Rozdział 8

530 42 43
                                    

Obserwowałam jak mój oddział ćwiczy na placu treningowym. Piasek i pył dostawał się nieprzyjemnie do nozdrzy i oczu. Słońce mocno świeciło, przez co był niesamowity ukrop. Byłam ubrana w swoją obcisłą, czarną koszulkę na ramiączkach którą zazwyczaj zakładałam pod kamizelkę kuloodporną, za czasów gdy byłam w KRZYKU.

Siedziałam na ogrodzeniu i przede wszystkim obserwowałam Fuyuko, który ćwiczył walkę ostrzami. Widziałam jak mocno się koncentruje, by perfekcyjnie wykonywać wypady i ciosy. Był niesamowity. Musiał poświęcić wiele lat by dojść do tego poziomu. Znam tylko jedną osobę, która jest lepsza od niego, ale to tylko dzięki temu, że jest zabójczo szybka. Owszem, z Fuyuko wygrałabym dzięki swojej zwinności i zwyczajnemu doświadczeniu, aczkolwiek on nie walczy przeciw ludziom, a przynajmniej nie teraz.

Obserwowałam jego ruchy. Był zdecydowanie szczuplejszej budowy, niżeli muskularnej. Jednak musi mieć jakieś mięśnie, by od godziny bez kropli potu machać ostrzem. Wyglądał jakby czynniki zewnętrzne w ogóle nie dotykały jego ciała. Nie ważne ile czasu spędził na pełnym słońcu, wciąż był niesamowicie blady, porcelanowy jak lalka. Do tego te szklane, niesamowicie jasne niebieskie oczy. Można by powiedzieć, że nadawałby się na idealnego arystokratę w którego żyłach płynie błękitna krew.

Chłopak spojrzał się na mnie swoimi szklanymi oczami. Skinęłam mu głową.

-Chcę coś zobaczyć, stań 5 metrów przede mną. - powiedziałam, zeskakując z ogrodzenia i pochylając się, by zebrać średniej wielkości kamyczki. Wystarczająco duże, by bez problemu zobaczyć je w locie, ale na tyle małe by trudno było je złapać.

Fuyuko posłusznie wykonał mój rozkaz i obserwował beznamiętnie moje ruchy, choć widziałam w jego spojrzeniu coś niebezpiecznego. Jest cichy, zamknięty w sobie. Nie przypomina Leviego, bo nie odpycha chłodem na kilometr i nie jest aż tak charakterny. Przypomina po prostu cichą, pokorną lalkę, której szklane oczy obserwują dokładnie otoczenie dookoła. I właśnie to obserwowanie, w którym czai się coś podstępnego, wystraszy uważnego człowieka. Fuyuko gdy coś mówi to zawsze jest to coś depresyjnego. Bez krzty optymizmu. Jego słowa zawsze są ciężkie, ale przez nikogo nie odbierane zbyt poważnie. We wnętrzu tej lalki siedziało coś cholernie smutnego i zarazem złego.

Uzbierałam w końcu kamienie. Spojrzałam na chłopaka, który już zrozumiał o co chodzi i wyciągnął ostrza. Przyjął pozycję startową. Jak zwykle miał bezbłędne, czyste i piękne ruchy. Jakby tańczył balet, ciężko było od tego oderwać wzrok.

Spojrzałam na resztę mojego oddziału, który również na chwilę przestał ćwiczyć i spoglądał na nas z ciekawością. Jiao jak zwykle radośnie skakał i coś mówił, ale był zbyt daleko żebym coś usłyszała. Eld patrzył na nas z niemym spokojem, a Levi z bijącym chłodem. Czerwonowłosy jak na ironię stał pomiędzy nimi i robił coś w rodzaju dopingu. Szczerze sama nie wiem, równie dobrze mógł być to początek ataku padaczki.

-Spróbuj odbić wszystko, dobrze? - spytałam Fuyuko, który skinął na to lekko głową. Wzięłam do prawej ręki największy kamyczek jaki miałam i zamachnęłam się mocno. Rzuciłam go po jak najprostszej trajektorii, na linii oczu chłopaka. Przeciął go bezbłędnie. Obserwowałam go uważnie.

Rzucałam po kolei kamienie, coraz to bardziej utrudniając ich położenie oraz nadając większą prędkość. Na samym końcu rzucałam nawet podkręcone. Fuyuko ani razu nie popełnił błędu. Mistrzowsko przecinał wszystko idealnie w połowie. Gdy skończyły mi się kamyczki, skinęłam głową chłopakowi, który schował ostrza.

-Interesujące, patrzyłeś na ruchy mojego ciała i z nich wyczytywałeś jak dokładnie rzucę kamień. - odparłam, ale jego lalkowata twarz nie zmieniła się ani na chwilę. Nie dało się z niego nic wyczytać. Gorzej niż z Levim. Po nim przynajmniej widać wkurwienie, oraz minę którą nazywam "do kurwy nędzy, co za syf", widoczną gdy wchodzi do mojego gabinetu.

Monotonia || Levi Ackerman x OC (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz