~cztery lata później~
— widzicie coś? — zapytałem bujając się na budynkach Nowego Yorku.
— kompletnie nic się nie dzieje — westchnął nudno Kaminari przez mikrofon.
Już się nie odzywał więc wnioskuję że zaczął jeść swój lunch na wyjebce. Mi to jakoś niezbyt przeszkadzało więc dalej tylko latałem nad ulicami miasta.
Akurat był wieczór więc miałem piękny widok na zachód słońca nad central parkiem, bo akurat tam się znajdywałem w tym momencie.
Wtedy zobaczyłem jakichś typków w czarnym wchodzących do banku. Nudziło mi się więc postanowiłem się przyjrzeć do póki nie wyjdą żeby na pewno nic nie miało miejsca. Przyczaiłem się na jednym z budynków obok tego w którym znajdowali się oni.
Czekałem chwilę coraz bardziej się niepokojąc bo nie wychodzili przez kilka minut, ale kiedy usłyszałem krzyki ludzi od razu zeskoczyłem ze swojej kryjówki i wleciałem przez okno do środka. Wszyscy w pobliżu usłyszeli głośny dźwięk tłuczonego szła a jego odłamki rozsypały się na ziemi.
— ej ej ej, spokojnie — podniosłem ręce do góry kiedy jeden z tych debili, a było ich trzech, zaczął celować do mnie z broni — słuchajcie, ja wiem że teraz srajtaśma zdrożała, ale bez przesady.
Mężczyzna strzelił we mnie ale ja zrobiłem mistrzowski unik i kula mnie nie trafiła. Ha! Cienias! Wystrzeliłem swoją sieć trafiając w pistolet tego kolesia i wyrwałem mu go i odrzuciłem daleko od całej trójki tych inbecyli.
Wtedy w pomieszczeniu rozległ się kolejny dźwięk tłuczonego szkła i zobaczyłem szło rozsypujące się z witrażów z sufitu. Kawałkom przezroczystego obrazu towarzyszyła także osoba ale nie byle jaka bo jakiś kolejny 'bohater' wnioskując po tym że również jak ja był w stroju niczym nie przypominającym kostiumów pozostałych kolesi.
Na początku zastanawiałem się czy to nie był jakiś przybłąkany klaun, aczkolwiek kiedy zobaczyłem w jego dłoni pistolety porzuciłem tą teorię. Jego strój to był po prostu jakiś dziwny kombinezon przypominający trochę połączenie kalesonów i gejowej koszulki. Wszystko bardzo przylegające do ciała, czarno-czerwone i z wielkim symbolem X na klatce piersiowej. Mordę pewnie też miał brzydką bo nawet jej nie pokazał- kurwa ja też, OK COFAM.
— kolejny.. — westchnął jeden z przegrywów życiowych, chociaż, czy ja wiem, oni chociaż coś zarabiają. ALE JEBAĆ TO TEN CHUJ CO CHCIAŁ MNIE STRZELIĆ! Spojrzałem na niego i szybko owinąłem go siecią tak żeby go swędziała pod nosem i poszukałem wzrokiem pozostałych. Jeden pilnował wejścia do sejfu, a na logikę drugi był w nim. W sensie w sejfie!
— kurwa bawicie się w Flyna? Jeszcze bardziej was nie lubię.
— Izu, na 345 park Ave jest napad na bank — odezwał się nagle Denki w słuchawce jeszcze przeżuwając kanapki.
— trochę późno bo właśnie tu jestem, ale dzięki — odpowiedziałem cicho. Przyczepiłem drugiego typka do ściany i pobiegłem w stronę sejfu, a za mną drugi kozak w czerwonym — dzwoń na policję kurwa, na co czekasz?! — chłopak przytaknął i usłyszałem jakieś piki. Chociaż na coś się przydał.
Zanim się obejrzałem, usłyszałem za sobą kolejny strzał, chociaż nie poczułem jakiegokolwiek bólu. Odwróciłem się, i zobaczyłem przy drzwiach uciekającego złodzieja. Szybko wystrzeliłem w niego siecią, przyczepiając go do ściany jak jego kolegę.
Wtedy zauważyłem że typ od pończochów oberwał ale kiedy chciałem do niego podejść żeby zobaczyć ranę, ten tylko powiedział szybkie 'poradze sobie, głupi Deku' i wybiegł, tym razem już drzwiami.
CZYTASZ
ᴜɴᴅᴇʀ ᴛʜᴇ ᴍᴀsᴋ | 🅱🆇🅱
FanfictionIzuku dostaje od zmarłego ojca domek za miastem, który staje się miejscem na weekendy dla chłopaka i jego przyjaciół. Pewnego razu przez przypadek odkrywają sekret domu, a jakiś czas później przez jeszcze większy przypadek, Izuku staje się człowieki...
