43 | Masakra w laboratorium

512 36 15
                                    

Upadłam na zimne kafelki, w nieznanym mi pomieszczeniu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Upadłam na zimne kafelki, w nieznanym mi pomieszczeniu. Natychmiast się podniosłam. Pokój przypomniał mi coś w stylu szpitala. Tyle, że bardziej oddział dziecięcy, ponieważ wszędzie były przeróżne zabawki. Oprócz zabawek wszędzie były martwe ciała dzieci, a na podłodze było mnóstwo krwi. Spojrzałam na swoje ubrania i dłonie, one również były zakrwawione. Wrzasnęłam i zaczęłam gwałtownie cofać się do tyłu. Nagle uderzyłam w kogoś plecami. Obróciłam się gwałtownie i dostrzegłam wysokiego blondyna, ubranego na biało i uśmiechającego się w moją stronę.

-Witaj Melanie - przywitał się pogodnie, na co cofłam się kilka kroków do tyłu.

-Kim ty jesteś?- zapytałam roztrzęsiona. - Gdzie ja jestem? Co to wszystko znaczy?!

-Jesteś w laboratorium w Hawkins- odpowiedział jakby mówił, o pogodzie, po czym dodał.-A tak dokładnie w 1979 roku.

-Ale...co ja tu robię?- wybełkotałam.

-Szukaliście odpowiedzi, więc pozwólcie, że wam ich udzielę- powiedział.

-Ale...- zaczęłam, lecz nie dane było mi dokończyć.

Nieznajomy zbliżył się do mnie i położył mi rękę na policzku. W tym samym momencie, zamiast w laboratorium, znalazłam się w domu Creelów. Tyle, że ten był czystszy. Poznałam go głównie przez witraż z różą w drzwiach.

Przez dane drzwi właśnie weszła rodzina, rodzice z dwójką dzieci.

-A nie mówiłem?- odezwał się mężczyzna.

-Wow- wyszeptała kobieta.

-Tu jest niesamowicie!Wygląda jak z bajki!- zawołała dziewczynka i wbiegła na schody.

-Alice, nie biegaj!- rozkazała jej matka.

No tak. To jest rodzina Creelów, wprowadzającą się do tego domu.

-Jest jak z bajki!- zabrzmiał głos Alice z góry.

Rodzice stali wtuleni w siebie, wymieniając miłe uwagi na temat domu. Natomiast ich syn stał wpatrzony w swoje buty. Ten nie okazywał entuzjazmu jak jego siostra. Wyglądał na przygnębionego.

Gdy chłopiec w końcu zdecydował się ruszyć na górę, ruszyłam zaraz za nim. Lecz dostrzegłam migające światło w innym pokoju. Niepewnie tam weszłam i dostrzegłam tego samego chłopca, tyle,że w innym ubraniu. Pomieszczeniem w którym się znajdowaliśmy była łazienka. Chłopiec otworzył wentylację i wyjął z niego pająka. Ten zaczął swobodnie chodzić po jego dłoni, a mały Creel zachowywał pełen spokój i opanowanie. Wzdrygnełam się na sam widok.

-Henry, kolacja!- zawołała z dołu jego matka.

-Idę mamo!- odkrzyknął chłopak, po czym włożył pająka do słoika i odłożył spowrotem do wentylacji, a następnie zbiegł na dół.

SOMEONE MORE | Steve HarringtonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz