rozdział 13.

63 2 0
                                    


Obudziłam się przez dźwięk dzwonka do drzwi. Przykryłam kołdrą niemal całą głowę. Ciężar ręki Lorenzo zniknął z mojego ciała, a brunet coś mrucząc położył się na plecach. Najwidoczniej nie miał zamiaru wstać i otworzyć. Znów rozległ się dzwonek, po czym usłyszałam walenie do drzwi.

- Otwórz te cholerne drzwi, może to coś ważnego - mruknęłam unosząc się na łokciach. Wbiłam wzrok w elektroniczny zegar, który wskazywał kilka minut po północy. Nagle zaczął dzwonić telefon mężczyzny.

- Kurwa...- Brunet usiadł na łóżku i sięgnął po komórkę, która znajdowała się na stoliku nocnym. Spojrzał na ekran i głośno westchnął, ale odebrał. Rzucił coś zaspanym głosem po włosku. Po chwili odłożył telefon na łóżko. Włączył nocną lampkę i wyszedł z łóżka.

- Kto to?- spytałam zawieszając na nim moje brązowe oczy. On w milczeniu naciągnął na siebie szare dresy i wyszedł z pomieszczenia.

Czasami tak bardzo denerwował mnie ten człowiek. Westchnęłam i usiadłam na skraju łóżka. Biłam się z myślami, czy zejść i zobaczyć co się dzieje. Wreszcie zarzuciłam czarny szlafrok na czarną koszulkę na ramiączka i krótkie spodenki w tym samym kolorze. Ubrania należą do Liliany, Lorenzo mi je pożyczył, abym miała coś wygodniejszego niż sukienka.

Schodząc po schodach usłyszałam nerwową rozmowę mężczyzn. Stanęłam w wejściu do salonu, skąd dochodziły głosy. W pomieszczeniu znajdowali się Lorenzo, Luciano, który wygadał na strasznie zdenerwowanego, Kilian oraz nie znany mi blondyn.

- K?- szatyn wstał z kanapy i do mnie podszedł. Każdy mężczyzna miał zmartwioną minę, a Luciano był wręcz wkurwiony.

Don Falcone spojrzał na mnie, a późnej na swojego brata.

- A więc tak, posuwasz mojego kierowcę?- prychnął patrząc na Lorenzo. Pokręciłam głową i spuściłam ręce. Młodszy Falcone powiedział coś do niego po włosku, po czym zaczęli się kłócić w tym języku.

- Skończcie musimy znaleźć moją siostrę - odezwał się blondyn, czyli zapewne brat Victorii.

- Nie będziesz mi rozkazywał - warknął Luciano.

- Co się stało z Tori?- spytałam podchodząc do rodzeństwa Falcone.

- Zadzwoniła do mnie, abym wysłał do niej szefa, po czym zacząłem do niej dzwonić, a ona nie odebrała - wytłumaczył Kilian siadając na kanapie.

- Może po prostu uciekła - rzucił Lorenzo.

- Nie.- Don skrzyżował ręce.- Nie ryzykowała by życia swojego głupiego brata.- Rossi przewrócił oczami.

- Ktoś mógł ją porwać?- znów spytałam siadając na oparciu kanapy.

- Nie ktoś, tylko Conti - uznał don. Lorenzo westchnął i machnął ręką, po czym udał się do kuchni. Widocznie nie był za bardzo zainteresowany losem blondynki.- Trzeba zorganizować ludzi i jedziemy do niego - zwrócił się do Kiliana, na co szatyn kiwnął głową i obaj ruszyli do wyjścia.- Louis tu zostanie, jak zadzwonię masz być gotowy!- oznajmił Luciano wychodząc z moim bratem z rezydencji.

Lorenzo wyszedł z kuchni ze szklanką z whisky w dłoni. Zaczął kierować się do schodów.

- Idę spać, chodź mała - odparł wchodząc na górę.

- A on!?- spytałam wybiegając na hol.

- W dupie go mam!- krzyknął znikając mi z oczu.

Ruszyłam z powrotem do salonu, gdzie zastałam brata Tori siedzącego na kanapie.

- Wszytko będzie dobrze - wypaliłam nie wiedząc co powiedzieć. Blondyn obdarzył mnie zmartwionym spojrzeniem, miał niebieskie oczy, zupełnie jak Victoria.- Jeśli Tori jest porwana, da sobie radę.

ʀᴇᴘᴀʏᴍᴇɴᴛOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz