*POV LEVI*
Minęły dwie godziny odkąd wyciągnęliśmy Armina z postaci tytana, a Oddział Nory nadal się nie zjawił. Przeszukiwałem ostatkami sił zniszczone domostwa, które były już w większości kupami gruzu. Pod butami chrzęściły mi kawałki dachówek, wybitych szyb, drewna i innych rzeczy. Dookoła panowała kompletna cisza, nawet ptaki nie wydawały żadnych dźwięków, jakby chcąc minutą ciszy uczcić poległych w tej bitwie. Smętne szkielety domów wydawały nieprzyjemne dźwięki, gdy napierał na nie wrześniowy, ciepły wiatr, który porywał także moje włosy do góry. Ziemia była kompletnie utopiona w ciszy, chociaż nie tak dawno temu toczyła się tutaj bitwa, gdy przejeżdżały po niej zwiadowcze konie.
Obok mnie szła Hange, która miała podłużną szramę na policzku. Podobno kawałek dachówki przeleciał jej koło oka, ale jakimś cudem się ochroniła. Najwidoczniej Nora dała i jej wystarczająco czasu na ucieczkę, dzięki czemu jedynie przygwoździła o kamieniczkę i zemdlała na jakiś czas.
Miałem w sobie ogromny mętlik, nic do mnie nie docierało. Kłótnia o strzykawkę, ucieczka Zwierzęcego, przemiana Armina. I chociaż rozumiałem na chłodno co się stało, to emocje jeszcze nie potrafiły ze mnie wyjść, nawet nie wiem, czy zdołały się jeszcze we mnie stworzyć i pojawić. Nie chciałem o tym wszystkim myśleć, o tej obrzydliwej wojnie, o tym co się tutaj od rana zdążyło wydarzyć.
Pragnąłem jedynie wreszcie znaleźć Norę i kogokolwiek z jej oddziału. Bo wiem, że miała wrócić. Wiem to. Może skończył im się gaz, cokolwiek. Ale muszę ją odnaleźć. Przecież zawsze wracała. Zawsze.
Jednak im dłużej się kręciłem po zniszczonych domach, co chwila napotykając poszarpane trupy to czułem narastający ból w środku swojej klatki piersiowej. Ale nie dawałem się mu, chociaż czułem doskonale, że mógłby mnie teraz kompletnie zabić. Nic się już teraz dla mnie nie liczyło, gdy wykonałem już wszystkie swoje zadania jako Kapral - chciałem jedynie odnaleźć dziewczynę. Hange przekopywała sterty ciał, żeby odnaleźć chociaż jeszcze jednego żywego.
Czułem jak zaczynam się bać. Tak strasznie bać, że aż zaczęło mną trząść. Miała przeżyć, wrócić tu do mnie, wtulić się, pocałować, może nawet rozpłakać… miała zrobić to wszystko, więc dlaczego jeszcze tego nie robi? Przecież ma wrócić, dlaczego to przedłuża? Przecież czekam.
Powstrzymałem łzy w oczach, z całych sił skupiając się ponownie na przeczesywaniu domostw. Nie miałem sił przez spierzchnięte gardło by krzyczeć jej imię. Jasne, błękitne niebo rozpościerało się nad moją głową, chociaż ziemia cuchnęła wylaną krwią. Naprawdę mam tak dość całego tego koszmaru. Mam jeszcze cały oddział na głowie, jak ja mam sobie z tym poradzić? Przecież czuję się okropnie, ledwo widzę na oczy ze zmęczenia, jak mam poradzić sobie ze zgrają zdezorientowanych nastolatków? Gdyby był tutaj jeszcze oddział Nory i ona. Byłoby mi łatwiej, tak bardzo lżej na barakach, na których spoczęła dziś śmierć wszystkich kadetów i Erwina.
Dlaczego nie wraca? Przecież mi obiecała. Byłem tego bardziej niż pewien, że jeszcze po powrocie się ożenimy. Byłem tego tak bardzo pewny. Więc dlaczego teraz zaczynam powątpiewać? Minęło tyle czasu, dlaczego nie dała znaku życia? Ktokolwiek z jej oddziału. Przecież utorowali drogę Erwinowi i zwiadowcom, zrobili wszystko co mieli.
-Levi, powinieneś iść odpo… - zaczęła Hange, ale zamilkła szybko, gdy spojrzała na moją twarz. Nie umiałem nawet sam powiedzieć co na niej miałem. Rozpacz, ból, resztki nadziei, smutek, ulgę po zakończeniu tego koszmaru? Nie wiem, naprawdę jedyne czego chcę to po prostu przytulenie Nory, okrzyczenie jej, że się przez nią stresowałem, a później tylko spojrzenie w te zielone tęczówki. Czy ja proszę o dużo? Naprawdę tylko jej chcę, o niczym innym nie marzę.
CZYTASZ
Monotonia || Levi Ackerman x OC (KOREKTA)
FanfictionWitaj w Czwartym Korpusie, tylko dzięki nam Paradis może zwać się Rajem dla Erdian. To My tuszujemy prawdę - szybko, po cichu i bez wahania. Słodka niewiedza ma swój koszt. Nasi żołnierze ustalają cenę.