Słyszałam pisk opon rozpędzonych samochodów i ich silniki. Noc była gwieździsta, leżąc na łóżku, za oknem widziałam czubki wieżowców i księżyc. Zasłony powiewały, kiedy nagle usłyszałam czyiś głos.
-Grace, już świt nastaje.
Zorientowałam się, że to Valeria.
Powoli się rozbudziłam. Ziewnęłam i wstałam z łóżka. Wciąż byłam nieprzytomna.
-Poprosiłaś mnie, abym cię obudziła.- Dodała Valeria.
Nagle przypomniałam sobie, dlaczego miałam wstać tak wcześnie. Rycerz Aharen na mnie czekał.
-Oh, muszę iść- rzuciłam pospiesznie.
-Napij się- zaproponowała dziewczyna.
Trzymała w ręku kubek z wodą. Przejęłam kubek, a zawartość wylałam sobie na głowę. Od razu poczułam orzeźwienie.
Podziękowałam, po czym wybiegłam z gospody, zabierając łuk i strzały.
Na samym wyjściu z budynku przywitał mnie nieprzyjemny chłód. Miasto zdawało się być szare i jeszcze śpiące. Pobiegłam w stronę placu, pustą brukowaną ulicą Orhandii. Przy pomniku nikogo nie było. Nie spóźniłam się.
Port rybacki już był na chodzie. Widziałam dwóch mężczyzn rozwijających sieci.Po kilku minutach na placu pojawiły się trzy piękne rumaki. Dwa gniade i jeden jabłkowity. Z tego ostatniego zszedł znajomy mi młody mężczyzna.
-Spóźniliśny się.- Oznajmił Aharen żartobliwie.
-Nie, to ja byłam za wcześnie.- Uśmiechnęłam.
Mężczyźni siedzący na koniach wyglądali na silnych i pewnych siebie, tak jak Aharen.
-Będziesz jechać ze mną.- Powiadomił jeden z rycerzy siedzących na gniadych koniach. Spojrzałam na niego. Na głowie miał gęste, swobodnie rozwiane jasne włosy, prawie dosięgające do ramion. Głos miał stanowczy i dźwięczny.
Podeszłam do niego. Podawszy mi rękę, pomógł wsiąść na koń.
-To jest Kar, jeden z najwspanialszych wojowników króla Halaunara.- Przedstawił Aharen blondyna.- A to poszukiwaczka przygód, Grace, Karze.
Ciemnowłosy rycerz wskorzył na jabłkowitego rumaka i dał rozkaz ruszenia naprzód.
Wyjechaliśmy z miasta, Orhandii.
Gdy troje młodych mężczyzn rozmawiało między sobą, ja rozmyślałam o moim śnie. Byłam w epoce elekryczności; samochodów; wzniosłych, lustrzanych wieżowców. Leżałam w miękkim, schludnym łóżku. Skąd to się wzięło?
-Devodernie, sprawdź mapę.- Usłyszałam rozkaz Aharena.
Devodern? A więc tak miał na imię trzeci z rycerzy. Jakoś nie zwróciłam na niego uwagi.
-Niedługo będziemy mijali Sahos.- Odpowiedział.
Byłam śpiąca. Wstałam wcześnie, bardzo wcześnie...***
-Widzisz, gdyby nie ona, bylibyśmy już w Sahos!
-Przestań tak mówić...- Rozpoznałam głos Aharena.
-Dlaczego ją zabrałeś?
Otworzyłam powoli oczy. Wciąż mało co ogarniałam. Bolała mnie głowa.
-Jest dobrze. Zaraz wyruszamy.
Gdy przetarłam oczy, byłam w stanie już coś zobaczyć. Siedziałam oparta o drzewo. Przede mną stała postać młodego bruneta w granatowym płaszczu. Kilka kroków za nim, stał mężczyzna o czarnych włosach, w ciemnobeżowym płaszczu i poprawiał coś przy potężnym siodle jednego z koni.
To musiałbyć Devodern.
-Wszystko dobrze?- zapytał Aharen, gdy tylko dostrzegł, że się przebudziłam.
-Tak, tak...- mówiąc to, rycerz pomagał mi wstać.- Ja... chyba... zasnęłam.
Było mi bardzo głupio z tego powodu. Nagle Devodern spojrzał na mnie swoimi mroźnobłękitnymi oczami.
-W końcu!- rzucił.
Wtedy zrobiło mi się ekstremalnie głupio. Czekali, aż się obudzę, aby kontynuować wyprawę...
W oddali ujrzałam jakiegoś jeźdźca na koniu, wyłonił się z gęstego lasu.
-Kar wraca. - Powiadomił Aharen.- Możemy ruszać.Znów byłam dodatkowym ciężarem rumaka Kara. Przy okazji dowiedziałam się, że w porę przytrzymał mnie, gdy spadałam, i w ten sposób uniknęłam obrażeń. Obiecałam, że więcej nie zasnę. Naszczęście nikt nie był na mnie zły...poza Devodernem.
-...I wtedy zwaliłem wielkiego Bamburona z nóg!- Opowiadał blondyn.
Lubiłam, gdy Kar opowiadał o swoich walkach z istotami, jakie napotkał.
Bamburony to najbrzydsza rasa o jakiej słyszałam. Są to hybrydy trolli i goblinów. Osiągają wielkość i szerokość dwóch potężnych mężczyzn i potrafią wyrwać dąb, ale są ślepe i nie mają zmysłu węchu. Mam nadzieję, że będąc tu żadnego nie spotkam.
-Opowiedzieć ci jeszcze coś o nich?- Kar spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
Jego niebieskie oczy zaświeciły się.
-Ktoś przed nami.- Zawiadomił poważnie Aharen.
Wszyscy wytężyli wzrok.
Po chwili pojawiła się przed nami około dziesięcioosobowa grupa uzbrojonych mężczyzn na koniach.
-Kimże jesteście?- Zapytał jeden z nich, wychodząc na przód.
-Aharen , z Orhandii, syn Voharena, szlachetny rycerz króla Halaunara.- Przedstawił się.- A to moja świta. Z kim mam zaszczyt rozmawiać?
-Oszczędźmy tych przedstawień, szlachetny Aharenie. Jam Hegem, z dworu króla Chelo Polta, z Sahos. Jesteśmy na zwiadach i mamy zadanie ostrzec wszelką rasę ludzką przed zbliżającym się na Orhandię oddziałem Achregów.- Mówił wyraźnie Hegem.
Achregowie- pomyślałam, to te okrutne potwory, pragnące zawładnąć całym Rosyen Dev. Strasznie się ich bałam... Nieziemsko.
-Gdzie iść widzieliście? Ilu ich było?- Pytał zmartwiony Devodern.
-Za lasem Welwod, dzień drogi do Orhandii. Dwutuzinowa armia.
-Bamburony gorsze- zaśmiał się Kar.
Devodern zmroził go wzrokiem mówiącym pogardliwie "Żartowniś!"
-Trzeba ostrzec Orehan.- Zdecydował Aharen i przestudiował nas wzrokiem.- Kar, wrócisz do Orhandii i opowiesz o tym królowi.
Kar kiwnął głową.
-Musisz zsiąść, piękna Grace.- Zwrócił się do mnie, a jego niebieskie oczy uśmiechnęły się.Grupa zwiadowcza z Sahos odeszła, a my ruszyliśmy w dalszą drogę, bez Kara. Dodatkowo Aharen powiedział mu, że gdy przekaże wiadomość, ma podążać szlakiem zaznaczonym na mapie, by wkrótce znów do nas dołączyć.
Nie można zapomnieć, że dążyliśmy do chaty Czarownicy Askaeny.
![](https://img.wattpad.com/cover/38652956-288-k783476.jpg)
CZYTASZ
Płomienny Kryształ
FantasyCzym jest Rosyen Dev? Co to Płomienny Kryształ? Jaką ma moc? Grace Allen, niczego nie pamiętając, znalazła się w dziwnym świecie ogarniętym wojną ras. Czy uda jej się przeżyć? Czy dowie się jaką moc skrywa Płomienny Kryształ? Na marginesie, pierwszy...