Rozdział 7

349 38 0
                                    

Podaję szklankę wody starszemu pacjentowi, któremu w toalecie zrobiło się słabo. Wyłysiały mężczyzna drżącą dłonią odbiera ode mnie napój, który ma choć odrobinę pomóc mu dojść do siebie. Całe szczęście, że facet wyszedł o własnych siłach. Gdyby stracił przytomność zamknięty samotnie w czterech ścianach łazienki, byłoby dużo gorzej. Mimo wszystko i tak obserwuję go z niepokojem, zastanawiając się, czy nie wezwać pogotowia, choć on twierdzi, że już mu lepiej.

– Cassandro – drzwi gabinetu otwierają się, a ojciec patrzy na mnie znużonym wzrokiem – poproszę cię na chwilę.

Choć mam kilka zaczętych spraw i pacjentów na głowie, wiem, że z moim szefem się nie dyskutuje. Nauczyłam się, że jeśli prosi mnie do siebie, należy zostawić wszystkie obowiązki i wykonać jego polecenie.

Mężczyzna, nad którym stoję, przysięga, że już wszystko w porządku, więc mogę go zostawić. Proszę siedzącą obok pacjentkę, żeby miała na niego oko i w razie czego mnie zawołała.

Wchodzę do obszernego, nieskazitelnie białego pomieszczenia, w którym tata ma swoje rozległe biurko, a za nim regały po brzegi wypełnione dokumentami. Ściana za moją ladą prezentuje się podobnie. Pamiętam, że kiedy zaczęłam tutaj pracę, nie wyobrażałam sobie, jak dam radę to wszystko ogarnąć.

W centrum gabinetu znajduje się oczywiście najważniejsze – fotel dentystyczny i narzędzia tortur z najwyższej półki. Otoczona sprzętami, których widok i dźwięk w wielu osobach wywołuje grozę, leży osiemnastoletnia Victoria. Dziewczyna ma spore problemy z uzębieniem i na nieszczęście panicznie boi się stomatologa.

– Uruchomisz ssak? – pyta tata.

To tylko pretekst. Tak naprawdę zawołał mnie, żebym mówiła do pacjentki, która teraz uśmiecha się do mnie krzywo, podczas gdy on będzie wykonywał swoją pracę. Ojciec nie należy do gaduł. Zwykle jedynym dźwiękiem w jego miejscu pracy jest cicho grające radio. Tylko czasami mówi ludziom, co akurat robi lub co trzeba będzie zrobić. Poza tym uwielbia milczeć.

Victoria jest osobą, której potrzeba słów otuchy. To nie pierwszy raz, kiedy muszę ją uspokajać. Szczerze mówiąc, wiedząc, że ma dziś wizytę, byłam przygotowana na to, że zostanę wezwana do pomocy.

– Jak ładnie wyglądasz, Vic, do twarzy ci z tym rudym – komplementuję nastolatkę, która pięciocentymetrowe pasma z przodu przefarbowała z czarnego na ognistą pomarańcz.

– Ja tylko raz w życiu zrobiłam sobie różowe końcówki, jak byłam trochę młodsza od ciebie – kontynuuję pogadankę.

Nie dziwię się ojcu, że nie lubi odzywać się do pacjentów. Jak ktoś ma rozgrzebanego zęba, to ani ci nie odpowie, ani nawet się nie uśmiechnie. Jedynymi reakcjami na moje słowa, jaką udaje się wydobywać Victorii, są różnego rodzaju pomruki.

– Byłam wczoraj w galerii i moja siostra kupiła taki sam sweterek, jak miałaś ostatnim razem. Ja kupiłam cieplejsze buty, bo ten śnieg przedwczoraj mnie zaskoczył. Nie byłam na to przygotowana.

Spowiedzi ciąg dalszy. Dobrze, że tata nie jest plotkarzem i właściwie nawet nie zwraca uwagi na to, co mówię. Liczy się jedynie to, że moim gadaniem udaje mi się osiągnąć zamierzony efekt – odwrócenie uwagi Vic.

Po kilkunastu minutach wytężonej pracy, ojciec oznajmia, że na dziś to będzie wszystko. Poleca dziewczynie umówić się na kolejną wizytę dopiero po świętach, co jest dla niej najlepszym prezentem, jaki mógł jej wręczyć.

Razem opuszczamy gabinet i udajemy się do mojej lady. Rzucam okiem w stronę krzeseł, znajdujących się po lewej, żeby przyjrzeć się mężczyźnie, który właśnie podnosi się z miejsca, by udać się na fotel. Odzyskał normalne barwy, więc oddycham z ulgą.

Virtual Lovers ✔ 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz