Rozdział 3

394 39 0
                                    

Grudzień na dobre przejął karty kalendarza po trwającym jedenaście miesięcy oczekiwaniu na swoją kolej. Nie dziwi więc fakt, że zmrok zapada naprawdę rychło. Droga powrotna do mojej dzielnicy, Rusthill, upływa mi znacznie szybciej niż poranna podróż do Salthold. Powodem tego jest zapewne zamyślenie, które mnie ogarnęło.

Czy Sean i ja byliśmy ze sobą z przyzwyczajenia? Czy nie kochaliśmy się? Tapeta mojego laptopa, której wczoraj się tyle przyglądałam... To zdjęcie z podróży na narty... Czy byliśmy tam tak szczęśliwi, jak sądziłam wczorajszego wieczoru? Sean bez przerwy narzekał, że jest zimno i nie ma zasięgu. Kłóciłam się z nim o to, że nic nie można z nim zrobić, bo najchętniej tylko siedziałby w domu. Skończyło się wielką awanturą, trzaskaniem drzwiami i nocą w osobnych pokojach. To było nasze jedyne tak wielkie poróżnienie. I jedyny tak wielki wyjazd...

Czyżby Xander miał rację, kiedy na odchodnym powiedział mi, że tylko dusiłam się w tym związku, rezygnowałam z własnych pragnień i uciekałam w książki, żeby odrywać się od smutnej rzeczywistości?

Przecież nie mogło być aż tak źle.

Gdy staję przed drzwiami do własnego mieszkania, serce wali mi jak młotem. Dotykam klamki, żeby sprawdzić czy przypadkiem nie są otwarte, co oznaczałoby, że Sean jest wewnątrz.

Czy tego właśnie chcę? Zastać go tam jak gdyby nigdy nic?

Drzwi nie uchylają się. Oczywiście mój były mógł zamknąć się od środka, nie byłoby w tym nic nietypowego. Woleliśmy dbać o bezpieczeństwo, szczególnie gdy przebywaliśmy poza salonem.

Wchodzę do pokoju, odkrywając prawdę. Sean odszedł. Zgodnie z moją wolą.

Na pierwszy rzut oka niewiele się zmieniło. Zniknęło kilka bibelotów i komputer, który zajmował sporo miejsca. A na środku stolika przybyła karteczka. Biorę ją w dwa palce i unoszę do góry, choć kiedy tylko się nad nią pochyliłam, przeczytałam jej zawartość.

Naprawdę cię kocham.

Trzy słowa. Tylko tyle trzeba, żebym pękła. Dwie krople spływają mi po policzkach. Jedna szybsza od drugiej. Pierwsze, które pojawiły się od kiedy cała ta sytuacja zaistniała. Tylko już sama nie wiem, dlaczego płaczę. Raczej nie z powodu wiary w te słowa. Prędzej z żalu. Z żalu, że zmarnowaliśmy tyle czasu.

Miłość. Czym jest miłość? Sama nie wiem. Nie ma przecież żadnej definicji, która potwierdzałaby, czy relacja moja i Seana nią była. Dlaczego więc Alex i Xan tak śmiało stwierdzają, że akurat miłością tego nazwać nie można?

Zamykam oczy i próbuję uspokoić umysł pełen sprzecznych myśli. Nie chcę już roztrząsać, czy go kochałam, czy nie. Nie mam ochoty zastanawiać się, czy zdrada boli mnie przez sam fakt zdradzenia, czy z powodu złamanego serca.

Ocieram łzy wierzchami dłoni i pewnym krokiem przechodzę do części kuchennej. Wyrzucam liścik do kosza, jakbym w ten sposób ostatecznie rozprawiała się z Seanem. Nie ma tu już dla niego miejsca. Dla niego ani jego nic nie wartych słów.

Rzucam się na kanapę i wpatruję w sufit. Czym mam się teraz zająć? Ugotowałabym kolację, ale Alex przyrządziła obfity obiad, po którym długo nie zgłodnieję. Na telewizję nie mam ochoty, a przy książce nie potrafiłabym się dostatecznie skupić. Nie spędzę też z nikim romantycznego wieczoru, bo straciłam partnera. Co jednak najśmieszniejsze, nawet gdybym go jeszcze miała, i tak nie spędziłabym z nim romantycznego wieczoru. My tego nie robiliśmy. Nie jedliśmy kolacji przy świecach. Nie braliśmy wspólnych kąpieli. My po prostu byliśmy. Razem. Obok siebie. Ja z powieścią w dłoni, on przy komputerze. Każde w innym życiu. Gdzieś poza ciałami Cass i Seana.

Virtual Lovers ✔ 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz