🥀~Rozdział 22~🥀

63 27 4
                                    

🥀~Gniazdo smoków~🥀

Perspektywa Feri

Lecieliśmy już dobre kilka godzin i nigdzie nie mogliśmy znaleźć zaginionej krainy. Widziałam, że smok był już męczony, dlatego, kiedy dostrzegłam małą wysepkę, postanowiłam, że odpoczynek dobrze mu zrobi.

— Proszę, musisz odpocząć, już tyle godzin lecisz — powiedziałam, gdy wylądowaliśmy i podałam mu jabłko.

Może później złowię kilka ryb, wiem, że czas nas gonił, jednak musiał mieć energię na kolejną podróż. Nie wiadomo czy to wszystko jest prawdziwe. Spojrzałam na stworzenie, które usiadło, a chwilę później się położyło. Pogłaskałam go po głowie, po czym postanowiłam się trochę rozejrzeć.

Wyspa nie była duża, zdumiewające było to, że nawet drzew nie było dużo, przypominało to bardziej opuszczone miejsce, jakby samo nie powstało. Jest różnica między wyspami, które powstały samodzielnie, a tymi, które ktoś zrobił.

Słyszałam, że wcześniej smoki same robiły krainy, budowały swoje gniazda. Wikingowie dopiero od niedawna postanowili naśladować smoki. Przełknęłam ślinę widząc spalone miejsca. Dotknęłam skały, która była cała czarna od sadzy. Spojrzałam dalej i już zaczynałam powoli rozumieć, gdzie się znajdowaliśmy.

To nie była jakaś pierwsza lepsza wyspa, to było gniazdo smoków. Kiedy ruszyłam do przodu, dostrzegłam jaskinie, a w nich gniazda. Weszłam do jednej i dostrzegłam jaja smocze, nie które były roztrzaskane, ale nie po wykluciu smoka, tylko jakby ktoś to zrobił specjalnie. Gdzie nie gdzie dostrzegłam kości stworzeń. Tutaj również musiała toczyć się wojna...

Próbowałam wiele zrozumieć, ale tej okrutności nie. Ja rozumiem, że ktoś rodzi się przywódcą, jednak żeby zabijać niewinne stworzenia które mogły przyjść na świat..., dlatego nigdy nie zrozumiem.

Przetarłam policzek z samotnej łzy, nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać. Może byłam zbyt wrażliwa, jednak widząc to całe pobojowisko, nie umiałam inaczej.

Z bolącym sercem ruszyłam do Płomienia, miejsce w którym powinny być małe smoczki, starsze stworzenia, które dobierały się w pary i miały swój dom, zostało całkowite zniszczone, spalone na wiór. Cudem było to, że to miejsce się trzymało.

Usiadłam obok smoka i pogłaskałam go delikatnie po głowie. Miałam nadzieję, że on i inne smoki nie będą musiał czegoś takiego  przeżywać...

Kiedy już poczułam się lepiej postanowiłam zrobić nam obiad, podeszłam nad jeziorko, które widziałam, po czym ustawiłam się w odpowiednim pozycji, żeby złowić naszą kolację.

Pamiętam jak tata mnie uczył, moje początki nie były zbyt dobre. Wpadłam do wody, ponieważ źle się ustawiłam, to były dobre czasy, gdzie musiałam jeszcze się bać odrzucenia. Dopiero, gdy rodzice zaczęło mnie szykować do życia jako Pani domu... Zaczęły się kłótnie, niby byłam z niby zżyta....

Kiedy dostrzegłam rybę od razu włożyłam dłonie i ją złapałam. Może robiłam to jak niedźwiedź, ale kiedy nie miałam wędki to była jedyna opcja...

Potrzebowaliśmy dużo energii, przed nami jeszcze wiele godzin i nie wiadomo co mogliśmy spotkać po drodze....

**************
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuję za czytanie i dawanie gwiazdeczek ❤️

"𝐓𝐫𝐳𝐞𝐩𝐨𝐭 𝐬𝐤𝐫𝐳𝐲𝐝𝐞ł"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz