Skalisty szlak

107 14 2
                                    

Był blady świt. Słońce dopiero pojawiało się na niebie. Młodzi mężczyźni byli już na nogach.
-Chyba czas wstać.- Zaproponował błękitnooki.
Jego głos zabrzmiał dziwnie miło.
Zawsze podobała mi się jego fryzura, miał długą, rozwianą grzywkę spadającą na oczy, a z tyłu krótko przystrzyżone włosy. Kreatywnie.
Oboje siedzieli przy ognisku i coś jedli.
-Masz rację- westchnęłam i zaczęłam się przeciągać.
Górskie powietrze było tak orzeźwiające!
-Co jest do jedzenia?- zapytałam po chwili, podchodząc do nich.
-Jestem przeciw jedzeniu górskich ptaków, dlatego spożywam ten chleb.- Oznajmił Aharen.
-Ja wolę mięso.- Devodern uśmiechnął się.- Chcesz spróbować?
Wyszczerzyłam się i już miałam wyciągnąć rękę po mały, spieczony kawałek mięsa, spoczywający na pieńku...
-Spójrz szybko.- Zawołał Aharen wkazując palcem za mnie.
Ujrzałam za sobą małego, ślicznego ptaszka. Cudownie kontrastował różem swych skrzydeł na tle skały, na której siedział.
-Będziesz go jeść?- zapytał.
Pokręciłam głową na nie.
-W takim razie weź bułkę z plecaka.
Przecież nie mogłam zjeść mięsa z tak ślicznego ptaka. On był taki słodki i niewinny. To to samo co jedzenie kotów czy psów.
-No popatrz!- zawołał zdumiony Devodern.
-Jak mogłeś go zabić?- zapytałam wskazując na kawałek spieczonego mięsa, które czarnowłosy właśnie jadł.
-W potrzebie zjadłbym nawet ciebie- zaśmiał się głośno.
Wtedy nie wiedziałam, czy wolę, gdy wciąż spogląda na mnie z irytacją, czy żartobliwie mówi, że mnie zje...

O poranku zebraliśmy obóz i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Szczerze mówiąc, byłam podekscytowana myślą o spotkaniu z Czarownicą Askaeną.
Schodziliśmy po skałach w dół. Najbardziej dziwiło mnie to, że droga, którą szliśmy, prowadziła poprzez strome zbocze góry, pomimo tego, że niedaleko była wąska dróżka.
-Dlaczego nie idziemy po drodze?- zapytałam w końcu.
Devodern przewrócił oczami. Zapewne wkurzały go już te wszystkie pytania, ale co ja poradzę? Musiałam to wiedzieć!
-W tych jaskiniach mogą być Bamburony górskie albo chochliki, mieszkające tu od całych wieków.- Opowiedział Aharen.
To on niósł jedyny ocalały plecak, w którym były wszystkie nasze zapasy na podróż.
Co do jaskiń, rzeczywiście, co jakiś czas przy ścieżce, czasem trochę bardziej schowane w skałach, były jaskinie. Mniejsze i większe, ale wszystkie ekstremalnie głębokie. Ciarki przeszły mi po plecach, gdy tylko pomyślałam, że wewnątrz mogą być prawdziwe, realne potwory.
-Ale...- zaczęłam niepewnie.
-Ile można się pytać?!- wybuchł czarnowłosy.
Tak, zgadłam. Chodziło o to, że stale gadam.
-Jesteś z innego świata, czy co?- Dokończył, a ja zamilkłam.
Aharen pokręcił głową, kiedy Devodern nagle przyspieszył.
-Czy on zawsze taki był?- zapytałam szeptem.
Mroźnooki groźnie spojrzał na mnie przez ramię.
-Znowu pytasz!
-Tak, on zawsze taki był.- Odowiedział spokojnie Aharen, w ogóle nie przejmował się towarzyszem.

Na horyzoncie, wśród skał pojawiła się nieduża, drewniana chatka ze słomianym dachem. Z komina ulatniał się dym. Nie dziwię się, z każdym krokiem ku dołowi, robiło się coraz zimniej.
-A oto i posiadłość czarownicy!- zawołał Devodern, zbiegając po ostatnich już skałkach.

Staliśmy przed drzwiami skromnej zewnętrznie chaty bez okien. Drzwi huśtały się w zawiasach, przypuszczam, że można było je własnoręcznie wyrwać. Na ich środku namalowana była gwiazda, a w niej jakiś dziwne znaki.
-Ehtihos levour san.- Wyczytał Aharen z drzwi.
-To znaczy, że doczekaliśmy się wypełnienia naszego przeznaczenia.- Dopełnił czarnowłosy.
-Co to za język?- spytałam.
-Używają go magowie, ale zyskał sławę również wśród istot czarnych.
Aharen zapukał do drzwi. Te nagle gwałtownie się otworzyły, z hukiem uderzając o ścianę. To chyba było zaproszenie...

Płomienny KryształOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz