rozdział 8.

65 2 0
                                    


Obudziłam się na kanapie. Wokół nikogo nie było. Usłyszałam jak ktoś, pewnie Sam porusza się w kuchni. Zdjęłam z siebie koc i ruszyłam w tamtą stronę. Barnes szukał czegoś w lodówce.

- Hej - wiąże włosy w wysokiego koka i udaje się na krzesło pod oknem.

- Cześć - odparł i wlał mleko do dwóch misek, po czym usiadł na przeciwko mnie przysuwając mi pod nos płatki z mlekiem.- Jak się spało?

- Dobrze - oparłam głowę o rękę, a w drugą chwyciłam łyżkę.

- Coś cię dręczy. Widzę to - włożył pełną łyżkę do buzi.

- Sam...- pokręciłam głową.

- Znam cię od dziesięciu lat. Mów - odparł, a ja niego spojrzałam. Był moim przyjacielem, a ja nie mówię mu prawie nic. Westchnęłam i odłożyłam łyżkę.

- Pamiętasz tego faceta u mnie w mieszkaniu - złączyłam dłonie, a on pokiwał głową.- Jest bratem szefa Kiliana i mojego. Pracuje razem z moim bratem. Jestem kierowcą, ale to nie ważne.- Słuchał mnie uważnie, ciągle jedząc.- Może coś poczułam do tego brata szefa, ale nie wiem...

- Kira. Wiem, że nie jesteś głupia. Jak ci się podoba to poznajcie się, może twój szef nie będzie miał nic przeciwko. Nie musicie przecież od razu wskoczyć sobie do łóżka - powiedział, a ja na niego spojrzałam kiwając głową.

- Nie...- zaczął.- Nie mów, że już z nim spałaś - machnęłam ręką.

- No, ale nie żałuję. Wątpię, że będzie z tego coś większego, pewnie zmienia sobie laski codzienne.

- To twoja sprawa. Ja będę zawsze po twojej stronie, ale teraz nie o tym. Masz dzisiaj wyścig.

- Od razu mi lepiej - znów zaczęłam jeść.- O której?- spytałam z pełnymi ustami.

- Dwudziesta druga - oznajmił.

***

Równo o dwudziestej drugiej siedziałam w fioletowym mustangu na linii startu. Poszczęściło mi się i byłam jako pierwsza. Nigdzie też nie widziałam zielonego audi. Zaczęło padać. Będzie trudnej.

- Start!- rudowłosa dziewczyna machnęła białymi flagami. Dodałam gazu i wystartowałam. Deszcz przybierał na sile, tak samo jak wiatr. Po chwili również się błysnęło. Ciągle byłam pierwsza, a przeciwnicy byli nieco dalej, więc miałam przewagę. Kolejny raz miałam wygrać wyścig. Bez Richarda było to bardzo proste.

Nagle w bocznym lusterku ujrzałam migające czerwono niebieskie światła. Wóz policyjny jechał kilka metrów za mną.

- Kurwa!- dodałam gazu. Pierwszy raz przydarzyła mi się taka sytuacja. Na szczęście strasznie padało, więc może nie do końca widzieli rejestrację i sam samochód. Teraz nie chodziło o wygraną, tylko o to by mnie nie złapali. Strasznie się denerwowałam, a serce waliło mi jak oszalałe. Skręcam w różne zaułki, aby ci szybko mnie zgubili. Kolejny raz się błysnęło, szybko skręcam w najbliższy zakręt, aby mnie nie zauważyli.

Po kilku minutach zgubiłam policję. Nie wiedziałam co dalej robić. Do mieszkania miałam daleko, wtedy mogli mnie znów gonić. Westchnęłam, gdy uświadomiłam sobie, że najbliżej mam do Lorenzo.

Podjechałam pod rezydencje młodszego z braci Falcone. Zaparkowałam na poboczu. Przez okna było widać, że jest w domu poprzez zapalone światła w salonie, jak i kuchni. Wyszłam z mustanga. Podbiegłam do drzwi i zapukałam. Byłam tylko chwilę na dworze, a już straszliwie zmokłam. Kolejny błysk i grzmot, aż podskoczyłam. Wale do drzwi, nikt mi nie otwiera. Założyłam kaptur od bluzy na moje już mokre włosy. Uznałam, że nie ma to sensu tak stać i ruszyłam z powrotem do samochodu. Nagle drzwi się otworzyły, a w nich stanął Lorenzo.

ʀᴇᴘᴀʏᴍᴇɴᴛOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz