Orhandia

123 15 2
                                    

Pokój, który mi wynajęto, był mały z widokiem na brukowaną ulicę Orhandii. Ściany, podłoga i sufit były z drewna, tak jak etażerka przy łóżku, komoda i dwuosobowy stolik z jednym krzesłem. Na suficie wisiała lampa naftowa. Czułam się tam tak nieswojo i dziwnie. Wydaje mi się, że poprzednio żyłam w świecie, w którym istniał prąd i zasilanie elektryczne.
-Podoba się?- zapytał Aharen, stojący na parterze, podczas gdy ja schodziłam ze schodów.
-Jest...przytulny.- Stwierdziłam. Oczywiście, że mi się nie podobał, ale nie mogłam tego powiedzieć.
-Cieszę się.- Uśmiechnął się gospodarz.
-Jutro o świcie spotkajmy się przy pomniku króla.- Odparł Aharen i wyszedł z budynku.

Cały dzień przechadzałam się ulicami miasta. Wyszłam na plac, na samym jego środku stał pomnik grubego mężczyzny w długiej szacie, z mieczem w ręku i koroną na głowie. To zapewne tu mam się spotkać z rycerzem. Po zachodniej stronie miasta był port rybacki. Płynęła tam szeroka rzeka, przy brzegu i drewnianych zabudowaniach stało kilka łodzi. Nie mogę powiedzieć, że Orhandia jest bajkowa. Przeważa tam bruk i drewno, stare kamienice. Jednak mijałam lokale, które z zewnątrz pomalowane były np. na biało lub złoto. Wewnątrz było schludnie, a stoliki zrobione były z białego kamienia.
Ludzie chodzili w brudnych ciuchach, kobiety często miały na głowach chustki, większość chodziła w spódnicach do kostek lub kolan, raz widziałam kobietę w spodniach. Mężczyźni nosili podarte koszule, kożuchy, na nogach mieli buty przypominające gumiaki. Nie widziałam nikogo, kto by wyglądem przypominał Aharena. Ale nie zapuszczałam się w bardziej odległe ulice Orhandii. Najdalej, gdzie mogłam odejść to plac lub port rybacki, inaczej zgubiłabym się.

Ludzie, Orehanie, często przyglądali się moim butom. Moim czarnym coversom. Ale nie mówili nic.
Za trzy srebrzyki sprzedałam moją spinkę do włosów.

Gdy siedziałam na kamiennej ławce, na placu, przy pomniku, zobaczyłam dwie kobiety wychodzące z jednego z ładniejszych lokali. Odziane były w białe bluzki z bufiastymi rękawami i spódnice z wysokim stanem, w kolorach pastelowych. Były ładnie uczesane, jedna z nich nosiła na głowie łososiowy kapelusz.

Wieczorem wróciłam do gospody. Tubryk, gospodarz karczmy "Okrągły stół", postawił mi zupę za darmo. Zapewne myślał, że przyplusuje tym u rycerza Aharena.
-Dziękuję.- Odpowiedziałam na ten gest i usiadłam przy stoliku w kącie.
Zaczęłam myśleć o wydarzeniach, które miały miejsce dzisiaj. Ostatnio dużo rozmyślałam.
Gdy podniosłam wzrok, zauważyłam, że patrzywszy się w moją stronę, Tubryk rozmawiał z jakąś dziewczyną. Opuściłam wzrok, udając, że nie za bardzo mnie to obchodzi. Po chwili dziewczyna stała przy moim stoliku.
-Witam...?- zaczęłam niepewnie.
Ta uśmiechnęła się.
-Jesteś nowa w tym mieście?- zapytała.- Chciałam się tylko zapoznać. Jestem Valeria.
-Grace.- Odpowiedziałam, gdy tylko przełknęłam zupę.
-Skąd jesteś?
I nie wiedziałam co powiedzieć... Co mogłabym wymyślić?
-Ja... mieszkam w posadzie niedaleko Helm Garden.
Valeria zdziwiła się.
-Naprawdę? Walczysz z Helmami?
-Ja- zająknęłam się- tak, ale rzadko kiedy się pojawiają.
-Oh...
-Pracujesz tutaj?
-Tak.
Dziewczyna wyglądała na miłą i pomocną. Miała azjatycką urodę i długie, czarne włosy. Nosiła różowawą sukienkę do kolan, a na niej biały fartuch.
Zamyśliłam się.
-Mam prośbę- zaczęłam.
Cud, że w ogóle odważyłam się na to zdecydować.
Valeria uniosła brwi. Chciała słuchać.
-Mogłabyś obudzić mnie tuż przed świtem?
-Oczywiście.- Uśmiechnęła się.

Ze stresem czekałam na ranek. Z łóżka miałam widok na okno. Na ulicach było pusto. Leżałam w ciszy, samotna. Oczywiście rozmyślałam, aż w końcu zasnęłam.

Płomienny KryształOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz