Rozdział 24

348 35 0
                                    

Białowłosy anioł stoi przede mną i uśmiecha się, jakby z poczuciem winy. Jest wysoki i niesamowicie przystojny.

Co skrywasz, Aaronie? Masz dziecko na boku? Siedziałeś za kratami? To żadna przeszkoda! Pozwól mi się kochać!

Nie znam jego sekretu i nie wiem, czy po jego poznaniu będziemy mogli być razem, ale skoro już tutaj przyjechałam, szkoda byłoby nie skorzystać. Robię krok do przodu, a później minimalnie przesuwam się w prawo, tak by Arr mógł zamknąć drzwi. Przekręca zamek, po czym staje przede mną. Przełykam ślinę i rzucam się w jego ramiona z taką siłą, że aż się zachwiewa. Wtulam się w niego, a on oplata mnie swoimi rękoma. Jest prawdziwy. Mam ochotę rozpłakać się ze szczęścia. Zamykam oczy i marzę tylko o tym, by trwać tak przez wieczność. Jego dłoń przejeżdża przez moje puchate włosy, a mnie ogarnia spokój.

Tak cholernie tego pragnęłam.

Radość rozsadza mnie od środka.

Odchylam głowę, staję na palcach i zaskakuję Aarona zachłannym pocałunkiem. Kosztuję jego usta, które smakują czekoladą. Oplatam ramionami jego szyję, a on łapie mnie w talii i przyciąga do swojego krocza, odpowiadając na ruchy moich warg. Robię kilka kroków w tył i prowadzę go za sobą, chociaż nie mam pojęcia, jaki jest rozkład pomieszczeń w tym domu.

– Poczekaj, Cassy – sapie, odsuwając mnie od siebie. – Bardzo tego pragnę, ale musimy najpierw porozmawiać.

– Wiem – przyznaję mu rację, zdyszana z powodu szalejącego we mnie podniecenia.

– Ale zanim to, możesz docenić moje starania – mówi.

Patrzę na niego z podejrzliwością, a on kładzie dłonie na moich barkach i obraca mnie przodem do pokoju. W pomieszczeniu zgaszone są wszystkie światła. Zamiast nich mrok rozświetlają liczne świece. Pięć czerwonych, każda innej wielkości, ustawił na stoliku kawowym przed kanapą. Rządek malutkich ozdabia komodę z telewizorem. Na przeciwległym krańcu, jakby w drugim pomieszczeniu, oddzielonym łukowatym przejściem od salonu, znajduje się stół jadalny, a na nim ogromny świecznik z długimi świecami. Nie wiem, dlaczego, ale kojarzy mi się to z wampirami. Tak czy inaczej wygląda niesamowicie efektownie.

Aaron odwiesza mój płaszcz i prowadzi mnie w kierunku sąsiedniego pomieszczenia. Z bliska dostrzegam, że stół pokrywa bordowy obrus, a na nim ustawiono całą masę jedzenia i... butelek z winem musującym. Zerkam na Arra i mam ochotę znów rzucić się na niego z pocałunkiem. Dopiero teraz dostrzegam, jak się wystroił. Ma na sobie czarną koszulę i tego samego koloru jeansy. Połowę włosów związał z tyłu gumką. Ach i wylał na siebie chyba całe perfumy, bo pachnie zniewalająco.

– Cudnie to wygląda, chociaż wprowadziłabym pewne zmiany.

– Jakie? – Patrzy na mnie z seksownym uśmieszkiem.

– Nie chcę siedzieć naprzeciw ciebie. Mam dosyć dzielącej nas odległości. Chcę, żebyś był obok mnie, żebym mogła cię dotykać.

– Och, słodziaku.

Obejmuje mnie i chyba nie wie, że doprowadza mnie tym do szaleństwa. Pożądanie, które podsyca we mnie jego bliskość, jest trudne do opanowania.

Odsuwa się ode mnie i przestawia nakrycie na drugą stronę tak, by było po mojemu. Siadamy, a on informuje, iż postawił na zimny bufet, bo nie wiedział, o której dokładnie może się mnie spodziewać. Śmieję się, słysząc to.

To urocze.

Najchętniej od razu zabrałabym się za smakowanie, ale siadam bokiem i patrzę na jego twarz, rozświetlaną przez blask świec. Cholera, naprawdę wygląda jak wampir. Seksowny wampir!

Virtual Lovers ✔ 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz