Zaskoczeni

95 15 4
                                    

Właśnie mijał trzeci dzień nauki walk. Muszę przyznać, że te lekcje naprawdę mi się podobały. Nabrałam pewności siebie co do mojej siły. Nawet Alicia odkryła w sobie zdolnego łucznika.
Walki wręcz ćwiczyliśmy na drzewach, czasem rozgrywaliśmy pojedynki między sobą. Często też dziewczyny wyzywały chłopaków, szczególnie Tangal Kelly'ego.
Naszczęście każdy z nas się czegoś nauczył.
-Lubię ten miecz!- Powiedział entuzjastycznie Roger.- Ale wolę te z Aion.- Dodał po chwili.
Zostałam z nim sama na polanie, na której ćwiczyliśmy walki wręcz. Miałam się trochę poduczyć, szczególnie, że miecz był powołaniem Rogera. Tak, to ten chłopak z mieszanką brązów na głowie i żółtawym odcieniu tęczówek.
-Skąd umiesz się tak posługiwać mieczem?- zapytałam zaciekawiona.
-Jakoś tak.- Odpowiedział, ścinając ciężkim, żelaznym wyrobem gałąź jakiegoś drzewa.
Zrobił to tak od niechcenia, ale mu się udało.
- Dużo grałem w takie gry i często udawałem, że w nich jestem...- zaśmiał się.
Czyżby to przez to?

Wieczorem wróciłam do zamku i trafiłam na kolację, jaką jadła część jego mieszkańców. Zobaczyłam samotną LeeAnn, która siedziała przy szklance jakiegoś napoju.
Ponieważ obie byłyśmy zajęte przez ostatnie dni, nie miałyśmy czasu nawet pogadać, a teraz natrafiła się na to okazja.
Wkrótce nasza rozmowa zeszła na temat wyprawy po Płomienny Kryształ.
-Myślisz, że to pomoże nam się obudzić?- spytałam.
-Wierzę w to, ale pewności nie mam. Warto spróbować.- Mówiła krótkowłosa.- Zrobiłabym wszystko by się stąd wydostać.
-Idziesz do Wieży Varor?
-Ja? Tak.- Odpowiedziała głucho.
Na sali było już prawie pusto.
-Nie boisz się tego?
-Nie... znaczy...obawiam się tych wszystkich przeszkód... - Myślała LeeAnn.- W sumie nie chodzi o Achregów. Słyszałam o smokach z Varoru.
-Smoki?- niedowierzałam.
-Dokładnie. Pilnują kryształu.
-Ile ich jest?- Wciąż nie mogłam uwierzyć.
-Nie wiem. Nie wiem czy w ogóle są.- Stwierdziła.- To tylko podejrzenia.
Myślałam wtedy, że na widok smoka zemdleję. Tak. Jakie one muszą być wielkie.

Następnego dnia wstałam bezproblemowo i od razu ruszyłam zgłosić się po jakieś śniadanie. Tak bardzo brakowało mi zegarków. Zaczęło mi nawet trochę brakować szkoły, bo z niej wracałam po siedmiu godzinach. A stąd nie wracam.
Na moim talerzu zawitała żółciutka jajecznica. Usiadłam przy dwuosobowym stoliku umieszczonym w kącie dużej sali jadalnej. Patrzyłam na ludzi także spożywających posiłek. Zastanawiało mnie ilu łącznie nas było. Nas, Ixów. Może dwustu, trochę mniej. I zaczęłam się zastawiać, co oni musieli przejść, by tu trafić.
W pewnej chwili przysiadł się do mnie wysoki chłopak o ciemnokasztanowych włosach do ramion. Z uśmiechem, zwrócił swoje szmaragdowe oczy na mnie.
-Idziesz poćwiczyć wymachiwamie mieczem?- zapytał Kelly.
-A co?- zapytałam, przełykając kolejny kęs jajecznicy.- Przecież i tak zaraz zaczynamy lekcje.
-Nie, bo David jest na zwiadach.
-A łuk?
-Hegenell wybyła na dziś do Esów.- Kelly zabrał mi talerz z jajecznicą.
Zapewne po to, bym szybciej skończyła. Ale ja nie dałam za wygraną i z powrotem przysunęłam do siebie mój posiłek.
-Dobra, tylko skończę.
-Ok!- zaśmiał się.- Tangal i Roger też będą.

Kilka chwil potem, pojawiłam się na umówionym miejscu wraz z moim mieczem i sztyletem. Kelly i Tangal zawzięcie spierali się przy pomocy żelaznych ostrzy. Roger wtedy śmiał się z nich.
-To nie tak!- Zawołał do Kelly'ego.- Dziewczyna cię ogrywa!
Jak na moje oko, Kelly świetnie sobie radził z tą bronią, Tangal także, ale w sumie to Roger uważał siebie za mistrza.
-O, Grace! Krótka rundka?- zawołał do mnie chłopak o wielobrązowych włosach.
-Co ty, nie mam szans.
Tangal opuściła miecz.
-Ćwicz ze mną!
Tangal była dobrą partnerką do ćwiczeń, chociaż czasem czułam, że specjalnie robi coś gorzej, żebym miała równe szanse. Nie to co chłopaki. Roger z zawziętością cisnął Kelly'ego, ale kasztanowłosy nie poddawał się.
-Chyba nie jadłeś śniadania- zachichotał Roger.
-Specjalnie, żeby wyrównać z tobą poziom- odgryzł się Kelly.
-To w takim razie powiniem mieć kilkudniową głodówkę!
Nagle Roger pchnął towarzysza mieczem w ramię, a ten się przewrócił. Ja i moja ciemnoskóra koleżanka siedziałyśmy wtedy pod drzewem i nabijałyśmy się z pojedynkujących się chłopaków.
-Ha! Jestem lepszy od ciebie!- zawołał zadowolony Roger.
-Szkoda, że tylko w tej dziedzinie- dodał Kelly, wstając.
-Pff... Poprostu mnie nie znasz.- Pewność siebie żółtookiego nie ustępowała.
Tacy ludzie jak on strasznie mnie bawią, ale czasem też bardzo wkurzają.
Wtem usłyszeliśmy jakieś podejrzane powarkiwania i szelesty w oddali...
-Co to?- wszyscy spoważnieliśmy.
Dźwięki zbliżały się.
Kiedy nagle zauważyłam ciemne, potężne sylwetki jakiś postaci mknące pomiędzy drzewami. Zresztą nie tylko ja je dostrzegłam.
-Ihanerfoien!- usłyszeliśmy wrzaśnięcie niskim, brutalnym tonem głosu, dochodzącym jakby od zamku.
-Achregowie.- stwierdzili Tangal i Kelly chórem.
Ogarnęło mnie przerażenie. Zbliżali się do nas. A my staliśmy nieosłonięci na okrągłej, łysej polanie.
-Ihaner fhearkrone! - krzyknęła jedna z postaci biegająca między drzewami, takim samym głosem, który słyszeliśmy przed chwilą.
-Zobaczyli nas- powiadomiła Tangal natychmiastowo.
Achregowie szybko zbliżali się, coraz głośniej warcząc i oddając różne dziwne dźwięki, zupełnie jakby chcieli nas wystraszyć. I udało im się, jeśli o mnie chodzi. Zacisnęłam dłoń na mieczu. Czyżby czekała mnie walka?
Już widziałam ich prawie dokładnie. Ich skóra była jakby zwęglona, głowy zniekształcone. Posiadali dużo blizn, jakichś dziwnych guzów, które tylko wyrastały w niewygodnych na twarzy miejscach. Niektórzy mieli nosy płasko wbite w przerażające, wściekłe gęby. Niektórzy mieli tylko jedno zniekształcone ucho, innym wystawały na wierzch zwyrodniałe zęby, kalecząc przy tym zaropiałe usta. Mieli wiele bąbli i różnych zwyrodnień na skórze. Przedstawiali wyglądem najgorszy z moich koszmarów... A więc jacy musieli być wewnątrz...?
Ciarki po mnie przeszły, gdy kilku z nich wbiegło już na polanę.
Zagryzłam wargi widząc, jak jeden z nich biegnie prosto w moją stronę, szykując zamach krzywym mieczem.
Nagle odzyskałam przytomność umysłu. Gdy był już wystarczająco blisko, by odciąc mi głowę, zrobiłam szybki krok w jego stronę, hyżo wystawiając miecz. Kiedy na niego wpadł, jakaś siła odepchnęła mnie w tył. Ostrze przebiło łachmany, przedzierając się przez zakamarki uszkodzonej zbroi wroga, aż w końcu wdarł się do wnętrzności. Potwór wydał z siebie podrażniający uszy ryk.
Chwycił oburącz za ostrze przebijające go. Zacisnął dłonie, zaczęły krwawić coraz bardziej, zwęglona skóra była coraz bardziej przecinana. I tracąc przy tym kilka palców, wydarł z siebie mój miecz.
Byłam tak przerażona, tak skołowana, że nie mogłam nawet się poruszyć. Stałam jak wryta, kolana uginały się pode mną, gdy Achreg szedł do mnie powoli, szczerząc nienaturalnie duże, popsute zęby. Jego czerwone ślepia szyderczo wgapiały się we mnie. Wyciągnął swoją czarną od krwi łapę w moją stronę, a w oczy rzuciły mi się wystające kostki z kikutów palców.
-Uciekamy!- wrzasnął Roger i chwyciwszy mnie za ramię, pociągnął mnie za sobą.

Płomienny KryształOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz