*POV LEVI*
Obserwowałem góry tak wysokie, że ich szczyty niknęły w gęstych chmurach. Po błękitnym niebie sunęły ptaki, a gęstwiny lasów szumiały dotykane delikatnym wiatrem. Przyroda wydawała dźwięki przemieniające się w piosenkę, która docierała do uszu i przenikała każdy skrawek mojego ciała.
Nikt nie potrafił wydusić z siebie nawet jednego słowa, gdy widok natury górującej nad naszymi małymi postaciami tworzył przed nami barwny pejzaż. Mógłbym patrzeć na ten widok w nieskończoność, zatapiać w nim oczy i oglądać jak na szczyty pada wschodzące słońce.
-Jakie to piękne. - wydusiła wreszcie z siebie Sasha. Rześki wiatr porywał nasze Zwiadowcze płaszcze, przeplatał kosmyki włosów i uderzał wonią lasu. Po niebie przeleciał orzeł, unosząc się ponad koronami drzew. Jego rozpostarte skrzydła od czasu do czasu delikatnie zmieniały położenie, gdy zataczał nad nami koło. Po chwili pofrunął gdzieś dalej, znikając na horyzoncie.
Halikar kojarzyło się z wolnością. To była pierwsza myśl która we mnie uderzyła, gdy wysiadłem z samolotu wraz z moim oddziałem. Dzika, nieograniczona przyroda i mała istota człowieka w tym wszystkim. Mogłem tylko obserwować ten krajobraz, podziwiając z zapartym tchem jego piękno.
-Pierwszy raz widzę tak wysokie szczyty. - wyszeptała Hange stojąca obok mnie. Przytaknąłem jej cicho, lekko uśmiechając się pod nosem i spoglądając na niebo. Tak, tutaj przyroda była całkowicie inna niż Paradis. Silna, wielka, nieskończona. Zachwycała swoją potęgą, wybrzmiewała w każdym szeleście drzew i zapachu ziemi.
-Witajcie w Halikar. - powiedziała spokojnym głosem Nora, wychodząc z pokładu samolotu. Jej zielone tęczówki uzupełniały się z tym krajobrazem, jakby była połączona wraz z tą naturą. Gdy obserwowałem jak wiatr porwał jej długie, czarne włosy do góry zrozumiałem od razu, że Nora tu pasowała. Nie było nigdy innego miejsca, które mogło być jej bliższe. Ona była stworzona dla tej ziemi. Czułem teraz wyraźnie całym sobą ten fakt i byłem z niego szczęśliwy, bo dziewczyna naprawdę odnalazła swój dom. Była z nim połączona niewidzialnymi nićmi, ale w tych kocich ruchach i uważnych oczach od zawsze wybrzmiewał dźwięk tej zieleni, tej wszechobecnej potęgi.
Nie zrozumiałem słów Nory, gdy powiedziała mi kilka dni temu, że Usherowie są w pewien sposób scaleni z przyrodą. Ale teraz, widząc jak razem z nami podziwia nieograniczony niczym krajobraz dotarło do mnie jak wiele prawdy było w tych słowach - jej sarnie ruchy, wilczy duch, kocie oczy. Usherowie czerpali z przyrody, byli dziećmi natury.
Uderzyło mnie w tym momencie to piękno dziewczyny, bo dopiero teraz zobaczyłem ją w całej okazałości. Silną, potężną i jednocześnie zapierająca dech w piersiach. Była Panią tej ziemi, odzwierciedlała ją.
-Za długo się w nią wgapiasz. - usłyszałem szept Rina nad swoim uchem, na który podskoczyłem. Spojrzałem zaskoczony na czarnowłosego chłopaka, który roześmiał się z mojej miny. Jego żółte tęczówki również w pewnym stopniu ukazywały przyrodę, jednak działo się to tylko w pewnych momentach, gdy ta siła przebłyskiwała w szklanych oczach.
Wyrwałem się z rozmyślań, patrząc na swój wbity w ziemię oddział. Moi ludzie nadal nie odrywali wzroku od widoków, których na Paradis nigdy nie doświadczyliśmy. Całkowicie zignorowali słowa Rina i Nory, a krzątający się w tle Exie, Lans i Hoff w żadnym stopniu im nie przeszkadzali. Nawet sam Equm stał spokojnie i się wszystkiemu przyglądał, co było bardzo rzadkim zjawiskiem.
-Zgaduję, że dzieciaki będą chciały trochę pozwiedzać. - powiedziała rozbawiona Nora, stając obok mnie. Jej zielone tęczówki uważnie omiotły moją twarz, a kącik ust lekko podniósł się do góry.
CZYTASZ
Monotonia || Levi Ackerman x OC (KOREKTA)
FanfictionWitaj w Czwartym Korpusie, tylko dzięki nam Paradis może zwać się Rajem dla Erdian. To My tuszujemy prawdę - szybko, po cichu i bez wahania. Słodka niewiedza ma swój koszt. Nasi żołnierze ustalają cenę.