Rozdział 24

213 9 8
                                    

-Exie, dlaczego zbudowałeś bombę, którą żeby włączyć wystarczy kliknąć czarny guzik, a żeby wyłączyć stworzyłeś jakieś homo nie wiadomo wzorki? - spytał Rin, marszcząc czarne brwi nad kwadratowym pudełkiem, na którym migały powoli cyferki.

Na szczęście mówili po halikarsku, bo inaczej rozpętaliby istną panikę na śniadaniu, które w spokoju jedliśmy wszyscy w salonie. Cisnęliśmy się strasznie wokoło okrągłego stołu, bo w pomieszczeniu był cały mój oddział i oddział Leviego, a do tego mój narzeczony, Calcium i Hange. Equm poszedł męczyć Nicola.

-Macie to ustrojstwo wyłączyć, albo będziecie sprzątać nasze truchła do ostatniego. - powiedziałam spokojnie, pijąc herbatę z filiżanki. Osobiście byłam przyzwyczajona do tego, że Lavarge w swoje "lepsze dni" budował rzeczy, które miały wybuchnąć i nas zabić w około dwie minuty, ale myślę, że inni niekoniecznie zareagowaliby taką akceptacją rzeczywistości.

-Ale czego nie rozumiesz, Rin? Trzeba podłączyć pół kabla zielonego do czerwonego przewodnika, a później do żółtego rezystora, którego natężenie jest wprost proporcjonalne do tego w pomarańczowym kabelku, ale nie większe niż w brązowym oporniku podłączonym szeregowo, zaś woltomierz pokazuje okrąglutkie siedem megaomów. Dla mnie to zrozumiałe. - odparł Exie.
-To którym guzikiem się wyłącza to cholerstwo? - burknął Hoff.
-A bo ja wiem? Projektując bombę się nad tym nie zastanawiałem.

Levi się nade mną nachylił. Jego niebieskie tęczówki wbiły się w moją twarz. Chyba wyczuwał, że coś się święci - w końcu jak Kapral musiał mieć szósty zmysł na debili.

-O czym oni mówią? - zapytał mnie cicho.
-Nic wartego uwagi. - odpowiedziałam uspokajająco, patrząc jak na wyświetlaczu bomby pozostała minuta. Mój oddział nauczył mnie stalowych nerwów i cierpliwości. Nawet się nie stresuję.

-O, zrobiliście zegar cyfrowy! - zawołał wesoło Connie.
-Niezłe cacko. - dodał Jean.
-Tia, wybuchowe. - mruknął Exie. Zaczął grzebać w kabelkach nerwowo, mrużąc swoje brązowe oczy. Dzieciaki szybko straciły tym zainteresowanie - prócz Armina, który z niepewną miną zapewne zauważył, że odliczanie powoli dobiega końca.

-Chodźmy dziś na plażę! Jest ładna pogoda. - zaproponowała wesoło Sasha. Pomimo tego, że pół roku temu Rin nauczył mnie w końcu pływać to nadal nie lubiłam morza.

-Zróbcie najpierw remanent manewrów. - odparł Levi, krzyżując ręce na piersi. Do wybuchu bomby pozostało trzydzieści osiem sekund. Exie grzebał coraz rozpaczliwej w kabelkach, a Rin gdzieś na szybko wybiegł.

-Już zrobiliśmy! Wiedzieliśmy, że to Kapral powie! - powiedział wesoło Connie.
-I posprzątaliśmy w kuchni! - dodał Jean naprędko, na co obserwowałam jak czarnowłosemu drgnęła jedna brew z zirytowania. Młodziki dobrze go już znają, nie może im odmówić.

-Nie wiem czy to dobry pomysł, Equm ostatnim razem prawie utonął. - westchnęła Hange, na co Calcium jej przytaknął.
-Myślał po kwasie, że jest w bańce z powietrzem i może oddychać pod wodą. - westchnął ciężko, drapiąc się po włosach. W Raqii arystokratki oszaleją na jego widok.

Kątem oka dostrzegłam, że bomba zaczęła odliczać ostatnie dziesięć sekund. Powiedzieć Erdianom, żeby padli, bo za chwilę rozsadzi wszystko w powietrze?

Rin wbiegł trzymając na barana roześmianego Lansa. Większość osób to zignorowała - bo w jakiś nieodgadniony dla mnie sposób nasze oddziały się polubiły i w pełni akceptowały swoje dziwactwa.

-Lucky, wybierz guzik! - mruknął Lavarge. Lans wesoło zszedł z pleców Rina i z zaciekawieniem przyjrzał się bombie.

Osiem, siedem, sześć, pięć.

Monotonia || Levi Ackerman x OC (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz