Zbliżając się ku końcowi

39 11 1
                                    

               ***Od autorki***
Tak, ja wiem, że to absurd tak sobie poprostu porzucać powieść... Ale to był trudny okres w moim życiu, wybaczcie. Znów jestem aktywna i chętnie się udzielam!
O ile ktoś to jeszcze czyta, to pragnę oznajmić, że rozdziały będą się ukazywać znów w miarę systematycznie, a i planuję może jakoś obić Płomienny Kryształ w drugą część czy jakoś tak :p Co Wy na to?

Na zewnątrz zastałam Tangal i Kelly'ego siedzących przy sporym kamieniu, a dookoła kilku Esów, także Haeledan tam był i obserwował mnie łagodnym wzrokiem od chwili, gdy tylko wyszłam z jaskini Garunev. Wykończona Tangal oparła głowę na ramieniu przyjaciela, który zdawał się być umierający. Wszyscy byliśmy równo wymazani różnoraką krwią i poranieni, ale i przeżyliśmy tę rzeź.
Gdy dziewczyna tylko mnie zobaczyła, wstała i przytuliła mnie.
-Nie wiem, komu mam dziękować za to, że żyjesz- westchnęła.
-Cieszę się, że was widzę.- Odpowiedziałam jej, czując jak łzy zbierają mi się w oczach.- Chociaż was...
-Parker nie żyje.- Oznajmił Kelly.
-Wiem. Brian też, a Alicia... ona jest...- nie potrafiłam wtedy tego określić.
-Zauważyliśmy to. Co z Rogerem? Widział go ktoś?
Wraz z przyjaciółką pokręciłyśmy głowami. Nie znalazłam go podczas eksploracji ciał martwych Achregów, ale i nie przeszukałam całego tego obszaru. Być może mu się jakoś udało, ale to było wątpliwe. Może gdzieś tam poprostu leży, wśród wrogów? Może właśnie w szpitalu przełączają aparaturę.
Reszta Esów udała się na drugą stronę rzeki Revorg, na Jasną Stronę Rosyen Dev. Tam jest bezpieczniej, choć teraz... granice się nieco pozmieniały. Wszystko się zmieszało.
A my powinniśmy już ruszać do Varoru. Sił mi było brak, nie chciałam już walczyć, nie mogłam poprostu. Chciałam tylko położyć się spać, gdziekolwiek. Ale motywacją w tym była wieża Varor jako ostatnia misja. Arcadia i reszta zabiorą Płomienny Kryształ i wszystko się odwróci. Obudzę się.
-Chodźmy!- Rzuciłam polecenie.- Dołączmy do Esów po drugiej stronie i zróbmy to co do nas należy.
-Tak, racja, chodźmy.- Przytaknęła Tangal.
Khaeré pociągnął za nogawkę jej spodni, na znak, że musi zostać. Ta mała karykaturka stale zamieszkiwała Ciemną Stronę, poza tym okolice Garunev, a jednak pomógł nam. Prawdopodobnie gdyby nie on, zostałabym rozszarpana przez Alicię, a Tangal mogłaby zginąć w pierwszej walce. Ale niech odrażający potworek zostanie tam na dobre, może to właśnie jego miejsce.
Ruszyliśmy w drogę wraz pozostałą grupką Esów.

Po tym incydencie w Garunev, stąpając po czarnym, skalnym podłożu ziemii mroku, nie czułam już strachu. Nie czułam się już jak zastraszona mysz na Ciemnej Stronie.

Idąc, rozmyślałam. Obok szli Kelly i Tangal, którzy wciąż rozmawiali, a ja nie włączałam się do konwersacji. Myślałam o tym, jak wielkie rzeczy przeżyłam, czy kiedykolwiek pomyślałabym, że będę tak silna? Jeszcze żyję, jeszcze walczę i to się liczy. Wtedy, gdy zostaliśmy otoczeni na schodach, Roger poświęcił się dla mnie, każąc mi uciekać. A ja wiem, że nigdy nie odważyłabym się zrobić takiego czegoś dla kogoś innego, w ostateczności ratowałabym siebie. Ale może to właśnie to prowadzi do sukcesu w tym świecie?

-Znów się spotykamy, pani.- Z rozmyślań wyrwał mnie łagodny głos krwistowłosego Esa.
Miał na sobie resztki szarej, podartej peleryny, przewiązane przez długą szyję. Jego szare oczy były spokojne, jakby w ostatnich dniach nic się nie działo.
-Tak, szkoda tylko, że w tak nie przyjaznych okolicznościach.
-Ixowie są znacznie silniejsi niż komukolwiek mogłoby się to wydawać.
Zwolniłam kroku, Haeledan także.
-Są wśród was potężni magowie, prawda?- zapytał Es, prawie tego pewny.
Magowie? Gdybym nie została wszystkiego uświadomiona, także bym tak myślała.
-Tak jakby...- westchnęłam.- Haeledanie, czy pomożesz nam, Ixom, zdobyć Płomienny Kryształ?
Młodzieniec spojrzał po osobach swojej rasy, którzy szli w pobliżu nas, niewielką grupą. A potem odwrócił głowę w stronę gór, zza których było widać czerwony blask na niebie zachodzącego słońca.
-O Płomiennym Krysztale mówisz jak o zwykłym sygnecie władzy. Czy spodziewasz się, jak wielką mocą włada? Spróbowalibyśmy, jesteśmy teraz rasą wam podległą.- Mówił szarooki.- Elfowie byli wolni, Esowie to już tylko kawałek marionetki.
Naszą rozmowę przerwało nagłe oświadczenie Tangal, która szła kilka kroków przed nami.
-To już Revorg! Przyspieszmy, Esowie czekają na nas!
Haeledan kontynuował:
-Ale czy widzisz, Grace? Oni daleko nie pociągną. Tortury i głód odebrały im siły. Choć nas wielu, nie zdziałamy cudów swoją obecnością. Prosiłbym cię o wolność...
Wiedziałam, że każdy się przyda, choćby miał zabić jednego Achrega.
-Prosisz mnie o wolność?- Nie rozumiałam tego.
- Teraz należymy do was, uwolniliście nas, okazujemy więc wdzięczność.
Westchnęłam, nie wiedziałam jakie mieć o tym zdanie.

Będąc już na Jasnej Stronie Rosyen Dev, wędrowaliśmy w stronę wieży Varor. Niebo umarło, a gwiazdy dały znak życia. U boku mieliśmy tysięczną armię Esów. Szliśmy prosto na śmierć, ale i do zwycięztwa. Mijaliśmy las Welwod, co nawróciło we mnie tak wiele wspomnień, w których byłam jeszcze poprostu zwykłą "poszukiwaczką przygód". Teraz bez większego problemu rozprawiłabym się ze wszystkimi Helmami.
Przedstawiłam Haeledana moim człowieczym przyjaciołom, a on przedstawił część Esów nam. Szliśmy, wymieniając się radami na temat walki.
Wtem zobaczyłam jakiegoś jeźdźca, który pospiesznie zmierzał ku nam. Reszta też go zobaczyła, ale nikt nie bał się. On był sam jeden, a nas cały tysiąc. Rozpoznałam go, to David. Długie włosy powiewały na wietrze, miał dużą sakwę przewieszoną przez ramię.
-Koń jest prawie jak motocykl!- Oznajmił, gdy był już przy nas.- Ale nie przyjechałem, żeby was o tym poinformować.
Zapewne chciał zdać relację z wyprawy do Varor. Przełknęłam ślinę, obawiałam się tego co usłyszę.
David zdjął sakwę i podał ją Kelly'emu.
-To jedzenie dla was wszystkich. Nie wystarczy... wiem, ale tyle się zmieściło. Na szczęście macie mnie. To po pierwsze.- Zaczął Speed.- Drugie to to, że oficjalnie ogłoszono wojnę w całym Rosyen Dev.
I wtedy wszyscy ucichli i zaczęli go słuchać.
-Byłem w mieście w Aathore. Tam armia jest już gotowa, by odeprzeć wroga. Oni będą się tylko bronić, o tyle źle. Potężna armia, ale nie opuszcza murów miasta. Inaczej jest z Sahos i Orhandią. Połączyły siły i częściowo ruszają na Aralchegos, rozwalić te bestie. Ohardon wysyła odziały, by likwidować obozy Achregów i innych. Jeśli będziecie szli tym szlakiem, by mieć góry po prawej, a i zachód po tej stronie, nie spotkacie żadnych przeszkód. Wręcz przeciwnie, możecie natknąć się na puste obozy i znaleźć coś przydatnego.
-A nasi?- wyrwała Tangal.
-Właśnie- mówił David.- Esowie! Hegenell, córka namiestnika waszych Ogrodów Aylant, jest z nami i pragnie, byście dali z siebie wszystko w Varor!- Po chwili zwrócił się do nas, Ixów.- Jesteśmy już w Varor, do wieży jeszcze trochę... To nie jest takie proste jakby się zdawało. Arcadia i jej uczniowie są wyczerpani. Varor jest oblężone przez istoty czarne. O Achregach wiedzieliśmy, o Bamburonach także, ale nie sądziliśmy, że z głębi Ciemnej Strony wyłonią się Ctulhyu... i Ichtaqua... To nas przerasta. Musicie jak najszybciej dotrzeć do Varor jako posiłki... inaczej nie damy rady. Uczniowie Arcadii nie są jeszcze odpowiednio wykształceni...
Kompletnie pogubiłam się w ostatnich słowach mężczyzny. Ctulhyu? Ichtaqua? Co to ma być?
-Co to są...?- niedokończyłam pytania, gdy Haeledan gotów był już odpowiedzieć.
-To bestie, których nie pokona zwykły mieszkaniec Rosyen Dev. Żaden Orehanin, żaden Es, żaden Aathorczyk, żaden Ix, nawet magowie potrzebują wsparcia, by zrobić z nimi cokolwiek. Ale Płomienny Kryształ nie będzie miał przeszkód, by zasłać na nich koniec. Gdy wyjdą, zobaczymy ich, z pewnością.
I wtedy do mojej obitej głowy wpadła równie obita myśl. Plan, który z upływem sekund nabrał pełnego kształtu. Żaden zwykły mieszkaniec Rosyen Dev ich nie pokona? Ale być może jest taka osoba, która coś zdziała...

Tadaaah! Mam słodką nadzieję, że jest to godne Waszych oczekiwań °3°
Przecież wiecie, że Was kocham ;--;

Płomienny KryształOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz