. Nienawidziłem siebie za te stwierdzenia, ale taka była prawda - czas zrobił swoje. Pytanie więc co będzie za dodatkowe kilka miesięcy, jeśli nie wróci?

Miałem często tego typu wątpliwości, ale wtedy przypominałem sobie jej słowa, które sprawiały od razu, że do mojego serca wlewał się ogień. Pomimo upływu czasu one zawsze na mnie działały.

-Levi. Wrócę, obiecuję.

Tak, wierzyłem w to. Wierzyłem i wyczekiwałem tego dnia, gdy moja Nora miała wrócić. Gdy będę w końcu mógł ją zobaczyć i przytulić, a później już nigdy więcej nie wypuścić ze swoich rąk. Ta obietnica była czymś co wciąż trzymało mnie w twardym duchu i gotowości do działania, pozwalała mi wciąż od nowa sobie przypominać o naszych wspólnych planach na przyszłość i tym wszystkim co razem chcieliśmy stworzyć.

Sam sobie obiecałem, że nie przestanę wierzyć w jej słowa. Dlatego gdy zdarzało mi się stanąć samemu pod gołym niebem to myślałem sobie, że gdzieś tam dalej, zapewne setki tysięcy kilometrów ode mnie, ale Nora też akurat patrzy na ten sam księżyc lub słońce. I być może też w takich chwilach o mnie myśli. Że może choć na tą jedną sekundę nasze myśli gdzieś się spotkają, że w jakikolwiek sposób ona będzie wiedzieć, że z całych sił tutaj na nią czekam. Że z całego swojego serca wierzę, że spotkamy się w końcu na odległość mniejszą niż całe sklepienie niebieskie. Dlatego, choć w monotoniczności dnia często traciłem swój zapał, starałem się przynajmniej raz w ciągu dnia samemu się we własnym wnętrzu zagrzać do walki tymi wspomnieniami i myślami. W końcu mi przyszło tylko na nią czekać, podczas gdy ona musi o własnych siłach tu wrócić. Moje zadanie w porównaniu do jej nie może być aż takie ciężkie.

*POV NORA*

Przez całą noc przeszłam z Rinem kawał drogi. Nie rozmawialiśmy, bo już i tak ledwo docierały do mnie te wszystkie informacje, które dostałam. Chłopak chyba to rozumiał, bądź szanował moje milczenie, bo gwizdał cichą melodyjkę pod nosem. Była bardzo przyjemna dla ucha i ani trochę nie należała do jednej z tych skocznych.

Monotonia || Levi Ackerman x OC (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz